Behawiorysta Gerard Edling powraca, a wraz z nim snuje się jego przeszłość i morderca, który zniknął w mrokach dziejów poprzedniej epoki. A przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Czas, by zmierzyć się z „Iluzjonistą” Remigiusza Mroza.
W opolskim kąpielisku znaleziono wyeksponowane na wodzie ciało kobiety. Ta zbrodnia jest jak iluzja, jak magiczna sztuczka, jak zagadka i wyzwanie, które rzuca morderca. Gerard Edling pamięta kogoś, kto w podobny sposób działał przed laty. W 1988 roku prowadził śledztwo w sprawie tajemniczych zabóstw, tropił sprawcę, który długo wodził go za nos. Sam Edling zakopał głęboko tamte wspomnienia, nie chciał do nich wracać, ale po trzydziestu latach ktoś postanowił wyjawić prawdę o przeszłości. Czy morderca zwany Iluzjonistą powrócił?
Magnetyczne przyciąganie zbrodni. Hipnotyzujące piękno morderczej zagadki. Gerard Edling nie potrafi odwrócić od niej wzroku, tym bardziej, że zabójca rzuca mu rękawicę i krok po kroku odtwarza minione wydarzenia. Remigiusz Mróz, niczym tytułowy Iluzjonista, torturuje swojego bohatera wspomnieniami, wciąga go w tam, skąd już nie będzie ucieczki. A czytelnik obserwuje te igrzyska i nie może doczekać się, co będzie dalej, na jakie próby autor wystawi swojego protagonistę. Gdzieś umyka egzaltacja tak obecna w „Behawioryście”, gdzieś rozmywa się przerysowanie głównego bohatera – w „Iluzjoniście” Edling nabiera koloru, urzeczywistnia się na oczach czytelnika. To bohater tragiczny, rozerwany, człowiek, który ucieka przed przeszłością, bo tam ukrył się największy mrok. Jego białe garnitury, obsesja na punkcie win, słabość do kobiet, to jego „bynajmniej” przytaczane w każdej możliwej dyskusji – to tylko pozory, kamuflaż, który pozwala mu trzymać się w pionie. Do czasu.
Względem „Behawiorysty” zachowałam ograniczony entuzjazm (kto nie pamięta recenzji – zapraszam TUTAJ). Pierwszy tom opowieści o Gerardzie Edlingu zdawał mi się poprawnym, wciągającym kryminałem z elementami thrillera psychologicznego, niemniej brakowało mi tam emocji. Wyszydziłam antagonistę zwanego Kompozytorem, nazwałam go nawet pompatycznym nieudacznikiem, który śmieszył, a nie przerażał. W „Iluzjoniście” powraca co prawda pomysł na swoiste igrzyska śmierci, pojawia się motyw znanego z poprzedniego tomu Koncertu Krwi, ale tym razem całość jest wyważona, na wskroś współczesna, nawet boleśnie realistyczna. Remigiusz Mróz uniknął przerysowania , zgrabnie łącząc przeszłość z teraźniejszością. Z jednej strony nawiązuje do patologicznych zachowań w sieci, do obrzydliwych rozrywek, na które godzi się coraz więcej użytkowników serwisów takich jak chociażby YouTube, a z drugiej obnaża aparat państwowy końca PRL-u, z jego zakłamaniem i ochydą moralną. Spod podszewki morderczej rozgrywki wychodzi na jaw przykra prawda, czy tego chcemy, czy też nie, bo od zbrodni nie sposób odwrócić wzroku.
„Pokaże nam, jaką drogę przeszliśmy. Od reality show, przez patostreaming, aż po to, czego on się dopuszcza. Udowodni, że kierują nami coraz gorsze instynkty. Że łakniemy coraz bardziej bulwersującej rozrywki i że gotowi jesteśmy przyklaskiwać każdemu, kto nam ją zapewnia.”
Remigiusz Mróz nie zawodzi, tworzy swoje własne uniwersum, bawi się wątkami, miesza kolejne postacie. Jego fani nie będą zawiedzeni, a kto zaczyna przygodę z najpopularniejszym polskim pisarzem w Polsce, kto szuka intrygujących kryminałów, ten w „Behawioryście” i „Iluzjoniście” odnajdzie coś dla siebie. Ja znalazłam.
O.
*Zapraszam na film i na KONKURS! Do wygrania książka i zakładka!