Site icon Wielki Buk

„Pani Einstein” Marie Benedict – recenzja

bombla_panieinstein

Za każdym genialnym mężczyzną w historii wszelkich dziedzin skrywa się co najmniej jedna kobieta matka, żona, kochanka. Ta, która wierzy w niego i wspiera we wszystkim do czego dąży. Ta, która inspiruje go i daje mu siłę. Ta która czeka na niego każdego wieczoru, która go karmi, która go całuje i pieści. Jego kobieta, jego wsparcie. Często pozostaje w cieniu, niewidoczna dla świata, niedoceniana przez szeroką publiczność pozostaje za kotarą, zerka i wie, że sukces jej mężczyzny to także jej sukces, nawet jeśli całkowicie anonimowy. Wiele kobiet w historii ludzkich dziejów godziło się na taki stan rzeczy, będąc wychowanymi do roli tła, milczącej towarzyszki, ważnej, ale nieistotnej w szerszym kontekście. Inne buntowały się i same stawały się gwiazdami, wokół których krążyły męskie satelity lub inne, równie wielkie gwiazdy. A jeszcze inne, stawiając opór, odniosły sromotną porażkę.

Taką właśnie kobietą, która naiwnie porzuciła swoją karierę i dla dobra swojego mężczyzny pozbyła się ambicji oraz marzeń była żona jednego z najwybitniejszych fizyków świata, człowieka uznanego za geniusza Mileva Marić, czyli Pani Einstein, której portret rysuje w swojej powieści Marie Benedict.

Panno Marić, jestem w pani szaleńczo zakochany. Przysięgam, że moja miłość nigdy nie zagrozi pani karierze. Przeciwnie, będę panią wspierać w pracy. Razem staniemy się idealną parą czasów bohemy, będziemy równi w miłości i równi w pracy.

Tymi słowami Albert Einstein uwiódł serce swojej pierwszej żony, Milevy Marić. Kobiety, której życiowym celem była nauka, poświęcenie matematyce oraz fizyce. Połączenie życia naukowca, kobiety światowej, wyzwolonej, która kochając nie będzie zależna od swojego małżonka. Ten natomiast, jeśli kiedykolwiek się pojawi, będzie jej partnerem, wsparciem i razem dokonają wielkich rzeczy. Szkoda, że te marzenia legły w gruzach, a słowa Alberta Einsteina były rzucone na wiatr. Każda z jego obietnic okazała się być płonna, a Mileva z młodej ambitnej dziewczyny zamieniła się w zdruzgotaną, przedwcześnie postarzałą kobietę. To jest jej historia.

Jesteś geniuszem, ale nie masz pojęcia o ludzkim sercu.

Powieść Marie Benedict jest tym bardziej fascynująca, że postać Milevy Marić pozostaje szerzej nieznana, lub wiedza o niej nie wykracza poza podstawy. Pani Einstein łączy w sobie pasjonującą opowieść o wielkiej miłości i poświęceniu, ostatecznie pozostawiając czytelnikowi więcej domysłów niż odpowiedzi. Co w tej historii było prawdą, a co jedynie wymysłem autorki? W historii Milevy i jej prywatnego życia sporo jest niedopowiedzeń, a większość tej powieści to jedynie spekulacje, jak podkreśla sama Marie Benedict. To fikcja literacka i domysły oparte o bogatą korespondencję i plotki. Niemniej z Pani Einstein wyłania się portret kobiety, która poświęciła wszystko dla ukochanego mężczyzny i wszystko dla niego straciła. Honor, karierę, dziecko Zamiast podążać ścieżką swojej idolki, jaką stała się dla niej Marie Skłodowska-Curie, Mileva pozwoliła, by jej własny los wymknął się z rąk. Nie starczyło jej siły, nie starczyło charakteru i asertywności, by zawalczyć o swoje, o to, co jej się należało, czyli prawdziwy szacunek do jej pracy i wkładu w działalność męża.

Wydaje się, że małżeństwo Einsteinów nigdy nie należało do szczęśliwych, bo od samego początku naznaczone było śmiercią, wymuszeniem, swoistym poświęceniem, na które żadne z kochanków nie było gotowe. Żyli nierealnymi oczekiwaniami, marzeniami, które być może byłyby możliwe, gdyby nie seria niefortunnych wyborów tuż na początku ich wspólnej drogi. Być może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej, być może potrafiliby odnaleźć prawdziwe wspólne szczęście. Być może Albert pozwoliłby Milevie na pełne partnerstwo i nie wykluczył jej ze swojego profesjonalnego życia, tym samym odcinając ją od kariery. Być może A to wszystko wciąż w sferze domysłów, bo może szczęście nigdy nie było im pisane.

Mileva Marić

Pani Einstein Marie Benedict to wciągająca lektura, która dzięki połączeniu faktów oraz fikcji literackiej daje wyobraźni czytelnika szerokie pole do popisu. To lekka, przyjemna, historyczna powieść obyczajowa, o wyjątkowo kobiecym wydźwięku. Nie sposób nie czuć sympatii do głównej bohaterki, nie sposób się z nią nie utożsamiać jest ludzka, a jednocześnie na swój sposób wyjątkowa. Byłaby z niej wspaniała przyjaciółka i partnerka do ambitnych rozmów. Tak właśnie chciała ją przedstawić Marie Benedict, pokazać, że w cieniu wielkiego człowieka być może kiełkował ktoś jeszcze potężniejszy, lepszy, tylko nie było jej dane rozkwitnąć.

O.

FABUŁA:

TEMATYKA:

DLA KOGO?

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem ZNAK. <3

**Zajrzyjcie też na kanał Wielkiego Buka!

Exit mobile version