W „Abominacji” Dan Simmons zabiera czytelników prosto w niegościnne szczyty Himalajów, gdzie niejeden śmiałek utracił swoje życie. Przed Wami groza inna niż wszystkie. Groza niezdobytych szczytów. Groza największych wysokości. Groza, która trafi do serca wielu z Was.
Wyobraźcie sobie, że szykujecie się na wyprawę wysokogórską. Waszym celem jest najwyższy wierzchołek świata – Mount Everest, zwany przez Tybetańczyków Czomolungmą, Boginią Matką Śniegu. Od miesięcy zbieracie pieniądze na ekspedycję, testujecie najnowocześniejszy sprzęt, przygotowujecie się fizycznie i psychicznie, bo dobrze wiecie, że ta góra pokonała już lepszych od Was. A teraz wyobraźcie sobie, że cofacie się w czasie do lat 20. XX wieku. Mount Everest pozostaje wciąż niezdobyty, dostęp do niej mają jedynie wybrańcy, ale wielu zginęło podejmując próby wzniesienia się na jej szczyt.
W 1924 roku dwóch znanych w kręgach angielskich wspinaczy George Mallory i Sandy Irving ginie podczas ataku na szczyt Mount Everest. Rok później o tej wyprawie krążą już legendy, krążą też plotki, snują się niedopowiedzenia. Podobno ktoś jeszcze towarzyszył im podczas tej wyprawy, coś także ścigało ich, pozbawiło tchu i zagnało prosto w sidła śmierci. Zagadkę spróbuje rozwiązać trójka śmiałków, wytrawnych alpinistów, którzy wyruszą tropem Mallorego i Irvinga, by wreszcie poznać odrażającą prawdę…
Pamiętacie zapewne niespieszną, nadciągającą z lodowych bezkresów grozę z „Terroru”, która z czasem rozwija się w prawdziwy arktyczny horror. W przypadku „Abominacji” jest zgoła inaczej, bo przed czytelnikiem powieść historyczna, w której groza to groza niepojętych wysokości, groza pozbawionych tlenu płuc, groza ciał doprowadzonych do ostateczności. Jest tutaj także groza historii – wielkiej historii, która czai się w cieniu, a która determinuje każdy krok naszych bohaterów, nawet jeśli nie jesteśmy tego świadomi. I uwierzcie mi – to wystarczy, by czytelnik z narastającym napięciem śledził poczynania wspinaczy, by z przejęciem zatopił się w lekturze i z dreszczem oczekiwania wyczekiwał wielkiego finału.
Dan Simmons jest mistrzem niedopowiedzeń – o ile potwór w „Terrorze” był realną kreaturą, z którą musiała zmierzyć się załoga obu statków, to w przypadku „Abominacji” potwór ma nieco odmienną twarz i co innego oznacza. Nie przez przypadek tytułem powieści jest „abominacja” – ohyda, obrzydlistwo, coś, czego z pewnością nikt nie jest gotowy odnaleźć, nawet w tak odległych zakątkach ziemi jak Himalaje. Przed Wami lektura absolutnie niesamowita – powieść, która kryje w sobie niepojętą grozę, ale która nade wszystko jest arcyfascynującą powieścią historyczną. Dan Simmons wypełnił „Abominację” licznymi ciekawostkami dotyczącymi wspinaczki wysokogórskiej tamtego okresu.
Autor przybliża nam przygotowania do takiej wyprawy – ukazuje nieznany świat tysięcy małych i jeszcze mniejszych kroków, które muszą zrobić członkowie takiej ekspedycji zanim jeszcze nawet postawią stopę na statku. Mogłoby się wydawać, że to zbyt wiele, że wnika w ten świat zbyt szczegółowo, ale nic z tych rzeczy, bo chociaż nie czujemy strachu, nie wiemy, co czeka nas na szczycie Everestu, to śledzimy akcję w oczekiwaniu, na wdechu aż nie uderzy nas szok wielkiego finału.
Dan Simmons opowiedział dzieje fikcyjnej wyprawy w taki sposób, jakby wydarzyły się naprawdę. Jakby nasi bohaterowie, w których świat przenikamy z takim zapałem, istnieli gdzieś, kiedyś… Jakby tytułowa „ohyda”, którą napotkali na skałach mogła faktycznie odmienić losy świata. I chociaż „Abominacja” to nie jest horror per se, to jednak przedstawia najgłębszy rodzaj grozy. Powieść, która zostawia po sobie ślad, która wypełniona jest mniejszymi i większymi momentami triumfu i klęski, braterstwa i bohaterstwa, także miłości.
Tak, to niesamowita lektura. Jedna z tych, które powracają w myślach od czasu, od których nie sposób się wyzwolić. Jedna z najwspanialszych.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo wiem, co można odnaleźć pośród skał Mount Everestu…
O.
*Zapraszam na film i na KONKURS!