Inność od zarania dziejów przerażała ludzkość. Inność, która wywoływała lęk, budziła wrogość, a nawet nienawiść. Inność kojarzona z tym co obce, z tym co niezrozumiałe i niemożliwe do pojęcia. Inność, która z początku być może zaciekawia, fascynuje, by w końcu odpychać i powrócić do punktu wyjścia. Ta awersja do inności, do obcości i wrogość z nimi związana prawdopodobnie ma wiele wspólnego z naszym pierwotnym instynktem. Lepiej zareagować negatywnie, okazać dominację, by samemu nie zostać zniszczonym. Ale co jeśli inność, jeśli wrogość i obcość kryje się pod znaną nam powłoką? Co jeśli niemal niemożliwe jest, aby wychwycić różnice, dojrzeć imitację, znaleźć potwora pod maską oszusta?
O inności, o obcości ukrytej w znajomej twarzy, której trzeba się bać, którą trzeba zniszczyć, zanim ona zniszczy nas opowiada niesamowita nowela nurtu grozy science fiction z 1938 autorstwa Johna W. Campbella, czyli „Who Goes There?”, na którym John Carpenter oparł swój kultowy już horror – „The Thing” („Coś”).
„You are displaying that childish human weakness of hating the different.”
Ekspedycja naukowa na odległych połaciach Antarktydy. Niemal czterdzieści osób w bazie, zaprzęgowe psy i… COŚ. Coś, na razie zamknięte w grubym lodowym klocu, który członkowie ekspedycji odkryli na śnieżnej powierzchni tuż obok statku kosmicznego, którym owo coś przybyło na ziemię, by od razu zniknąć w lodowej otchłani. Lód wokół TEGO roztapia się powoli, a naukowcy szukają odpowiedzi na pytanie – czym jest to obce ciało i czy wciąż tlą się w nim resztki życia? Odpowiedź przychodzi szybciej niż mogliby się tego spodziewać – ożywione ciepłem ciało znika, by odnaleźć się w psim kojcu, kiedy próbuje… stać się imitacją jednego z husky. Okazuje się, że COŚ ma unikatowe właściwości – potrafi naśladować każdą żywą tkankę, odbiera jej wspomnienia, cechy, gesty i staje się żywą mimikrą, gotową, by walczyć o przetrwanie. Czy członkom ekspedycji uda się uratować przed obcym? Czy zdołają rozpoznać kto z nich nie jest już sobą? Czy Antarktyda stanie się przyczółkiem nowej „obcej” ludzkości?
„That, for instance, isn’t dog at all; it’s imitation. Some parts I’m uncertain about; the nucleus was hiding itself, covering up with dog-cell imitation nucleus. In time, not even a microscope would have shown the difference.”
„Who Goes There?” wywołuje niesamowity, pierwotny lęk przed tym, co przeraża każdego człowieka – przed pojawieniem się idealnego sobowtóra, który będzie odgrywał naszą rolę, by przejmować kolejne elementy naszego życia i zniszczyć podstawowy zalążek ludzkości. Tutaj COŚ jest takim idealnym drapieżnikiem, jednostką tak bardzo ulepszoną, tak bardzo wyrafinowaną i zdeterminowaną, że najprawdopodobniej przejmuje kolejne światy i tworzy mimikry, perfekcyjne kopie, zamieniając życie w swoją imitację życia.
„This is a member of a supremely intelligent race, a race that has learned the deepest secrets of biology, and turned them to its use.”
John W. Campbell wykreował bardzo klaustrofobiczną atmosferę grozy – upalne wnętrze bazy, w której od miesięcy żyje garść ludzi wymieszał z antarktyczną lodowatą przestrzenią, która zabija wszystko nawet jednym podmuchem. Ciepło z zimnem, życie ze śmiercią, tylko że śmierć przybrała formę życia i wkrada się coraz głębiej pośród ludzi. To zamknięty świat, w którym walka o przetrwanie jest już ostateczna, bo baza na Antarktydzie nie walczy jedynie o samych siebie, ale o jestestwo całej ludzkości.
“More keenly than ever before—is that man next to me an inhuman monster?”
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo twarz drugiego człowieka nie jest już ludzką twarzą.
O.
*Dla fanów Johna Carpentera mam tutaj prawdziwą perełkę ze strony National Media Museum – wstęp do kultowego już dzieła „The Thing”, w którym sam reżyser opowiada o adaptacji dzieła literackiego na dużym ekranie 🙂 Polecam!
Ach, Ty się chyba tam bardzo dobrze czułaś. Te śnieg, i lód, i strachy 🙂
A ja sobie wygooglałam i … o rany! jakie to ma boskie okładki!
I jeszcze dodam, że podoba mi się to zdanie: „tylko że śmierć przybrała formę życia” 🙂
To jest tak dobra historia! A ja uwielbiam „The Thing”, więc tym bardziej 😀
Oglądałam film, ale czegoś mu brakowało. Nie straszył tak jak trzeba. Nie było w nim tej niepewności, którą lubię w horrorach. No ale książka zwykle jest lepsza.:)
O! Naprawdę? A ja uwielbiam „The Thing” 😀 Idealnie klaustrofobiczny i opowiadanie dokładnie takie jest – obcość w zwykłym człowieku 🙂
Dobry klimat, całe szczęście dziś spałam dość spokojnie i nie nawiedziały mnie sny o niepokojącej istocie… ani żadne istoty… tak przynajmniej mi się wydaje… prawda?
No właśnie 😀 Nic nigdy nie wiadomo, czy nie budzimy się już w innych światach 😀
Jak ja uwielbiam te Twoje strrrraaszne środy 🙂
Muszę zaglądać z większą regularnością. Obiecuję poprawę 🙂
A tymczasem może wzbogacisz swój księgozbiór o całkiem inne tytuły:
ZAPRASZAM!
Uwaga Konkurs!
Do wygrania jedna albo dwie książki.
Przyłącz się!
http://monweg.blog.onet.pl/2016/01/21/robie-konkurs-bo-moge-4/
O! Bardzo fajny konkurs 🙂