
Dzisiaj mam dla Was pięć strasznych książek, które przeczytałam w ostatnich tygodniach i sytuacja wygląda tak: trzy z nich to absolutne hity, a dwie to niestety porażki.

„Jagnię” Lucy Rose
Kanibalistyczna opowieść o matce i córce, które polują na bocznych drogach angielskiego miasteczka. Niezaspokojony głód, pragnienie mięsa i krwi nasycają przypadkowymi ludźmi, którzy trafiają do nich z leśnego szlaku. I pewnego dnia dołącza do nich ktoś jeszcze. I wszystko się zmienia.
Mocne. Szczere. Okrutne. Taka jest ta powieść. Prosta jak cep. Bez głębszych treści. Historia przemocy, niezaspokojonych pragnień, głębokiego nieszczęścia. Wszystko na tacy. Opisana z perspektywy dwunastolatki, dla której zabijanie to chleb powszedni, a raczej – mięso powszednie. I jedno wielkie przekleństwo.
Nie wiem jak z przekładem, bo słuchałam audiobooka po angielsku, ale sama powieść – bezbłędna.
„Konary” Jarosław Klonowski i Patryk Bogusz
Połączenie thrillera z horrorem psychologicznym.
Historia wielowątkowa, której osią jest nieudany egzorcyzm z 1977 roku, kwarantanna całego miastaczka i niewyjaśniona śmierć kolejnych ludzi.
Osiemnastoletnia Klaudia trafia do szpitala psychiatrycznego po tragicznej śmierci rodziców. Jej historia to tak naprawdę kontynuacja mrocznych i niewyjaśnionych wydarzeń związanych z lokalną przeszłością miasteczka i legendą masowych „egzorcyzmów” sprzed lat. Budzą się dawne tajemnice, spiski, prawda o nadużyciach i… eksperymentach.
Ta powieść jest jak serial, który chcemy obejrzeć (w tym wypadku – przeczytać) od początku do końca. Zresztą, zbudowana jest nawet jak sezon serialu („odcinek pilotowy”, odcinki 1-7 i finał), z naprzemiennymi narratorami i liniami czasowymi. Atmosfera jest duszna, okrutna, obrzydliwa, a finał tragiczny i druzgoczący w każdym jego aspekcie. Chociaż wcale nie ostateczny!
Czy mogę do czegoś porównać? No właśnie: NIE! To dziwna historia, jak zły sen, urywki filmu „Gothika”, koszmarne sceny z serialu „True Detective, spiski i domysły… Niby z czymś się kojarzy, ale jednak nie, a to jest coś, czego dawno u nas nie było! Unikatowa groza.
„Ogród makabry” Wojciech Kopyciński
A teraz perełeczka. Wiecie dlaczego? Ano dlatego, że Wojtek to jeden z nas – miłośnik Bezsennych Śród, który swoją miłość do horroru przekuł na książkę. I to nie byle jaką. Zbiór dziewięciu smakowitych i krwawych opowiadań.
Każde z opowiadań ma pewien haczyk i tajemnicę, która stanowi kulminację historii. Mamy więc opowieść o pewnym starszym panu, który miał ciężkie lata posuchy za sobą. O pewnym mięsnym sklepie, w którym można dostać smakowite paluszki. Tytułowy „Ogród makabry” z motywem słowiańskim. A moim ulubionym jest nieoczywista i tajemnicza „Panna z gronostajem” – coś świetnego i bardzo w klimacie Susan Hill.
Teraz czekam na coś dłuższeg od Wojtka – jakąś mięsistą, krwawą powieść w klimacie gotyckim. Może się uda?

„Nie zamykaj oczu” Justyna Jelińska
Chciałam polubić tę powieść, naprawdę. Pomysł wyjściowy był świetny. Młoda kobieta odziedziczyła posiadłość po rodzicach i musi tam wrócić, chociaż wiążą się z nią niewyjaśnione wspomnienia. Ale. Tam nic się nie dzieje! Dosłownie nic. Napięcie jest jak przebity balon, bohaterka jest niemrawa, a starszy pan, który ją nagabuje – no cóż – najbardziej niepokojący w tej książce. Do tego jeszcze bezsensowny koncept przyspieszonego czasu i masa powtórzeń, które domyka klamrą mój zawód tą książką.
Był potencjał, ale nie wyszło.
„Slewfoot. Opowieść o wiedźmie” Gerard Brom
*A propos motywów
Jeśli ktoś cały czas przeżywa film „Czarownica. Bajka ludowa z Nowej Anglii” Roberta Eggersa i wciąż wierzy szczerze, że jest „potomkinią czarownic” to „Slewfoot” jest właśnie dla Ciebie. Nie będę udawać. Ta powieść jest skrojona dla tych, którzy chcą mentalnie tańcować z kozłem po nocach, na boso i udawać, że kobiety nie mają nic wspólnego z cywilizacją.
A tak na serio, to jest tania historia, w tym sensie, że wykorzystuje bardzo tanie chwyty, by przygarnąć czytelnika. Purytańska młoda wdowa, która nie ma wsparcia w społeczności. I duch lasu, który chociaż jest demonem i diabłem, ale przecież nie jest. Nie może być. Bo baśń o Pięknej i Bestii działa nawet jak to bosa dziewczyna z wioski i jakieś szatany z lasu.
Ja mówię nie, ale wiem, że wiele osób będzie stawać za nią murem, bo promocja tych motywów w popkulturze jest teraz bardzo na czasie.
Bo warto czytać.
O.
