Wywiad z Markiem Krajewskim

Moi Drodzy,

W ramach Wielkobukowego cyklu wywiadów i mini-wywiadów zapraszam Was na rozmowę z prawdziwym dżentelmenem polskiego kryminału. Przed Wami:

MAREK KRAJEWSKI

Fot. Krzysztof Dubiel [dla Instytutu Książki]

Marek Krajewski:

Doktor nauk humanistycznych, filolog klasyczny oraz specjalista w zakresie językoznawstwa łacińskiego. Zdobywca Paszportu Polityki, nominowany do wielu prestiżowych nagród w swoim gatunku. Twórca kryminalnych serii w duchu retro noir – cyklu o Edwardzie Popielskim, Jarosławie Paterze oraz Eberhardzie Mocku.

Olga Kowalska: Nazywać Wrocław miastem wyjątkowym czy naznaczonym swoją dwunarodową historią jest perfidnym truizmem a jednak nasuwa się na myśl gdy tylko usłyszymy nazwę „Breslau”. Jako osoba z Pomorza i nijak z Dolnym Śląskiem niezwiązana, muszę zapytać: czy ten charakter jest we Wrocławiu ciągle odczuwalny?

Marek Krajewski: Miasto to przestrzeń topograficzna i jej mieszkańcy. Ten ostatni element jest oczywiście polski, bo mieszkańcami Wrocławia są Polacy. Natomiast budynki i infrastruktura ulic (studzienki kanalizacyjne etc.), ocalałe z pożogi ostatniej wojny, zdradzają już niemiecką historię miasta. Napisy reklamowe tu i ówdzie przebijające spod tynku kamienic, nazwy niemieckich firm na elementach konstrukcyjnych, a nawet na drzwiach mieszkań (klapki z napisem Briefe) mówią wiele o dwunarodowej jak to Pani trafnie ujęła historii mojego ukochanego miasta.

W „Mocku. Ludzkie zoo” znajdziemy motywy rasizmu, imperializmu, eugeniki tematy idące na przekór dzisiejszej poprawności politycznej, która zdaje się nie odpuszczać nawet historii. Czy spotkał się Pan z jakimś odporem odnośnie pisania właśnie na takie tematy? Czy spodziewa się Pan, że jakiś może wciąż nadejść?

Rasizm i imperializm są złem niezależnie od tego, czy używamy języka poprawności politycznej czy też nie. A zło to koło napędowe fabuły powieści kryminalnej. Od tego zawsze zaczynam takie czy inne złe uczynki przetwarzam na narracyjną dominantę powieści. Tym razem było nią nieludzkie wykorzystywanie mieszkańców kolonii niemieckiej Kamerun.

Pana książki zamykane są litanią podziękowań dla wybitnych specjalistów pomagających Panu w zachowaniu realiów historycznych, nawet w najmniejszych szczegółach. Nie wiem czy znam drugiego współczesnego autora, który tyle pracy wkłada w autentyczność tła fikcji. Czy uznaje Pan to za swój obowiązek, czy raczej to efekt Pana pedantyzmu, do którego przyznał się Pan już w jednym z wywiadów?

I to, i to. Staram się, aby tło historyczne i topograficzne było prawdziwe, ponieważ piszę powieści realistyczne, a wierność realiom uważam za obowiązek pisarza, uprawiającego taki właśnie gatunek. Dziękuję moim ekspertom za ich wiedzę i życzliwość, a ten dobry obyczaj podpatrzyłem u wielu autorów amerykańskich, w tym u mojego ulubionego Michaela Connelly’ego. Oczywiście, moja wrodzona pedanteria jest też ważnym czynnikiem lubię, kiedy wszystko jest jasne, i dlatego nie chcę, aby czytelnicy przypisywali mi zasługi moich ekspertów.

Od czego rozpoczyna Pan swoją pracę nad książką od konceptu fabularnego, czy może od badań literackich? Poszukuje Pan historycznych szczegółów na bazie planu fabuły, czy też raczej to fabuła wypływa ze znalezionych informacji?

Zaczynam pracę od wymyślenia opowieści fabularnej. Może ona bazować (i najczęściej bazuje) na autentycznych wydarzeniach. Uściślę to nie zbrodnie są u mnie autentyczne, ale okoliczności ich popełnienia. W Mocku jest to ceremonia otwarcia wrocławskiej Hali Stulecia, w Mocku. Ludzkim zoo wykorzystałem nieetyczne z naszego punktu widzenia wystawy żywych ludzi w ogrodach zoologicznych.

Mock to bohater wyjątkowo jak na nasze czasy i literackie trendy niejednoznaczny. Z jednej strony, parcie ku sprawiedliwości i ukaraniu winnych, z drugiej, wyciągane mu w niejednej recenzji bicie kobiet, cynizm, brutalność. Czy dałoby się takiego bohatera osadzić w dzisiejszych realiach? Czy mógłby w nich funkcjonować?

Na pewno tak. Ludzie dwuznaczni, pęknięci wewnętrznie żyją w każdych czasach. Nie sądzę jednak, aby metody Mocka choć nadzwyczaj skuteczne mogły być dzisiaj tuszowane przez jego ewentualnych policyjnych zwierzchników. Prędzej czy później Mock wyleciałby z pracy w policji. Dzisiaj Mock byłby prywatnym detektywem.

Okładka „Mocka. Ludzkie zoo”, podobnie jak Pana wpisy na profilu Facebookowym ujawniają, że jest Pan miłośnikiem filozofii stoickiej. Ostatnio porwał mnie Epiktet, konkretnie tekst „Być wolnym”, wycięty z „Diatryb”. Czy to właśnie przez stoicyzm Mocka czuje Pan do niego taką bliskość?

Jestem miłośnikiem stoicyzmu i jednocześnie twórcą Eberharda. Lubię go zatem (co nie jest regułą, bo nie wszyscy autorzy lubią swoich bohaterów) i obdarzam go moimi zainteresowaniami i cechami. Cieszę się, że moje memy stoickie na FB spotykają się z Pani życzliwym przyjęciem.

Czy ma Pan swojego Wielkiego lub Dużego Buka czyli książkę, którą darzy Pan szczególnym sentymentem, która wyryła szczególne miejsce w Pana sercu i umyśle?

Tak, to Lalka Bolesława Prusa. Książka wyjątkowa, arcydzieło. Po napisaniu dziesięciu powieści zdałem sobie nieoczekiwanie sprawę, że buduję sceny poboczne, opierając się na Prusowych schematach narracyjnych. Robiłem to nieświadomie! To tylko niech świadczy o potężnym oddziaływaniu na mnie historii Stanisława Wokulskiego i Izabeli Łęckiej.

Czy może Pan zdradzić, czego mogą oczekiwać miłośnicy Pana twórczości w najbliższym czasie? Czy rozpoczął Pan już pracę nad kolejną powieścią?

Tak, rozpocząłem już pracę nad powieścią pod roboczym tytułem Mock student. Będzie to historia młodego 23-letniego Eberharda, który w czasie studiów uniwersyteckich we Wrocławiu zostaje skonfrontowany z zagadką kryminalną.

Ślicznie dziękuję za Pana czas i naszą rozmowę!

A Was zapraszam do zapoznania się z cyklem o Eberhardzie Mocku! Na Wielkim Buku znajdziecie dwa teksty poświęcone nowym odsłonom serii, tzn. „MOCK” (klik! klik!) oraz „MOCK. LUDZKIE ZOO” (klik! klik!):

O.

*Za możliwość przeprowadzenia rozmowy dziękuję Księgarni Internetowej WOBLINK. <3

Komentarze do: “Wywiad z Markiem Krajewskim

Leave a Reply to Czas MotylaCancel reply