Spośród wszystkich mitologicznych opowieści z jakimi spotkałam się w moim życiu, jedną z najbardziej niepokojących i tajemniczych jest opowieść o lotofagach. Kiedy Odyseusz próbował latami powrócić do rodzinnej Itaki podobno gdzieś u afrykańskich wybrzeży natrafił na ten dziwnie spokojny, niezwykle przyjazny lud, żywiący się kwiatami lotosu o miodowym smaku, które miały przypominać ambrozję. Lotofagowie nie mieli zbyt wiele do ofiarowania przybyszom poza tym pełnym słodyczy smakołykiem, którego spożycie, jak się wkrótce okazało, dawało niepokojące skutki uboczne. Kto spróbował lotosu, ten zapominał o swoich celach, marzeniach, o swojej przeszłości i jedyne czego pragnął to więcej lotosu i życia na ziemi lotofagów.
Ta niezwykła historia wciąż zaskakuje – to odczłowieczenie, zdanie się na pozorne doznania i wieczne zapomnienie, od którego nie ma ucieczki – i inspiruje, tak jak zainspirowała jednego z twórców rodzimego horroru, czyli Tomasza Czarnego do stworzenia opowiadania „Zjadacze lotosu”, które znajdziecie w antologii „11 Grzechów Głównych”.
Trójka starych, dobrych przyjaciół, czyli Jen, Paul i Stu spełnia swoje marzenie i wyrusza do Ameryki Południowej zdobywać Templo Mayor. Zaopatrzeni w miejscowego przewodnika, tłumacza i prowiant ruszają w drogę, by spotkać przeznaczenie. Przed nimi wycieczka przez dżunglę i górskie zbocza, zapierające dech w piersiach widoki i… makabryczna niespodzianka, której padną ofiarą jeszcze zanim dotrą do celu.
„Zjadacze lotosu” to przygoda, która nie może skończyć się dobrze, a która przypomina klasyczne tytuły gore, fascynujące, zwyrodniałe, z niezwykłych konceptem w tle. Tutaj mamy bohaterów-mieszczuchów, którym marzy się zdobywanie świątyń w duchu Indiany Jonesa. Mamy trójkąt, który czasami odbiega myślami zupełnie nie tam gdzie trzeba. I mamy klasycznych zdrajców w osobie dwóch tubylców, którzy prowadzą nasze trio na zatracenie.
O zjadaczach lotosu wyobrażonych przez Tomka Czarnego zdecydowanie poczytałabym więcej, weszłabym w ten chory świat i zaczęła odkrywać ich tajemnice. Jak to się stało, że zamienili się w to, co na swojej drodze znaleźli Jen, Paul i Stu? Czy jest ktoś kto sprawuje nad nimi kontrolę? W jaki sposób zdobywają rośliny i co w nich tak uzależnia – zniewalający zapach, rodzaj wyciągu roślinnego, czy jakaś część samego kwiata? Tutaj dostajemy zaledwie fabularny zarys, który aż się prosi o to, by stać się czymś więcej i może kiedyś lotofagowie znowu powrócą i zawładną naszą wyobraźnią?
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo… a może ten kwiat ukoi mnie do snu?
O.
*Za „11 Grzechów Głównych” dziękuję Tomkowi Czarnemu – koniecznie polubcie jego profil na FB 🙂
**Opowiadanie „Zjadacze lotosu” znajdziecie w antologii Tomasza Czarnego i Tomasza Siwca „11 Grzechów Głównych”, a już niebawem na Wielkim Buku kolejne opowieści z tego zbioru!
Zapowiada sie interesująco 🙂