Ciepła i dobra opowieść, idealna na leniwy koniec lata – „Hotel Żaglowiec” Piotr Chojnowskiego!
W HOTELU ŻAGLOWIEC
Piotr beztrosko podróżuje sobie z plecakiem po Europie, przeżywa przygody swojego życia i próbuje znaleźć sens tego wszystkiego, a przede wszystkim samego siebie. To właśnie w tym tak istotnym momencie swojego życia ląduje z plecakiem, gdzieś pośrodku lasu, gdzieś pośrodku torów. Wszystkie znaki na niebie i ziemi prowadzą go prosto do… Hotelu Żaglowiec w pewnym malowniczym miasteczku, gdzie, jak się okazuje, ma podjąć pracę barmana hotelowego baru. Piotr donikąd się nie spieszy, gotówka zawsze się przyda, tym bardziej, że to robota sezonowa, do końca lata, nie dłużej. I tak Piotr ląduje za barem, by z dnia na dzień poznać całą galerię niesamowitych bywalców owego jakże wyjątkowego miejsca.
PUDEŁECZKO PEŁNE TAJEMNIC
Jest coś niezwykle ciepłego w tej pełnej uroku, kameralnej opowieści, w której nie dzieje się zbyt wiele, a jednak dzieje się wszystko. Piotr Chojnowski ma oko obserwatora przestrzeni i konesera filmowego, które łączy w „Hotelu Żaglowiec” w najbardziej nieoczekiwany sposób. Zbudował świat sam w sobie, miejsce, które jest niczym pudełeczko pełne tajemnic. Stąd te nad wyraz udane porównania do reżysera Wesa Andersona, który w swoich filmach również buduje przestrzenie-makiety, małe labirynty pełne małych historii.
To właśnie te historie odgrywają w „Hotelu Żaglowiec” najważniejszą rolę. Piotr napotyka na swojej drodze całą galerię osobliwości, niezwykłych charakterów, postaci tak cudacznych, że aż nierealnych w swojej dziwności. Ich istnienie jednak udowadnia, że każdy każdy ma jakiś cel, jakieś marzenie, swoje przeznaczenie, które tylko czeka, by je odkryć. Przesłanie powieści bowiem zdaje się nad wyraz proste: wszyscy jesteśmy szaleni i w tym szaleństwie i własnym dziwactwie powinniśmy się odnaleźć, z własną osobliwością pogodzić. Wtedy droga sama pojawi się, a raczej objawi przed nami.
W „Hotelu Żaglowiec” nie dzieje się wiele, czasami nie dzieje się nic. Tutaj liczy się chwila, liczy moment, liczy dialog i wypływający z niego humor. Opowieść, której nie tworzy akcja, ale którą budują pieczołowicie zebrane anegdotki, ironiczne żarciki, celne riposty. Bywa absurdalnie, bywa zabawnie, bywa nostalgicznie. Piotr Chojnowski stworzył powieść-cacuszko. Ciepłą, sympatyczną, a jednocześnie pysznie oryginalną. „Hotel Żaglowiec” to najlepszy przystanek na koniec lata, na złapanie wiatru w jesienne żagle.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem SQN.
**Zapraszam na film i na KONKURS!
Jeszcze nie słyszałam o tej książce. Może i to dobrze, fajnie odkryć coś nowego, a na twoim blogu zdarz mi sie to bardzo często. Na pewno kiedyś po nią sięgnę.