Wspomnienia z dzieciństwa mają to do siebie, że po latach doświadczeń, przeżyć dorosłości zatracają swoje prawdziwe oblicze. To, czego dawniej byliśmy pewni zaczyna rozwiewać się. Obrazy nabierają mglistych kształtów, a my coraz bardziej stajemy się podatni na sugestie. Rodzinne sesje, w których każdy podaje swoją wersję wydarzeń z przeszłości napierają na podświadomość i mieszają z tym, co utknęło w naszej pamięci. Niektóre zostają wyolbrzymione, nabierają podwójnego znaczenia. Inne zacierają się, czasami nawet znikają, zastąpione tym, czym kto inny nas nakarmił. Pojawiają się wątpliwości. W pewnym momencie nawet, te pochowane, powypierane gdzieś na pogranicza umysłu wspomnienia, nabierają swoistej plastyczności. Możemy na własne potrzeby lub na przykład na potrzeby skomplikowanej psychoanalizy, tak w ramach terapii, odgrywać scenki z życia, uzupełnione przez wspomnienia innych, osobne perspektywy, jak film na podglądzie z komentarzem.
„Co znaczy grzeczność aż do ostatka? Co znaczy kochany, troskliwy syn, posłuszny syn, dobry żydowski chłopiec, którego nikt by się nie powstydził? Podziękuj, kochanie. Powiedz „proszę”, kochanie. Przeproś, Alex. Przeproś! Błagaj o przebaczenie! Tak, a za co? Co ja tym razem zrobiłem? Chowam się pod łóżkiem, plecami do ściany, nie mam zamiaru przeprosić, nie mam też zamiaru wyjść i ponieść konsekwencji. Nie mam zamiaru! A ona czyha na mnie z miotłą, usiłując wymieść moje zgniłe zwłoki spod łóżka. Cóż, cienie Gregora Samsy! Cześć, Alex, żegnaj Franz!”
W ten oto sposób swoje życie relacjonuje bohater jednego z największych amerykańskich współczesnych klasyków autorstwa Philipa Rotha, czyli „Kompleksu Portnoya” („Portnoy’s Complaint”) z 1969 roku. W swoim czasie ta doskonała powieść była odpowiedzią na seksualne zmiany, rewolucję obyczajową tamtych lat, więc dość szybko uznana została za skandalizującą. Dzisiaj te znamiona kontrowersyjności nie są już tak intensywne, niemniej „Kompleks Portnoya” wciąż zaskakuje otwartością treści, bawi wykorzystaniem psychoanalitycznych obsesji i wyciąganiem seksualnych fantazji na światło dzienne. Nie wspominając nawet obnażenia stereotypów żydowskich rodzin, których podjął się pisarz Philip Roth. W wyjątkowy, zabawny sposób oddaje głos swojemu trzydziesto trzy-letniemu bohaterowi, zagubionemu we własnej przeszłości, w sieci wspomnień, które odebrały mu wolność myśli. Terapia, której się podejmuje, a która stanowi podstawę fabularną powieści Rotha, ma mu pomóc się oczyścić. Ma sprawić, że w końcu wyzwoli się z pęt i stanie się autonomiczną, samodzielnie myślącą jednostką.
Historia Alexa Portnoya zaczyna się na kozetce psychoanalityka, gdy przychodzi mu opowiedzieć o sobie. Rozpocząć rozgrzebywanie swojego życia i emocji, by dostać się do najsmaczniejszych kąsków. Tyle tylko, że Alex zaczyna z grubej rury. Od matki. Matki, której postać osaczyła go w pierwszych dniach życia, a z której wszechwładnych objęć nie potrafił wyzwolić się nawet po latach. Nie wiadomo, czy zachęcony pytaniami nieobecnego doktora, który występuje tu w roli słuchacza, czy może z własnej nieprzymuszonej woli, Alex mówi i jednocześnie analizuje, przedziera się przez zakamarki pamięci i wyciąga same najlepsze momenty. Najlepsze oczywiście z perspektywy psychoanalitycznej. Wynajdzie kompleks Edypa, onanistyczne obsesje, seksualne dewiacje… Portnoy przenika do swojego umysłu i szaleje – prowadzi neurotyczny monolog, od którego sam nie potrafi się oderwać. Wydaje się, że robi to na jednym oddechu, nie tracąc animuszu pomimo niedotlenienia.
Wychodzi na to, że Alex Portnoy nigdy nie miał szansy podejmować samodzielnych decyzji. To znaczy on niby je podejmował, zgadzał się lub nie, ale nie robił tego z własnej woli. Działał natomiast stosując się do zakodowanych wzorów zachowań, które według jego rodziców są niezbywalne dla młodego żydowskiego chłopca, czy mężczyzny. Cały kodeks, jak przykazania, powtarzane w kółko, całymi miesiącami, przypominane i wypominane – Alex nawet jakby chciał, to i tak ostatecznie robiłby coś wbrew ich woli. Stąd miota się i zwraca w kierunku jedynej strefy, którą według niego samego, potrafi kontrolować – seksu. Od najmłodszych lat prowadzi rozbuchane życie erotyczne, angażując tak ciało, jak i wyobraźnię. Łatwo się podnieca, tym bardziej, gdy jest to wyznacznik buntu przeciw czemuś, czego chce, ba, żąda od niego matka.
Światopogląd Alexa Portnoya wtłoczony jest w tradycję żydowską, czy mu się to podoba, czy też nie. Od dzieciństwa zmuszany do naśladownictwa matki, ojca, całego otoczenia, nieświadomie przejął zachowania pozostałych członków rodziny, ich myśli, a nawet poglądy. Stał się kolejnym chodzącym stereotypem żydowskiego, ułożonego, ugrzecznionego chłopca, który za wszelką cenę chce zadowolić matkę, która nigdy do końca nie może być zadowolona, bo taka jest jej natura. Rodzina w powieści Rotha, a szczególnie silna, potworna niemal figura matki, jest jak bluszcz, jak pasożyt, która karmi się jego słabościami, a w zamian oddaje mu kompleksy, wieczne poczucie zagrożenia, a także przeświadczenie, że na zawsze już będzie odstawał od innych.
Alex z jednej strony pragnie znaleźć miłość, na przekór matce wchodzi w związki z gojkami, które trwają zaledwie miesiące, by potem rzucić je, w obrzydzeniu, bo przecież jego idealna żona musi być Żydówką, a najlepiej, żeby w jakiś sposób odpowiadała obrazowi matki. Alex zapętla się, mówi, wykrzykuje, analizuje, ale nawet poprzez terapię, poprzez wypowiadanie na głos swoich lęków, obsesji, czy traum, nie umie się wyzwolić. Kim jest Alex Portnoy? Na to pytanie nie potrafi odnaleźć odpowiedzi. Jest swoją matką. Jest swoim ojcem. Jest siostrą. A nawet doktorem Spielvogelem. Jest każdym, tylko nie samym sobą. Przez każde jego słowo przemawia potrzeba wolności. Na kozetce u doktora Spielvogela Alex pragnie odzyskać swój głos, a jedyne co udaje mu się z siebie wydobyć to skrzekliwe głosy matki, płacze ojca i poddańczy głos siostry. Terapia trwa, może nawet nigdy się nie zaczęła?
„Kompleks Portnoya” Philipa Rotha to wspaniała powieść, której kontrowersyjność polega na całkowitym przymknięciu oka na to, co można, a czego nie można powiedzieć, co wypada, a czego nie wypada opisać. Dzięki przyjętej konwencji wyznania psychoterapeutycznego, monolog Portnoya nabiera zupełnie nowego znaczenia. Nie wydajemy werdyktu, nie oceniamy – czytelnik ma za zadanie słuchać i po cichu, we własnym zakresie wyciągnąć odpowiednie wnioski. Umiłowanie, a raczej pęd ku wolności, który przebija się z błagalnych wykrzyknień bohatera może nas rozbawić, może rozśmieszyć do łez, może nawet obrzydzić, ale z pewnością może zmusić do refleksji nad naszym własnym dziedzictwem – kulturowym, społecznym i tym nam najbliższym, rodzinnym. Samonapędzająca się autoanaliza wciąga, wyzwala, a co więcej, może zdradzić nam niejeden sekret głęboko skrywany w podświadomości.
O.
*Niniejsza recenzja powstała w ramach współpracy z Księgarnią Internetową Bonito.pl, której dziękuję również za przesłanie książki do recenzji.
**A na vlogu znajdziecie „Kompleks Portnoya” w nieco odmiennej wersji:
Zapowiada się bardzo ciekawa lektura. Zastanawia mnie jednak fakt, że nie słyszałam wcześniej o tej powieści. Czas nadrabiania zaległości czytelniczych właśnie się rozpoczął. Pozdrawiam 🙂
Zarówno autor, jak i powieść są doskonali – zapoznaj się i zobacz, czy to coś dla Ciebie 🙂 Jest specyficznie, ale kultowo 😀
szczerze to nie słyszałem wcześniej o tym pisarzu.. ale zacofanie czytelnicze to u mnie norma 😀 Freuda i jego poglądy lubie więc jak trafię to przeczytam 🙂
To jest porządna, męska powieść z przymrużeniem oka – powinna Ci się spodobać 😀
Pięknie to opisałaś, jak zawsze zresztą 😀 Nie każdy ma odwagę mierzyć się z klasyką, a Ty się zmierzyłaś i wyszłaś z tego obronną ręką.
A jakże 😀 Klasyka to podstawa życia literackiego <3
Poza wiekiem nie mam chyba nic wspólnego z głównym bohaterem. Ale kto powiedział, ze mam się z nim od razu identyfikować? 😀 😉 Chyba poszukam tej książki, brzmi ciekawie 🙂
Jest cudownie perwersyjnie 😀 W ogóle uwielbiam Rotha i tak sobie myślę, że będzie go trochę więcej u mnie 😀
A ja nie byłam w stanie przebrnąć przez „Kompleks Portnoya”, zatrzymałam się przy scenie w łaźni – może dlatego, że uważam, że jednak o niektórych rzeczach nie powinno się pisać tak szczerze i tak rozwlekle 🙂
Z książek tego pisarza najbardziej przypadł mi do serca bardzo ciekawy, po prostu wspaniały „Cień pisarza”.
Rozumiem 🙂 Fakt, że „Kompleks Portnoya” jest dość, hm, intenstywny w cielesne wrażenia i nie każdemu musi to się spodobać 🙂
„Cień pisarza” wciąż przede mną, ale zachwyciłam się „Konającym zwierzęciem”, „Nemezis” i moją ulubioną „Ludzką Skazą” 🙂
Wspaniała, słodko-gorzka opowieść. Na swój sposób tragiczna, ale także cudownie przerysowana. Czekam na kolejną, na „Amerykańską sielankę”. 🙂
Ale radość! Właśnie poleciałam do Ciebie i zaraz zabieram się za nadrabianie wpisów – ostatnio miałam spory problem z blogspotem i witrynami google :/ Ale już wszystko działa – ale szykuje się pyszne zaczytanie 😀
A „Amerykańską sielankę” już wpisałam na listę książek, które koniecznie muszę wziąć od rodziców 😀
,,Kompleks…” ominęłam, moje wewnętrzne ,,ja” rozkazało mi najpierw poczekać na ,,Amerykańską sielankę” i właśnie od niej zacząć znajomość. Także teraz czekam na nowe wydanie z Literackiego :). Z tego, co piszesz, spotkanie z prozą Rotha będzie co najmniej ciekawym przeżyciem.
Zdecydowanie Roth to jest wyjątkowy autor i warto się z nim bliżej zaznajomić 🙂 Może faktycznie Twój instynkt dobrze Ci podpowiedział – „Kompleks Portnoya” może zachwycić, ale także obrzydzić trochę i zniechęcić. A Roth jest wspaniały! A ja w takim razie zapoluję na „Amerykańską Sielankę” na półkach rodziców, bo mają jeszcze w tym poprzednim wydaniu 😀
„Kompleks…” jako powieść to w zasadzie jeden wielki cytat, który warto przytoczyć. Rzadko mi się zdarza, abym z jakiejś książki wyselekcjonował taką mnogość fragmentów. nawet teraz gdy je czytam, to śmiać mi się chce. Aleks to wyjątkowy bohater, niesamowicie wyrazisty i przekomicznie samokrytyczny. Moment, kiedy określa siebie Roskolnikowem masturbacji (bo lepkie dowody jego zbrodni są wszędzie) jest chwilą, kiedy moja sympatia do niego cementuje się dożywotnio. A scena, prawie-jak-gwałtu na Naomi to czysty kunszt komizmu dramatycznego. Swój egzemplarz miałem pożyczony od siostry, ale gdy sobie teraz przypominam niektóre wątki, to aż zachciałem mieć własny na półce, by zachwycać się fragmentami ; )
Mój egemplarz cały jest w kolorowych karteczkach – prawie na każdej stronie chciałam coś zaznaczyć 😀 (CIENIE GREGORA SAMSY!) I kilka razy popłakałam się ze śmiechu, a to mi się zdarza bardzo bardzo sporadycznie 😀
Pałam uwielbieniem do jego matki – w jego ustach to dosłownie nadprzyrodzona istota. Dawno tak mnie nic nie cieszyło, jak Portnoy 😀
zastanawiałam się nad Rothem, przeglądając zapowiedzi, ale z jakiegoś względu uznałam, że to chyba nie to, a szkoda, bo z tego co czytam, powinnam mieć straszne wyrzuty sumienia 🙂 (i mam, niestety). Z zajawek wrzucanych na feja, wydawało mi się że książka jest bardziej komedią niż dogłębną psychoanalizą; prawie w ogóle nie wspominasz o języku.
kompleks portnoya chyba jednak wyląduje na mojej liście lektur do przeczytania po maturze 🙂
Roth jest bardzo specyficzny, akurat jeśli chodzi o „Kompleks Portnoya”, niemniej cudowny – ani jedna z jego powieści czytanych do tej pory mnie nie zawiodła. 🙂 Co do języka to bardzo sporadycznie dotykam tej kwestii (bardziej dotykam analizy konkretnego tematu), ale we vlogowej recenzji czytam fragment, który bardzo dobrze go obrazuje 🙂
w takim razie obejrzę recenzję i zobaczę o co cho 😉
Napisałam do Ciebie 😉
Na majla, doszło? 🙂
Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie na bloga! 😉
Dostałam wiadomość – jutro odpiszę 🙂 :-*
To dobrze, bo myślałam, że nie doszła. 😉
„Kompleks Portnoya” czytałem dwa razy. Pierwszy raz około 1990 roku. Pamiętam swoje oburzenie, nie, nie na książkę, tylko na to, że nie wydano go w latach siedemdziesiątych. Opinia książki gorszącej, przyklejona do niej wtedy, w ogóle do mnie nie przemawiała. Ona jest po prostu prawdziwa! Każdy facet powinien ją przeczytać, nawet jak nie jest amerykańskim Żydem 😉
Dwa lata temu stwierdziłem, że ona nie tylko jest prawdziwa, to jest świetna …gra (z życiem), mądra zabawa, źródło śmiechu – „Z kogo się śmiejecie? Z siebie się śmiejecie!” i radości. Straaaaszne to jest, zamiast zgorszenia puszczanie oka do życia 🙂
Zgadzam się w zupełności! To jedna z tych powieści, która powinna być w męskim kanonie, damskim też 🙂 Zabawna, z przymrużeniem oka, ale jednocześnie wspaniale prawdziwa i uniwersalna. 😀 Były momenty, gdy płakałam ze śmiechu, by w chwilę potem dotarła do mnie rzeczywistość i jak bardzo wiele spraw się wcale nie zmieniło. REWELACJA 😀
No właśnie, zapomniałem dodać – ponadczasowa 🙂
Jakoś nie umiem tej książki sobie w niczym osadzić. To trochę niepokojące i intrygujące zarazem. Kilka lat temu sięgnęłabym po nią chętniej, a teraz… teraz czytam i zapamiętuję – może wrócę 🙂
– Luka Rhei
To jest taka klasyczna amerykańska proza, bardzo miejska, w tym przypadku bardzo „żydowska” tzn. o konkretnym środowisku, mniejszościach, z przerysowanej perspektywy. Jeśli miałabym ją do czegoś porównać to do klasycznych filmów Woody’ego Allena – taki sam prześmiewczy klimat, a jednocześnie bardzo życiowy 🙂
O, w sumie wygląda na książkę w moim stylu. Może się przyjrzę. =)
Przyjrzyj się koniecznie! 🙂
Już kilka powieści Rotha czytałam, teraz przyszedł czas na Kompleks Portnoya 🙂 wszystkie jego powieści dotykają w jakiś sposób amerykańskich Żydów i syjonizmu, jestem ciekawa czy w tej powieści w tle gdzieś też pojawia się ten wątek.
W „Kompleksie Portnoya”? To jest wręcz ikona literatury, która jak chyba żadna inna pozycja Rotha tak intensywnie dotyka Żydów właśnie 🙂 Czytaj i zachwycaj się – ja dawno tak się nie śmiałam 🙂