Wszelkie rewolucje, rebelie, czy bunty to bardzo widowiskowy sposób na prowadzenie fabuły. Sposób dość prosty i zrozumiały dla wszystkich, w końcu tyran, nawet o dwóch twarzach, zawsze pozostaje tyranem, a lud, ciemiężony, biedny i zgnieciony do samej ziemi zasługuje na zrzucenie jarzma strachu i rozpaczy. Terror zawsze niesie za sobą biedę, cierpienie tysięcy i głodujące dzieci. Śmierć najsłabszych, żebrzącą gawiedź i jęk choroby, pośród skropionych ludzką krwią pól. Na ich owocach pasą się arystokracja, bogacze wszelkiej maści i sam pan i władca, uznawany za boga, nawet jeśli bogiem nie jest, zawsze niepokonany, nieśmiertelny, najgroźniejszy spośród wszystkich. Oczywiście jego rządy to przede wszystkim dymy i lustra, oblicze wykreowane na miarę Czarnoksiężnika z Oz, pełne tajemnic z przeszłości, które zazwyczaj okazują się prowadzić do tych samych korzeni.
W takim przewidywalnym, nieszczęśliwym świecie pozostawionym na pastwę władcy-potwora rozgrywa się akcja pierwszego tomu fantastycznej trylogii dla młodzieży, uwielbianego w świecie literatury Brandona Sandersona, czyli „Z Mgły Zrodzony”. Tym razem to Ostatnie Imperium w krainie zwanej Scadriel, gdzie kolory przypominają te po atomowej apokalipsie, a z nieba za dnia wciąż leci popiół. Natomiast nocami snują się żarłoczne mgły, przesiąknięte czymś tajemniczym, dziwnym, mocą, która wciąga. Tą zrujnowaną ziemią od tysiąca lat nieprzerwanie rządzi Ostatni Imperator, istota o bezgranicznej mocy, niemal boska, uznawana za nieśmiertelną, wspomnienie kogoś, kto wyszedł z ciemności. Twardą ręką trzyma na smyczach Stalowy Zakon, zajmujący się kultem wokół władcy, na wzór uległego duchowieństwa; uprzywilejowane, arystokratyczne rody o nieskończonych wpływach i bogactwie, oraz najliczniejszą grupę – uciśnionych skaa, czyli niewolników pozbawionych jakichkolwiek praw, poza prawem do śmierci.
Szesnastoletnia Vin, skrzywdzona, stłamszona złodziejka z jednej z rzezimieszkowych, miejskich band dostaje nietypową propozycję. Od jakiegoś czasu przyglądał jej się niejaki Kelsier, jeden z najsłynniejszych złodziei, o którym krążą legendy, a który należy do tzw. Zrodzonych z Mgły. Mgliści i Zrodzeni z Mgły są allomantami, a to oznacza, że potrafią topić wewnątrz swojego ciała metale i wykorzystywać ich moc na zasadach magii – każdy metal odpowiada jednej umiejętności. Jak się okazuje, Vin, podobnie jak Kelsier, jest jedną z nielicznych Zrodzonych – włada wszystkimi ośmioma metalami i skrywa w sobie niewiarygodnie silną moc. Dziewczyna okazuje się potrzebna, by małymi krokami, jednak z dużym rozpędem, rozpocząć rewolucję wśród skaa, która ostatecznie ma prowadzić do upadku Ostatniego Imperatora, obalenia władzy Zakonu i arystokracji, a wyzwolenia niewolników. Walka dopiero się rozpoczyna, Vin przyłącza się do rebelii i odkrywa w sobie pokłady nieznanej w sobie siły. Tylko czy to wystarczy, by obalić bóstwo?
„Z Mgły Zrodzony” Brandona Sandersona jest przyjemnym, bardzo poprawnym, typowym młodzieżowym fantasy, którego ostatnio coraz więcej pojawia się na księgarskich półkach. Pierwszy tom cyklu nie wnosi jednak nic nowego do gatunku, nie fascynuje specjalnie i raczej należy do tych pozycji, które większe wrażenie zrobiłyby na ekranie komputera, niż na kartach powieści. Koncept Sandersona jest mocno wizualny, opisy walki zamiast przyprawiać o dreszcze, raczej wywołują konsternację, gdy po raz dziesiąty czytamy o rzuconych z impetem monetach, które przebijają szkło. Podobnie jest z poruszaniem się po tym mglistym świecie – jest to bardzo „growe”, z dachu na dach, przez uliczki, używając poszczególnych talentów, by się ukryć. To w sumie zaskakujące dla literatury, gdy zostaje porównana do interaktywnej rozrywki, jednak odnosi się takie wrażenie, gdy przemierzamy ulice miasta Ostatniego Imperium.
„Z Mgły Zrodzony” nie zaskakuje oryginalnością, a raczej wpisuje się idealnie w całe rzesze tytułów podobnych, których opowieść snuje się wokół rebelii, wybrańców losu i asasynów tańczących we mgle. Brandon Sanderson powtarza znane motywy, robi to umiejętnie i nawet ciekawie, jeśli czytelnik nie jest obeznany z istniejącymi już w literaturze, czy popkulturze kanonami. Rzezimieszki, zemsty ludu, upadający bogowie – to wszystko już było, jest i pewnie setki razy się powtórzy, więc jeśli czytelnikowi nie przeszkadza to nawracanie do tych samych wątków, z pewnością ucieszy się z powieści Sandersona. Tym bardziej, że autor broni się stylem i konstrukcją historii – prosto, czytelnie i chwyta co wrażliwszych za serce. „Z Mgły Zrodzony” sprawdzi się jako lektura dla młodzieży zaczynającej swoją przygodę z gatunkiem, dla miłośników lekkiej, przyjemnej współczesnej fantastyki i oczywiście dla wszystkich fanów prozy Brandona Sandersona. Kolejna rewolucja się kończy, tyran upada, teraz jej dzieci czekają na pożarcie.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Księgarnią Internetową Bonito.
**Po więcej „Z Mgły Zrodzonego” i filmik Klubu Marudnych Zaczytanych Ciotek koniecznie zajrzyjcie na VLOGA:
Tę książkę sobie raczej odpuszczę (mało która młodzieżówka mnie aktualnie zachwyca), ale mam na czytniku monumentalną „Drogę królów” i mam nadzieję, że ona zrobi na mnie odpowiednie wrażenie 😀
Ja na razie odpuszczam Sandersona, na czas nieokreślony, bo coś czuję, że się minęliśmy. Jeszcze ostatnio Kruk i Janek pojechali po „Drodze Królów”, a im ufam, więc… ale będę czekać na Twoje wrażenia 🙂
O, nie widziałam, że pojechali po tym! To znaczy Janek, Kruka chyba nie czytam… (Podasz link do bloga?) Przeczytam tę „Drogę królów”, ale też nie wiem kiedy, gabaryty trochę przerażają, a jest tyle ciekawych książek do czytania 😀
Pojechali ostatnio pod filmikiem Janka o opowiadaniach fantasy 😀
A tutaj link do Kruka 🙂 Ufam mu 😀
https://bibliotekakruka.wordpress.com/
Poczułem ciężar odpowiedzialności 😉
Dzięki za miłe słowa 🙂
Trzeba ufać specjaliście w temacie 😀
A mnie kusi, mimo wszystko 🙂 Może jak już przeczytam „Drogę Królów” to spróbuję z młodzieżową wersją Sandersona 🙂
Jak lubisz Sandersona, to pewnie będziesz zadowolona 😀
Jeszcze nie wiem, czy lubię, ale czuję, że tak 😀
Wypożyczyłam, zaczęłam czytać, na razie nie wciąga zbyt mocno, ale zobaczymy, co będzie dalej. 😉 Trochę zirytowało mnie to, że na początku poznajemy Kelsiera jako bohatera, bo ratuje tę dziewczynę, córkę Jess. Nienawidzę wątków i scen pokazujących lub wykorzystujących gwałt.
(Na drugim miejscu znienawidzonych motywów znajduje się śmierć matki przy porodzie + śmierć ukochanej wywołująca przemianę u mężczyzny, koszmar. Wybacz, że tak sobie ponarzekałam dzisiaj u ciebie ;).
Tego typu sceny zawsze są mocno chwytliwe – mają łapać Twoje emocje i jednoznacznie ukazywać pobudki bohatera 🙂
Mam nadzieję, że Ci się spodoba całość – daj znać po przeczytaniu! 🙂
Pozdrowienia! :*
A ukazują nie tylko pobudki bohatera, ale i autora.
Myślę, że jest różnica między emocjami wywołanymi śmiercią/tragedią lubianego bohatera a niezadowoleniem spowodowanym typową charakterystyką czy szafowaniem pewnymi motywami. Może nie umiem dokładnie zwerbalizować swoich wątpliwości, ale mam nadzieję, że to, co piszę, jest w jakimś stopniu zrozumiałe. 😉
Rozumiem w pełni – to po prostu takie najbardziej popularne chwyty, dzięki którym można się kogoś pozbyć/zranić/zabić/ukarać etc. i one niestety zawsze działają jako wypełniacze 🙂 Scena u Sandersona jest prosta i od razu wiadomo o co chodzi: ratuje dziewczynę-niewolnicę przed gwałtem, czyli jest dobry, sprawiedliwy, walczy z systemem – wiadomo już wszystko, nawet na czym polega sam system – jedna scena, a mówi wszystko 🙂
Trylogia Z mgly zrodzony nie jest powiescia young adoult tylko high fantasy to po pierwsze (zabrzmialo groznie hehehe) Pierwsza ksiazka z serii zostala wydana w 2006 roku czyli 9 lat temu, kiedy osobiscie uwazam , ze fantasy ani high fantasy nie cieszylo sie popularnoscia jak sam Martin mowil ludzie nazywali te czesc literatury dziwactwo.. Po wielkim sukcesie gry o tron ludzie zaczeli interesowac sie tym typem literatury i nagle znalazlo sie dziesiatki autorow piszacych young adoult i fantasy wczesniej panowal dobry horror i kryminaly (dla ludzi ktorzy kochaja te klimaty dalej tak jest ) a teraz swiat opanowali young adoult I fantastyka dystopia itp. Ale do czego zmierzam , napisalas ze Sanderson powiela stereotypy powiesci fantasy I nie wnosi niczego nowego do tego gatunku a moim zdaniem zostaja one powielane wlasnie po nim przeciez jest mnostwo ksiazek wydanych po Sandersonie I nie ma wielu pisarzy ktorzy zechcieli by ruszyc troche dalej I wymyslic inny schemat ale nikomu sie nie chce tknac tej kwestii .lub tez wydawnictwa maja swoja wizje co sie dobrze sprzeda ,glowny bohater /erka nie moga przeciez zginac podczas zawzietych walk bo nie ma ich jak zastapic czytelnicy padli by trupem gdyby ich ukochany bohater umarl po drodze, przyjaciele glownego bohatera tez sa zbyt warznymi osobami zeby ich usmiercac przeciez pomagaja w dotarciu do celu nalezy ich troche poranic postrzelic ale nie zabic bron boze z kim glowny bohater chodzilby na imprezy i wspominal stare dobre czasy wiec naprawde nie wiem czy sanderson to autor ktorego nalezy krytykowac za powielanie czy niewnoszenie niczego nowego bo zaden autor moim zdaniem poza Martinem tego nie zrobil nawet slawny i uwielbiany Tolkien nie zabil zadnego hobbita ludzie rewolucja I uwielbienie bo historia zakonczyla sie zwyciestwem dobra nad zlem ? Nie! Ludzie zakochali sie w Tolkienie bo stworzyl swiat ogromny pelen niesamowitych stworzen chcialo mu sie nawet stworzyc jezyk itp. wszystko bylo epickie ale czy powielil schemat fantasy? Odpowiedz brzmi tak. Pewnie niewielu sie ze mna zgodzi i nie szkodzi bo to moje zdanie na ten temat I kazdy ma prawo do swojego tak czy siak liczy sie pomysl bo schemat zostaje . Moze trylogia z mgly zrodzony nie jest osmym cudem swiata ale jest w niej cos co zaciekawia przynajmniej mnie zaciekawila I czytam dalej chociaz mam mieszane uczucia pewne rzeczy mi sie nie podobaja ale daje jej szanse bo chce w tzreciej czesci czegos epickiego I mam nadzieje ze to dostane ocenie jak przeczytam wszystko .A I tak dla wyjasnienia zeby nie zostac zlinczowana wyzej napisana wypowiedz nie ma na celu atakowania autorki postu ani nikogo innego uwielbiam wielkiego buka I szanuje ogrom pracy , jest to tylko moj glos w dyskusji. Dziekuje I pozdrawiam jesli ktokolwiek przeczytal moja wypowiedz bo jest strasznie dluga
A widzisz – cenię sobie takie fajne i wnikliwe komentarze, tym bardziej jeśli jest z czym polemizować. 😀 Dziękuję!
Rozumiem jak najbardziej Twój punkt widzenia, zdaję sobie sprawę z czasu powstania trylogii Sandersona, jednak wciąż nie uznałabym jej za high fantasy. I mimo wszystko Sanderson powiela utarte schematy i po nim też powielają (takie kółko powielaczy) – umiejętnie, sympatycznie, jednak bez żadnego większego szału. To już jest young adult, nawet jeśli początek i nawet jeśli nawet udane, biorąc pod uwagę to, co powstaje hurtowo w ostatnich latach.
Porównując język, porówując konstrukcje zdaniowe, opisy, wprowadzanie bohaterów itp. – Sanderson nie dorównuje Tolkienowi, czy Martinowi – bardzo uproszczony, bardzo powierzchowny, sporo powtórzeń. To również wyznacza grupę docelową tej powieści.
I oczywiście, że ten cykl może zaciekawić, może zachwycić – tego w żaden sposób nie kwestionuję 😀 Życzę Ci cudnej lektury Sandersona i żabyś mnie źle nie zrozumiała – nikogo nie krytykuję za czytanie Sandersona, tylko wskazuję jego słabsze punkty jedynie przy pierwszym tomie „Z Mgły Zrodzonego” 🙂
Pozdrowienia!
Ja się na temat „Z mgły zrodzonego” nie wypowiem, bo na razie czeka na półce. Jednak polecam „Drogę królów”, to z czystym sumieniem można nazwać high fantasy i moim zdaniem dorównuje, a nawet bije Martina na głowę 😛
Z tego co słyszałam, to w ogóle „Droga Królów” to inny kaliber – o niebo inna klasa opowieści 😀
Nie poczulam sie przez ciebie skrytykowana w zaden sposob za czytanie Sandersona w zadnym wypadku I tak jak ty rowniez lubie dobra dyskusje 🙂 Tez nie nazwalam tej trylogi „epicka ” bo nie jest, jedynie zaznaczylam ze chce by cos epickego sie zdarzylo w nastepnych tomach I zmienilo oglad calej serii .Powtarzalnosc opisow w zrodzonym przyprawia o mdlosci po 50tym razie czytania jak vin czy kelsier rzucaja monety itd.sprawia ze faktycznie chce sie krzyczec ile razy mozna przypominac jak dziala allomancja. Dlatego pisalam ,ze krytyka sandersona ze powiela schemat nie nalezy sie tylko jemu mozna miec do niego pretensje , ze nie wyszedl ze schematu nie postaral sie tak jak Tolkien czy Martin . W jakis sposob niewielu z autorow probuje przelamac schemat to tak jak pamietam ze szkoly wypracowania musialy miec poczatek rozwiniecie I koniec tak fantasy musi miec swiat, bohatera I tego zlego ktorego trzeba obalic zniszczyc I wyzwolic uciskanych spod jarzma tyrana .Martin stal sie dla mnie jedynym autorem fantasy , ktory zlamal schemat a co z reszta? Czy wydawnictwa nie chca wydawac podobnych ksiazek czy niewielu autorow takie pisze czy moze pisza ale sa tak zle ze ich nie wydaja kto zna odpowiedz? Tak wiec zostal nadany schemat a od autora zalezy co zrobi aby opowiesc byla porywajaca I ciekawa . No I na koniec wydawnictwo amerykanskie zakwalifikoalo jego trylogie jako high fantasy ja nie mialam z tym nic wspolnego widze dlaczego mozna ja uznac za young adult zwlaszcza w drugiej czesci. moze powinna zostac przekwalifikowana? Tez uwarzam sie za czlonkinie klubu zaczytanych marudnych ciotek I wiekszosc young adult mnie nie zadowala ale niektore maja ciekawch bohaterow I dobrze wykreowany swiat .
Oczywiście, że Sanderson nie jest osamotniony w powielaniu schematów – to zmora tego gatunku, tylko jeśli już, to trzeba to robić umiejętnie, a ja zawiodłam się na tej całej masie powtórzeń, tym stylu takim uproszczonym jakoś,
A autorów fantasy o świetnym, nowatorskim podejściu do gatunku jest podobno sporo (ostatnio pisali o tym Janek z Tramwaju Nr4 i dołączył się Kruk z Biblioteki Kruka), tylko nie są medialni, nie są interaktywni, nie są tak masowo uwielbiani jak chociażby Sanderson. A niemedialność się teraz nie sprzedaje, niestety…
I przesyłam wirtualny herbatnik – symbol Klubu Zaczytanych Marudnych Ciotek wymyślony przez Karolinę 😀
Jestem w trakcie lektury i chociaż zazwyczaj nie zerkam na recenzje, zanim sama nie skończę książki i nie napiszę kilku słów od siebie, to tutaj stwierdziłam, że będzie inaczej. Kurde, moje wrażenia do tej pory były bardzo pozytywne – przeczytałam na razie 300stron, ale poruszyłaś tutaj kilka zagadnień, które rzeczywiście się zgadzają, a na które JESZCZE nie zwróciłam uwagi. Mówię tutaj chociażby o monetach. Już kilka razy wątek mi się przewijał a skoro to zwróciło Twoją uwagę, to jestem pewna, że jeszcze trochę tego będzie. Tak samo fakt, że autor non stop skupia się na tych skokach. Jak nie przez mury, lasy, to nad budynkami, przez całe miasto itd. itd.
Myślę, że mimo wszystko moja opinia jakoś diametralnie się nie zmieni, bo dobrze mi się książkę czyta, ale jest kilka rzeczy, które zaakceptowałam podczas lektury i kilka takich, które teraz, po przeczytaniu Twojej opinii, wydają mi się powielane i troszeczkę miałkie i pewnie będą mnie podczas dalszej lektury razić.
Mimo wszystko czekam jeszcze na film i na to, co będziesz miała w nim do powiedzenia na temat książki 😉
Ooo! Jak fajnie, że przeczytałaś i porównałaś wrażenia! Dziękuję :*
No właśnie Sanderson jest bardzo lekki i lekkostrawny, więc można wybaczyć mu spokojnie te niedociągnięcia, jeśli lubi się jego styl i sposób prowadzenia narracji 🙂
Hm, hm, interesujące jest w sumie, jak szybko ostatnio przesuwają nam się granice wieku zakładane dla docelowego czytelnika. Podejrzewam, ze te dziewięć lat temu, kiedy Sanderson wydawał książkę, kierował ją do dorosłych czytelników (podobnie jak Naomi Novik). Teraz rzeczywiście ten cykl można uznać za młodzieżowy. A może lżejsza fantastyka od zawsze była pisana bardziej w klimacie YA (jako ta bardziej uniwersalna w odbiorze), tylko że wcześniej nikt tego nie wydzielał jako osobnego podgatunku?
I zgadzam się, że to bardzo „medialna” książka. Aż dziw bierze, że dotąd nikt jej jeszcze nie zekranizował… Ale wydaje mi się, że to akurat typowe dla Sandersona („Elantris” – bardzo dobre swoją drogą – tez świetnie nadawałoby się na ekran. I tez go tam nie ma;)).
Sama bardziej niż główną osią fabularną zainteresowana jestem tym, jak to właściwie tak naprawdę było z Głębią. Ale ja mam jakiś odchył na tym punkcie, kiedy czytałam „Ciemny Eden” też bardziej interesowała mnie para założycielska.;)
Ooo! Dziękuję, że mi przypomniałaś o „Ciemnym Edenie”! Czeka na półce, tak bardzo chciałam przeczytać i totalnie zapomniałam, a brzmi fenomentalnie 🙂
To faktycznie ciekawy fenomen – kiedyś chyba fantasy było bardziej niszowe i wybaczało się więcej – ta młodzieżowość treści tak nie raziła. Dzisiaj to po prostu bardzo widać, bo jest wszędzie.
Ale bym zagrała w „Z Mgły Zrodzonego”, nawet nie obejrzała, ale zagrałą właśnie 😀