Site icon Wielki Buk

„Królowa Tearlingu” Erika Johansen – recenzja

Bombla_KrolowaTearlingu

Od kilku lat literatura fantasy, w tym bardzo popularnym, młodzieżowym wydaniu, świeci triumfy na księgarskich półkach i pośród czytelników niemal każdego przedziału wiekowego. Wróciły baśnie w całej swojej okazałości, powróciły legendy, bohaterowie znani i kochani od stuleci. Tylko ich otoczenie nieco inne, a historie o wiele bardziej rozbudowane w formie, chociaż nieco spłycone w swoim znaczeniu. W tym tłumie nagromadzonych tytułów pełnych magii, miłosnych trójkątów i dworskich rozgrywek tylko czasami można dostrzec tytuł nieco odmienny, pozornie podobny, który przy bliskim spotkaniu okazuje się być lekturą zaskakującą, zupełnie inną, niż byśmy się tego z początku spodziewali.

Taką powieścią jest intrygująca mieszanka popularnego fantasy, z nurtem dystopijnym, nawracająca do klasycznych wątków historycznych, szczególnie późnego średniowiecza, autorstwa Eriki Johansen, czyli „Królowa Tearlingu”.

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i za siedmioma lasami w całkowitym odosobnieniu dorastała Kelsea Glynn. Zwyczajna dziewczyna, wychowywana przez przybranych rodziców w leśnej głuszy, otoczona książkami, samotna i w poczuciu nadciągającego zagrożenia. Jednak Kelsea nie do końca jest zwyczajną dziewczyną jaką wielu, ale następczynią tronu Tearlingu, przyszłą królową, której przyjdzie stawić czoła swojemu przeznaczeniu. Kiedy przychodzi czas wstąpienia na tron przybywają strażnicy i Kelsea wyrusza do zamku. Po drodze jednak przyjdzie jej się zmierzyć z tym, co stanowi teraz jej królestwo, jej rodzinne dziedzictwo i nie będzie to łatwa przeprawa.

„Królowa Tearlingu”, tak dla odmiany od wszelkich współczesnych baśniowych powieści, jest przykładem niemal dojrzałego, kobiecego fantasy, pozbawionego trójkątów miłosnych, sukieneczek i bali, a skupiającego się na dziewczynie, która musi udźwignąć brzemię rządów okupowanego kraju. Erice Johansen udało się połączyć popularny w literaturze młodzieżowej wątek niedoświadczonej młodej księżniczki dochodzącej do władzy, z wątkami przemocy, niewolnictwa, handlu ludźmi i seksualnej dominacji, które nijak mają się do lekkich lektur dla nastolatków. To z jednej strony jest mocna strona powieści, bo stawia „Królową Tearlingu” wyżej w hierarchii popularnej literatury fantasy, a z drugiej prowadzi do zagubienia u czytelnika, bo w końcu główna bohaterka jest wciąż nastolatką, a sama powieść skierowana jest raczej do młodszych pokoleń. Być może jest to próba wykreowania opowieści fantasy w koncepcji new adult i jeśli tak, to sprawdza się to prawie wyśmienicie.

Całość jawi się jako brutalna opowieść o stawaniu się kobietą, królową, władczynią – nie tylko z tytułu, nazwy, czy wieku, ale z wewnętrznej siły i przyspieszonego dorastania, do którego zmuszona jest Kelsea. To waleczna i zdeterminowana bohaterka, nawet jeśli waha się, nawet jeśli nie ma wystarczającej wiedzy, czy doświadczenia. Jej celem jest przetrwanie, przeżycie i pokonanie wroga w postaci Szkarłatnej Królowej poprzez zdobycie uznania swojego ludu i ich zaufania. Sama w sobie Kelsea nie ma niby nic urzekającego, bo nawet jej uroda jest „zwyczajna”, niewyróżniająca się niczym. Erika Johansen od początku wyraźnie daje do zrozumienia, że nasza bohaterka ma patrzeć sercem i my podobnie, również mamy myśleć o jej podstawowym celu, a nie roztkliwiać się nad wizerunkiem, bliznami, czy strojem, bo są o wiele ważniejsze sprawy do omówienia i do przedstawienia. W końcu królowa idealna to nie tylko twarz, ale cała osoba – moc wcielona z krwi i kości, może z domieszką magii.

W „Królowej Tearlingu” urzeka dojrzałość prozy, przeniesienie środka ciężkości z tego, co nie ma znaczenia na temat polityki, walki o tron oraz na prawa człowieka. Widać w tym intrygujący zamysł, który prowadził Erikę Johansen i pozwolił jej powieści wybić się ponad powierzchowne opowieści, powielające jedynie baśniowe tropy i romanse. Tutaj czytelnik dostaje o wiele więcej, co prawda w jeszcze chwiejących się posadach, ale na tyle stabilnych, by odczuwać radość i zainteresowanie lekturą oraz kolejnymi, nadchodzącymi tomami opowieści o Królowej Kelsea i Tearlingu. Nie ma sensu porównywać tej prozy do Pieśni Lodu i Ognia, jak próbowali niektórzy przy promowaniu tego tytułu za granicą, ani do Igrzysk Śmierci – ani jedno z tych porównań nie ma racji bytu i może jedynie zepsuć ogólne wrażenie, a „Królowa Tearlingu” zasługuje, by poznać jej dzieje.

O.

FABUŁA:

TEMATYKA:

DLA KOGO?

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Galeria Książki. <3

**Po więcej „Królowej Tearlingu” i KONKURS koniecznie zajrzyjcie na vloga! 🙂 

Exit mobile version