Ćma wirująca pośród nocnych świateł. Ćma pędząca ku zatraceniu. Ćma krzycząca swój ostatni krzyk. Ćma w ustach młodej dziewczyny. Ćma Jakuba Bielawskiego.
Rzeczywistość, która przypomina jątrzącą się, niemal cielesną ranę, pełną gnijących tkanek. Rzeczywistość, która od eonów czasu przywleka maskę, miejscami już przetartą, taką, która przecieka, ma dziury i wybrzuszenia, a przez którą wychodzi prawdziwe oblicze świata. Zwyrodniałe, perwersyjne, potworne, po prostu złe do szpiku kości. Bezwzględne i okrutne, obojętne na ludzki los, jak te wszystkie istoty, które kryją się po nieeuklidesowych kątach, ciemniejszych od najczarniejszej czerni. Dziwne, wykrzywione, groteskowe
W cieniu Gór Sowich, pośród ciemnych lasów dolnośląska prowincja i małe poniemieckie miasteczka, a w nich młodzież, pogubiona w tej brudnej rzeczywistości. Nina i Kaja to dwie nastolatki, które wciąż szukają swojej tożsamości, próbują oszukać i czas, i miejsce, w którym przyszło im dorastać. Dni spędzają na wierceniu się w rzeczywistości popalają, popijają, uczą się swoich ciał, a od dorosłych stronią, obrzydzone ich konformizmem. Poznają się przypadkiem, podczas jednej z samotnych eskapad w okolice rozpadającej się leśniczówki. W tej leśniczówce coś na nie czeka, coś bacznie obserwuje, czai się, by wydobyć swój wrzask prosto do ich ciemniejących dusz.
Ciemność ma już kształt, zakłada go jak dawno nienoszony płaszcz. Ciężkie skrzydła przypominają długie palto. Czerń się uśmiecha. Pisk jest śmiechem, jest radością Łowcy. I ciemność sunie tam, gdzie ćmy spodziewają się znaleźć światło. Jej sfora już krąży po niebie. Pożera gwiazdy, szarpie księżyc. Pisk jest śmiechem, skrzek jest dźwiękiem myśliwskiego rogu. Ciemność jest.
Już dawno nie potraktowano tego podgatunku grozy jakim jest weird fiction tak uniwersalnie, tak ponadgatunkowo, bo przed czytelnikiem rysuje się niby opowieść o dorastaniu, o dojrzewaniu, tylko z jednym małym ale bo pośród narastającej ciemności. Ta właśnie ciemność sprawia, że u Bielawskiego ludzie jawią się jako groteskowe żuki, robaki, które z mozołem grzebią w tkankach, babrzą się w ochłapach, jednocześnie podskórnie wyczuwając, że coś jest jednak nie tak jak powinno być. O ile dorośli poddają się tej sączącej zgniliźnie i postępującemu marazmowi po prostu stają się częścią tego dziwacznego, wykrzywionego świata to nastolatki w swoim buncie próbują udawać, że jeszcze można uciec, spróbować ujarzmić to zło, może nawet przyjąć je do siebie, ale kiedy decydują się na jakiś krok to niczym te tytułowe ćmy spalają się w ogniu. Nie chcę im się wierzyć, że ciemność jest podstawą i poza nim nie ma już nic.
Jakub Bielawski wyszedł poza schematy podgatunku grozy jakim jest weird fiction, by osaczyć swojego czytelnika, zahipnotyzować go i przyciągnąć na powrót w sidła dziwacznej, pokrzywionej opowieści, tak, że to czytelnik staje się tym nocnym motylem, który wiruje wokół fabuły Ćmy. Opowieści o locie ku zatraceniu, z góry skazanym na porażkę, gdy wokół setki tysięcy innych ciał, trupich główek zwiastujących zagładę. Niepokoi ta wizja rzeczywistości ukryta za maską, która nawet nie pasuje na to groteskowe oblicze tysięcy oczu, rozczapierzonych macek, spotworniałych ust, mlaskających miriadami wygłodniałych języków. Niepokoi i straszy, jeśli tylko nie odwrócimy wzroku i poddamy się czekającej na nas ciemności.
Ćma bezwzględnie do czytania to kolejny polski horror, którego nie można pominąć.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo pisk rozszarpujący duszę kłębi się pośród drzew.
O.
*Zapraszam na film i na KONKURS!
**Za możliwość patronatu dziękuję Wydawnictwu Vesper! <3