Wojciech Gunia. Jego nazwisko to już swoisty wyznacznik horrorowej jakości, to zapowiedź opowieści niepokojących i fantastycznych, w których weird fiction sięga głęboko do sedna naszej duszy i trafia tam, gdzie straszy najbardziej. W „Powrocie” zabiera czytelnika do bezimiennych miast, w szarość i mgłę, gdzie trwa niekończąca się zgnilizna jesiennych dni… To zbiór opowiadań niesamowitych i nadzwyczajnych, które zapisują się w sercu czytelnika i zostają w głowie na zawsze. Czternaście opowieści niczym w kolorach sepii, spranych, groteskowo wypaczonych…
Już dawno nie czułam się tak głęboko poruszona grozą, tak obezwładniona słowem, tak zahipnotyzowana rozpaczą bohaterów. Wojciech Gunia snuje opowieści pełne szarości i lepkiej mgły, o zawilgoconych, przybrudzonych światach, w których czuć trupią aurę rozkładu, a jednocześnie sztuczny poblask, jak w wyreżyserowanych scenkach. Jego bohaterowie to zwykli ludzie, którzy znaleźli się w kosmicznej pułapce. Pełni niepewności, niezrozumienia dla prawideł ich rzeczywistości czasami walczą, by przebić się poza tę niesamowitą podszewkę, a inni poddają się, przeobrażając w nieruchome lalki, poczwarne manekiny. Pojawia się między słowami tak znajoma aura biurokratycznego obłędu jak u Franza Kafki, coś z obsesji Brunona Schulza, koszmar żyjącego miasta z twórczości Thomasa Ligottiego. Gunia nawiązuje do największych, a jednak jego twory są jak najbardziej jego własne, swoiste, niepojęte, trudne do zwerbalizowania, bo tak wypełnione emocjami. I tak, czuć tutaj strach, czuć zagubienie, czuć bezradność w obliczu niepojętej grozy.
W historiach z „Powrotu” wszystko jest zbyt obszerne lub zbyt ciasne, za suche lub za wilgotne, za bliskie lub zbyt dalekie. Przerysowane, przejaskrawione, pełne dziwności, która jawi się jako nieodłączna część codzienności bohaterów. Ludzie-manekiny, czołgi z dykty, pulsujące arterie miast, iluzje, lustra, przebitki… Dyktatury, monarchie, wypaczone polityczne struktury, dające jedynie pozory wolności. Życie jest tu jedynie złudzeniem, teatralną scenką, jakby zainscenizowanym żartem. Można w to uwierzyć, można się w tym zanurzyć za głęboko, zachłysnąć nihilistyczną falą, która zalewa nas z każdym kolejnym opowiadaniem. Tu bezsilność wyziera z każdego słowa i ta bezsilność jest bardzo współczesna, bardzo bliska.
Gunia jest diabelnie przenikliwy, a jego proza to perełka pośród polskiej grozy, którą niełatwo zaszufladkować. Weird fiction miesza się z fantastyką, horror z filozoficzną nutą, nie każdy się w tym odnajdzie, ale kto pozwoli się porwać pod podszewkę wszechświata, ten już nigdy nie będzie taki sam, wyjdzie z tej lektury niejako naznaczony.
A to natomiast wyznacza siłę największej prozy i największej możliwej grozy również.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo prześladuje mnie groteskowa poczwarność niepojętych światów…
O.
*Polujcie na „Powrót” Wojciecha Guni na stronie Wydawnictwa IX.