Okultyzm, wróżbiarstwo, karty Tarota i przewidywanie przyszłości, a wszystko ze śmiercią i historią w tle w gotyckiej powieści „Domek z kart” Katy Hays.
O KARTACH TAROTA
Tarot nie zawsze był używany do wróżenia czy ezoterycznych celów. Początkowo, w XV wieku we Włoszech, karty Tarota były używane do gry, znanej jako Tarocchi. Była to forma rozrywki dla wyższych klas społecznych, a aspekt wróżbiarski i duchowy zaczął się rozwijać znacznie później, bo w XVIII wieku. I tu zaczyna się zabawa… W tym czasie Tarot zyskał nowe znaczenie jako narzędzie do wróżenia, a okultyści tacy jak Jean-Baptiste Alliette, znany jako Etteilla, zaczęli publikować książki na temat znaczeń i interpretacji kart tarota. I nadawać mu głębszych znaczeń, boskich nawet, nawiązując do kabały i Drzewa Życia. Powstały tysiące talii! Każda talia może się różnić w zależności od kultury, epoki, a nawet osobistych przekonań twórcy.
To historia poszukiwania legendarnej talii, która pozwoli poszerzyć wiedzę historyczną opętanych Tarotem badaczy i pozwoli naprawdę przewidzieć przyszłość (podobno). Młodziutka Ann trafia do oddziału nowojorskiego muzeum specjalizującego się w sztuce Średniowiecza i Renesansu. Dołącza do waskiego kręgu badaczy i zaczyna swój staż. Wkrótce w jej ręce wpada średniowieczna talia kart Tarota i zaczyna się niebezpieczna gra. Karty bowiem mają uzależniający wpływ…
CZY KARTY PRZEWIDUJĄ ŚMIERĆ?
Podobno to kwestia podejścia i wiary w układy kart. Jedno jest pewne – sam Tarot potrafił doprowadzić do śmierci. Był postrzegany jako „Ilustrowana Księga Diabła”, a osoby używające tych kart w celach okultystycznych były często oskarżane o praktykowanie czarów, a wyroki w tym zakresie bywały różne. Dopiero z czasem Tarot nabrał nieco innego znaczenia, gdzie nawet psychiatra Carl Jung uznał, że mogą służyć do pracy z nieświadomością i odkrywać siebie. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że wszystkim maczał palce Alistair Crowley – legendarny w świecie grozy okultysta, który to właśnie opracował współczesne reguły Tarota.
PYSZNA GOTYCKA PROZA
W „Domku z kart” śmierć pojawia się jako wynikowa obsesji i ambicji. Karty Tarota są narzędziem, które śmierć przepowiada. Tu z zaskoczeniem można odkryć, że karta Śmierci nie oznacza śmierci, ale nowe możliwości i zamknięcie pewnego etapu, i wcale nie należy się jej bać. Katy Hays sama wykonała nie lada historyczną robotę, wprowadzając dzieje Tarota do swojej powieści. Poznajemy historię kart przez wieki, nazewnictwo średniowieczne i renesansowe, zgłębiamy fascynujące aspekty kultury. Mamy nawet ściągę ze znaczenia wszystkich kart w talii! Na dokładkę celowo dorzuciła nawiązania do „Imienia Róży” Umberto Eco, a istniejący w Nowym Jorku oddział muzeum The Cloisters nawiązuje do starego średniowiecznego zakonu, pełnego korytarzy i labiryntów, starych manuskryptów i dziwnych przejść. Gotycka, niepokojąca atmosfera wylewa się z każdym kolejnym rozdziałem.
Czytałam z zapartym tchem, w jeden długi zimowy wieczór, z narastającą fascynacją i podziwem. Zamknięte towarzystwo opętane przewidywaniem przyszłości, chorobliwa obsesja, skryte pragnienia… Do tego mnóstwo wiedzy pośród gotycką fabułą. Ogromnie podoba mi się ograniczenie lokacji i postaci do minimum – nie było potrzeba wiele, by stworzyć fascynującą czytelnika zagadkę. To jeden z moich ulubionych współczesnych gotyków.
O.
*We współpracy z Wydawnictwem Luna.