„Pies Baskerville’ów” Sir Arthur Conan Doyle

Bombla_PiesBaskervilleów

„Co go wystraszyło? Pies zwyczajny, pasterski, czy też jakieś stworzenie fanastyczne, widmowe? Czy była w tym ręka ludzka, czy też moc nadprzyrodzona? Może blady Barrymore wie o tym zdarzeniu daleko więcej, niż mówi? Jakiekolwiek jest rozwiązanie zagadki, ostatnim jej słowem – zbrodnia.”

Mity. Podania. Legendy. Baśnie i historyjki na dobranoc. Opowieści, które otaczają człowieka od najmłodszych lat. Przekazy ustne, które idą za nami, od wieków. Przechodzą z pokolenia na pokolenie, zakorzeniają się i zostają na zawsze. Uczą, bawią i ostrzegają przed zgubnym kuszeniem ciemnej strony rzeczywistości. Przecież w każdej legendzie siedzi ukryte ziarnko prawdy, nawet jeśli ta prawda nie do końca jest jeszcze zrozumiała, a umysł słuchacza czy czytelnika nie potrafi jeszcze pojąć jej w pełni. Bywa, że takie opowieści potrafią ożywać. Przenoszą się do naszego świata, wyzierają z zakątków wyobraźni i zdeformowane stają się nagle trójwymiarowe. Namacalne i dotykalne. Zazwyczaj ich element paranormalny jest niczym innym jak zwyczajnymi pozorami, „dymami i lustrami”, a tajemnica przestaje rychło być tajemnicą, bo stoi za nią jedynie, lub aż – człowiek. A człowiek lubi teatr. Lubi zmieniać maski. Kiedy bawi się sekretami, kiedy wdraża w życie coś, co powinno pozostać jedynie w sferze słów, eterycznych symboli, nigdy czynów, wtedy może zrobić się naprawdę niebezpiecznie.

O legendzie, która ożywa i sieje postrach na brytyjskim ustroniu opowiada kultowa już (i tutaj zdecydowanie przymiotnik „kultowy” jest konieczny) powieść z cyklu o najznamienitszym detektywie wszech czasów, Sherlocku Holmesie, zatytułowana „Pies Baskerville’ów” autorstwa Sir Arthura Conan Doyle’a. Ani autora, ani samej postaci nie muszę z pewnością Wam przedstawiać. Wybitna seria detektywistyczna, postać uwielbiana, opowieść filmowana, incenizowana i przestawiona na setki możliwych sposobów. A jej założenie jest przecież tak niezwykle proste, chociaż mroczne, bo przenikające naturę człowieka, który jest w stanie zrobić wszystko z żądzy zysku. Ten może na przykład manipulować wyobraźnią. Może stworzyć iluzję, która będzie równie groźna, co jej rzeczywiste odniesienie. Może zabić mamiąc mirażami, w taki sposób, że sama ofiara nigdy nie zorientuje się, czemu przyszło jej umierać i co, bądź kto się ku temu przyczynia. Dobrym miejscem na wypróbowanie tej teorii może być na przykład hrabstwo Devon i stara rodzinna klątwa, która podobno ciąży nad członkami pewnego starego rodu. Klątwa, którą podpiera od lat pewna miejscowa legenda.

Od ponad dwustu lat stary brytyjski ród Baskerville’ów prześladuje śmiertelne fatum. Wszyscy spadkobiercy giną w tajemniczych i często brutalnych okolicznościach. Okoliczni mieszkańcy przypisują ten porządek rzeczy odległym występków niejakiego okrutnego Hugona, który w szale i uniesieniu przegonił na śmierć uciekającą przed nim dziewczynę, napuszczając na nią sforę psów. Ciało dziewczyny zostaje znalezione na odległej polanie, tuż obok niej ciało samego Hugona, a nad nim – diabelskiego brytana o krwiożerczym spojrzeniu. Od tamtej pory wszystko jest nie tak, a na domiar złego nagłą śmiercią umiera dobroczyńca rodu Baskerville’ów – Charles. Na dokładkę, jak gdyby tego było już mało, powraca legendarny pies. Na trzęsawiskach słychać nocami wycie. Czasami bestia ukazuje się tuż po zmroku i ujada, siejąc postrach. A do siedziby rodu ma powrócić ostatni dziedzić – sir Henry. I tak wkracza do akcji Sherlock Holmes wraz z nieodłącznym Watsonem, by uchronić nowego spadkobiercę majątku przed niechybną śmiercią.

To co najbardziej fascynuje, to mechanizm trwania legendy potwornego psa, gigantycznego ogara, w którego cieniu żyje cała rodzina Baskerville’ów od chwili pogromu okrutnego Hugona. Dzieciom opowiada się tę historię do poduszki, ku przestrodze, niczym horror, który w każdej chwili może także stać się ich udziałem. Każdy nagły zgon przypisywany jest klątwie i siłą rzeczy staje się napędzającą się samoistnie przepowiednią. Rodzi się zabobon i paniczny strach, który jest na tyle zaraźliwy, że bez problemu przenika do otoczenia i dołącza do miejscowego folkloru, niczym jakieś chochliki, czy diabły na rozstajach dróg. Wiadomo, oczywista prawda z najoczywistszych – nie chadza się na wrzosowiska po zmroku. Nie i już. Tylko wcale nie dlatego, że grząskie bagienne tereny mogą wciągnąć nieuważnego podróżnego, wcale nie dlatego, że ścieżki bywają tam zwodnicze, ale dlatego, że nocami poluje diabelski pies. Absurdalne i dziwne. Perfekcyjna pożywka dla zapalonego detektywa.

W „Psie Baskerville’ów” niezwykle intensywny jest ten element, który nazwać można „efektem przeniesienia”. Sir Conan Doyle dosłownie hipnotyzuje czytelnika słowami w taki sposób, że gdy doktor Watson po raz pierwszy staje na ziemi hrabstwa Devon, my stajemy tam razem z nim. W nozdrzach czuć mokradła, przed oczami rozciągają się wrzosowiska i trzęsawiska, a chłodne jesienne powietrze przenika nozdrza. Mrok snuje się wraz z mgłami, noc staje się jeszcze ciemniejsza, a cisza, którą przerywa wycie z oddali – jeszcze gęstsza. Efekt jest piorunujący – prawie, prawie wkraczamy do rezydencji rodowej Baskerville’ów, z bijącym sercem i rozszerzonymi ze strachu oczami, bo czujemy, ba, wiemy już, że legenda ożyła i coś krąży po wrzosowiskach, by zbierać krwawe żniwo. Czytelnik zostaje tak wmanewrowany w zagadkę, że rozwiązywanie jej i dochodzenie po przysłowiowej nitce do kłębka staje się niesamowitą zabawą, chociaż kiedy idzie o czyjeś życie, nawet wyimaginowane, to „zabawa” brzmi zbyt psychotycznie. Raczej intrygującą rozrywką, która daje szansę być Sherlockiem, Watsonem i poszczególnymi postaciami jednocześnie.

„Pies Baskerville’ów” zawiera w sobie idealnie skomponowaną miksturę mroczno-detektywistycznych składników, dzięki którym powieść Sir Arthura Conan Doyle’a staje się wymarzoną wręcz lekturą na zimne, jesienne wieczory, gdy wichry szaleją za oknem, deszcz dudni o szyby, a gdzieś w oddali może słychać jakiś przypadkowy krzyk. Nakierowana wyobraźnia wykreować może nawet wtedy wycie psa wśród ociekających strug wody… Rewelacyjna kreacja niezapomnianych postaci, brytyjski humor jedyny w swoim rodzaju, intryga, która stopniuje napięcie, by zadudnić na sam koniec i przede wszystkim – groza. Groza, która nie budzi się wcale ze strachu przed tym co mityczne, a jednocześnie niesamowite, co wyszło z tej drugiej strony lustra, ale przed tym, co jak najbardziej realne. Groza, która wynika z przemocy człowieka. Wraz z Sherlockiem wiemy, że to nie przelewki, gdy ktoś, nagle i znienacka ożywia legendę do swych własnych celów – wtedy nic już nie jest przypadkowe. Wskazówki zegara tykają, czas przyspiesza niebezpiecznie, a prawdziwa ofiara, nie bohater baśni, zaczyna walkę o życie.

O.

*A kto chce się przerazić i samemu rozwiązać zagadkę psa szalejąceo po wrzosowiskach, ten znajdzie „Psa Baskerville’ów” zupełnie za darmo, po polsku na stronie Wolnych Lektur TUTAJ. 🙂

Komentarze do: “„Pies Baskerville’ów” Sir Arthur Conan Doyle

  1. takitutaki napisał(a):

    Holmes mimo swojej sławy dla mnie pozostaje cały czas wśród tych zaległości do nadrobienia, chyba ze względu na jego obecność w mediach, bo co chwile są a to seriale luźno nawiązujące do niego, a to mniej lub bardziej udane ekranizacje na dużym ekranie.. nie zmienia to faktu, że trzeba to nadrobić, skoro piszesz, że na jesień dobry.. to może do wiosny się uda mi go przeczytać 😉

    • Bombeletta napisał(a):

      To moje zupełnie pierwsze spotkanie z literackim Sherlockiem i powiem Ci, że jest tak doskonale napisane, to jest tak świetna opowieść, że w żaden sposób nawet najgorsze ekranizacje i najbardziej intensywnie rzucane w twarz nie powinny zniszczyć pozytywnego wrażenia 😀

  2. tanayah napisał(a):

    Jeszcze nic nie czytałam A. Conan Doyla (o, wstydzie!), ale niedawno pożyczyłam książkę z różnymi przygodam jego najsłynniejszej postaci i i „Pies Baskerville’ów” też tak oczywiście jest – także mam zamiar niedługo się zapoznać z Holmesem i Watsonem 😀

  3. secrus16 napisał(a):

    Eh, nie pisałem ostatnio, bo z każdym kolejnym tygodniem na uczelni czasu coraz mniej, ale wiedz, że czytam i notuję tytuły książek, którymi mnie intrygujesz 😀

    Sherlock Holmes… Ja tego pana znam ze wszystkiego, tylko nie z czytania – a raczej nie wystarczająco, bo oczywiście kilka opowiadań mam za sobą. Od dwóch miesięcy na półce stoi „Księga wszystkich dokonań…” i to idealny pretekst do tego, by wreszcie stopniowo, bez pośpiechu, zaczytywać się w tych pasjonujących intrygach 😉 Plany są takie, by choć jedną powieść i opowiadanie na miesiąc wchłonąć, ale jak wyjdzie, to zobaczymy – grunt, że nie mogę się doczekać.

    A, i eBuki jeszcze nie gratulowałem, więc… ten, no, gratuluję z całego serca, należało się! 😉 (szkoda tylko, że nie mieliśmy okazji zobaczyć się na Targach, ale pewnie będzie jeszcze okazja).

    • Bombeletta napisał(a):

      Pięknie dziękuję za gratulacje – jest WIELKA radość 😀

      Co do Sherlocka to w ogóle moje pierwsze literackie spotkanie z nim 😀 Ale powiem Ci, że styl pisania Sir Conan Doyle’a to jest cudo – bardzo warto się zaczytać!

  4. zajeckicajec napisał(a):

    No, kiedyś muszę ją przeczytać w końcu, bo aż wstyd… 😉 Ale za to za czas niedługi u mnie zawita recenzja audiobooka „Przygody Sherlocka Holmesa”! 🙂

  5. joly_fh napisał(a):

    Pies Baskervillów to moje ulubione opowiadanie (powieść) z przygód Sherlocka Holmesa. A właśnie w sobotę, w ramach leczenia traumy potargowej, przypominałam sobie ten odcinek Sherlocka 😉

  6. Lolanta napisał(a):

    Wszyscy znają Sherlocka i Watsona, ale tak niewiele osób czytało powieści, czy opowiadania Artura Conan Doyle’a skąd tak naprawdę wzięły się te postacie. Ja sama ich nie czytałam, ale mam już od jakiegoś czasu w planach. Z tym, ze ja bym chciała zacząć całkiem od początku, czyli „Studium w szkarłacie”. Wciąż odkładam czytanie, ale po dzisiejszej twojej recenzji chyba przyspieszę 🙂 Bo to faktycznie trochę wstyd 😉

  7. tommyknocker napisał(a):

    Uwielbiam opowiadania z Holmesem 🙂
    A ja tymczasem zabrałem się za klasykę grozy, właśnie skończyłem „Kadath” Lovecrafta, zapraszam do lektury moich wrażeń, no i do samej lektury 🙂

  8. Agata napisał(a):

    Choć za powieściami grozy jakoś nie przepadam, to akurat „Psa Baskerville’ów” uwielbiam. Sherlock Holmes jest po prostu najlepszy 😉

  9. monweg napisał(a):

    Holmes już bardzo dawno przypadł mi do gustu. Kupiłam Conan Doyla „Księgę wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa”. A jak Ci się podoba jego serialowe wcielenie w postaci Benedicta Cumberbatch’a?

    • Bombeletta napisał(a):

      To moje zupełnie pierwsze spotkanie z literackim Sherlockiem, ale mam wrażenie, że Cumberbatch jest nad wyraz godnym filmowym wcielecieniem 😀

  10. Kura Mania napisał(a):

    To jedyny utwór, który czytałam o Holmesie, ale juz od tego miesiąca zaczynam swoja przygodę z Doylem 🙂 a Psa Baskervillow polecam również w wersji komiksowej (jako fanka wszelakich utworów skomiksowanych), która zapewnię w Poosce nie jest dostępna 🙁 Holmes i Watson rządzą!

    • Bombeletta napisał(a):

      To też dopiero mój pierwszy Sherlock przeczytany! 😀 I na pewno nie ostatni, bo teraz już wiem skąd taki szał na te historie 😀
      Może kiedyś uda mi się dorwać komiksową wersję 😀

Dodaj komentarz: