Bezsenne Środy: „Ćmy i ludzie” Mariusz Wojteczek – recenzja

Powieść dziwaczna i niesamowita, groteskowa i oniryczna, new weird fiction zawieszone między grozą i literaturą piękną – „ĆMY I LUDZIE” Mariusza Wojteczka.

POWRÓT MARII

„Nie wiem, ale ten monotonny dźwięk usypia mnie, zamyka mi oczy, obciąża powieki, ciągnąc je w dół, zasnuwając czernią i spojrzenie, i myśli… Wzdrygam się nerwowo, co chwilę. Nie chcę spać. Choć mamy jeszcze dobrze ponad godzinę jazdy, może nawet więcej niż półtorej, to bronię się przed snem zaciekle, jak tylko mogę. Nie chcę spać. I śnić. Tego nawet bardziej nie chcę. We śnie przychodzą przychodzą do mnie wspomnienia. I ćmy.

I nie umiem ocenić, czego boję się bardziej.”

Polska, ziemie Podkarpacia, czas po druzgoczącej kraj wojnie domowej. Maria Lenart powraca do rodzinnej wsi, którą opuściła przed laty. Zerwała kontakt z bliskimi, ale teraz nie ma innego wyjścia. Czeka na nią pogrzeb matki, spotkanie z rodziną, dawno zapomniane kąty. Dostała nawet przepustkę. Jednak powrót do domu przyniesie wspomnienia, obudzi tajemnice, zrodzi pogrzebany ból. Maria przypadkiem uwikła się w skomplikowaną intrygę, spotka dawnych znajomych, zwróci na siebie uwagę wszechmocnej Partii. Ale przede wszystkim przyjdzie jej zanurzyć się w głąb siebie.

MIĘDZY JAWĄ A SNEM

I jeszcze te ćmy. Ćmy, które w powieści Mariusza Wojteczka wprowadzają nas w świat Marii, które otaczają ją i prowokują. Maria o ćmach śni, ćmy odgania na jawie, ćmy pojawiają się w jej powidokach rzeczywistości. W „Ćmach i ludziach” tytułowe ćmy to zarówno ludowy symbol żałoby – w końcu Maria powraca na pogrzeb i musi zmierzyć się z odejściem matki i swoją rodziną. Ale ćmy stanowią tu również metaforę tych, którzy pędzą do iluzorycznego światła, do obietnicy nowej władzy, a od których Maria chce się wyzwolić. Psychicznie i fizycznie. Chce zapomnieć, chce się zmienić, chce przekształcić się. W kogo? Maria ma przeczucie, że jest do czegoś zdolna, ale żeby zbudować siebie od nowa, musi całkowicie odrzucić to kim była do tej pory. Musi poznać przeszłość, rozwikłać jej sekrety, wygrzebać z mroków niepamięci. Czy Maria tylko śni, tylko jej się wydaje, czy może jest chora, prześladowana przez samą siebie? W końcu jej własna rzeczywistość to krzywe zwierciadło, to koszmar i horror, przed którym można uciec tylko do własnego wnętrza.

Świat Marii to świat po wojnie. Świat skatowany i skrzywdzony. Rozerwany i podzielony. Ludzie w nim to skorupy, to ofiary, wyzuci z części swojego człowieczeństwa. Wojna odebrała im wszystko, ale przede wszystkim poharatała duszę. Wielu dokonało czynów, których nie da się wymazać. Noszą skazę przemocy i okrucieństwa, która teraz, w nowej rzeczywistości, dławi ich jak piętno. Zmienili się, przekształcili, stali się drapieżną karykaturą, odbiciem, którego nie chcieli spotkać. Nawet dzieci skażone są złem, niezdolne do aktów współczucia i empatii. Nie wiadomo, czy tak jest naprawdę, czy może to pryzmaty psychiki samej Marii? Kobiety skrzywdzonej i poniżonej, zrozpaczonej i zagubionej?

Powieść Mariusza Wojteczka to weird fiction w całej swojej krasie. Nawracają znajome motywy, poczucie kafkowskiego osaczenia, opresyjny system, który chce zniszczyć jednostkę. To współczesna, rodzima wersja dziwności, która spójnie łączy przeszłość i nienazwaną przyszłość, odpowiada na lęki i obawy, zawraca do strachów kolektywnych pokoleń minionych i tych, które nadeszły po zmianie. „Ćmy i ludzie” są powieścią niepokojącą, bizarną, miejscami niesamowitą, ale przede wszystkim – groteskową. Tutaj groza rodzi się pod skórą, sączy się powoli, a poczucie zawieszenia między tym, co prawdziwe a tym, co wyobrażone (wyśnione) nadaje całości jeszcze dodatkowego ciężaru. Niełatwa, symboliczna, melancholijna w nastroju. Pełna błota, żółtawej poświaty, brudu za paznokciami. Drażniąca to, co boli, to, co mierzi, to, o czym nie chcemy myśleć, a co natrętnie powraca.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo słyszę trzepot skrzydeł.

O.

Dodaj komentarz: