„Apeirogon” Colum McCann – recenzja

Opowieść o miejscu, w którym „geografia przesądza o wszystkim”. Opowieść o wielkiej stracie, wielkim konflikcie i wielkiej przyjaźni, która zrodziła się w największym bólu. Prawdziwa opowieść. „Apeirogon” Columa McCanna.

NARODZINY PRZYJAŹNI

Najpierw był konflikt, konflikt, który wciąż trwa – najeżona niebezpieczeństwami granica, przemoc obu stron, która jest częścią codzienności. W tej historii wszystko zaczyna się od śmierci. W odstępach kilku lat giną dwie dziewczynki. Smadar jest jedną z przypadkowych ofiar zamachu samobójczego. Abir zostaje postrzelona kulą w głowę w drodze do szkoły. Smadar była Izraelitką, córką Ramiego Elhanana, grafika z Jerozolimy. Abir była córką Bassama Aramina, palestyńskiego nauczyciela i więźnia politycznego. Dwóch ojców, dwóch zajadłych wrogów… Bolesna tęsknota stała się podwalinami ich niezwykłej przyjaźni i podstawą walki, którą podjęli, protestując i przemawiając na całym świecie. To ich historia.

NIEZWYKŁE DOŚWIADCZENIE

Czym jest tytułowy, tajemniczy apeirogon? To figura matematyczna, to przedmiot, który można oglądać z nieskończonej ilości stron. W przypadku powieści McCanna to metafora konfliktu palestyństko-izraelskiego, który oglądany jest każdego dnia oczami tysięcy, milionów zdesperowanych ludzi, odbierany przez tysiące, miliony serc. To konflikt, który nigdy się nie kończy, który ewoluuje, przemienia się w zależności od sytuacji globalnej, chociaż on sam nigdy się nie zmienia. Nie sposób było oddać jego skomplikowanej podstawy inaczej jak przez oryginalną formę opowieści, przez niemożliwą do opisania narrację. Sam Collum McCann nazywa swoją książkę powieścią hybrydową, wychodzącą poza określone granice medium, łączącą różne metody opowiadania historii. Tym samym w „Apeirogonie” czytelnik natknie się na poetyckie fragmenty prozy, elementy stricte historyczne, zdjęcia archiwalne, ilustracje, a nawet puste przestrzenie. Rozdziałów – tym mniejszych i większych – jest 1001, tak jak 1001 było opowieści baśniowej Szeherezady, każdy z nich niczym memento, który pozwala zatrzymać czas i pamiętać o tych, którzy odeszli.

Najważniejsze w powieści McCanna jest jednak uczucie więzi, jakie połączyło dwóch prawdziwych mężczyzn, dwóch ojców, którzy na przekór podziałom, na przekór konfliktowi postanowiło połączyć się we wspomnieniu. To oni prowadzą „Apeirogon”, w którego słowach McCann zaklął cały ich ból, cierpienie, rozpacz, ale także nadzieję, że może, pewnego dnia będzie inaczej. Ich przyjaźń to kotwica, która pozwala pisarzowi manewrować i tworzyć mikro przestrzenie wewnątrz swojej powieści.

Dziwne, prawda? Być może dlatego „Apeirogon” bardziej się odczuwa niż czyta. Pojawia się poczucie rozpaczy, niepojętego wzruszenia – cały kalejdoskop emocji, z których trudno się otrząsnąć. O powieści McCanna rozmyśla się, bez względu na to czy postanowimy czytać ją naraz, wielkimi haustami, czy po kawałku, po trochu, tak, żeby dłużej przeżywać to niezwykłe doświadczenie.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.

Dodaj komentarz: