„Kostka” Iza Korsaj

Bombla_Kostka

 

“Odkąd pamiętam, odcinałem się od uczuć wybitnie grubą kreską. Nie, nie zostałem w życiu specjalnie źle doświadczony. Nie miałem dysfunkcyjnych rodziców. Nie dorastałem w paskudnej dzielnicy. Nie doświadczyłem przemocy, molestowania ani biedy. Nie tkwi we mnie żaden pierwotny czynnik, żaden zaprzeszły wyzwalacz. Po prostu taki jestem, od zawsze. Jest mi dobrze z niedającą się zmanipulować, odporną i tylko własną wolą.”

„Kostka” Iza Korsaj

Psychopatyczne, zaburzone umysły fascynują twórców, czytelników i widzów od lat. Postacie bez serca, bez emocji. Bohaterowie twardzi, o stalowych nerwach i pozbawieni jakichkolwiek skrupułów w niszczeniu drugiego człowieka. W kulturze popularnej psychopatów było wielu, a do kanonu najpopularniejszych w historii literatury światowej przeszli m.in. młodociany, zdziczały Alex z „Mechanicznej Pomarańczy” Anthony’ego Burgessa, pogrążony w miłości do przemocy i krwi Patrick Bateman z „American Psycho” Breta Eastona Ellisa, najwierniejsza czytelniczka Annie Wilkes z „Misery” Stephena Kinga, a na ich czele stoi niezachwiany król -żarłoczny, kanibalistyczny Hannibal Lecter. Teraz, dzięki najnowszej, debiutanckiej powieści Izy Korsaj zatytułowanej „Kostka”, polscy czytelnicy zyskali nareszcie następcę tych największych psychopatycznych postaci. Bohatera zasługującego, by być wymienianym jednym tchem z tymi najgorszymi z najgorszych, doktora Marvina Crossa.

Ten perfekcyjnie skonstruowany, ostry i precyzyjny, jak chirurgiczny skalpel thriller psychologiczny rozpoczyna się polowaniem. Polowaniem nietypowym, bo zwierzyną łowną jest w nim człowiek, a dokładnie niejaki Jerry. Mężczyzna biegnie bez tchu po śnieżnym, leśnym poszyciu, uciekając ile sił w nogach przed nieznanymi sprawcami. Nie domyśla się, że wpędzenie go w ciemny, zimowy las było jedynie preludium do szykującego się dla niego koszmaru, bo nieświadomy niczego Jerry nie zdaje sobie sprawy, że prawdziwym drapieżnikiem jest ktoś, kto czeka spokojnie w środku leśnej głuszy, a z początku wyda się mu najlepszym wybawcą. Doktor Marvin Cross, który zaczaił się, wyczekał i zaplanował atak na zagubioną życiowo ofiarę, jaką jest Jerry. Plan jest prosty – Naprawa umysłu, najnowszy projekt terapii opracowany przez doktora, dla którego drugi człowiek to wyłącznie narzędzie do stworzenia istoty doskonalszej.

To właśnie doktor Marvin jest głównym bohaterem „Kostki”. Ten chirurg o specjalizacji transplantologicznej jest jednym z najlepszych w swoim fachu. Jest tak popularny, że założył nawet swoją własną klinikę, w której, za odpowiednią cenę, funduje wymiany chorych organów. Robi to niemal od ręki, poza niekończącą się kolejką w klinikach publicznych. Cross nazywa samego siebie inżynierem Naprawy, bowiem naprawia ludzkie ciała, usprawnia je i przedłuża ich egzystencję. Nieważne, że ceną może być życie, godność, czy niewinność innych. Marvin Cross to rasowy psychopata, który ma tylko jedną pasję i tej pasji od najmłodszych lat poświęca swój czas. Gdzieś w przeszłości widzimy jego żonę, nawet syna, a w teraźniejszości bliskich współpracowników, którzy nie zdają sobie sprawy, co kryje przystojne, hipnotyzujące oblicze tego wyjątkowego lekarza.

Wydawać by się mogło, że próbując przeniknąć osobowość Marvina, czytelnik natrafi na surrealistyczny, zdeformowany i niemożliwy do pojęcia obraz jego wewnętrznej rzeczywistości, skrywany za surową maską okrucieństwa. Dzięki temu łatwiej byłoby zrozumieć jego motywacje, czy odchylenia. Stworzyłoby to empatyczną więź, a psychopata zyskałby lepszą, bardziej ludzką twarz. W zamian, paradoksalnie, wnikając w psychikę doktora natrafiamy na… sterylną przestrzeń. Nawet to miejsce, podobnie jak jego właściciel, jest dokładnie zaplanowane i poukładane; doprecyzowane i dopięte na ostatni guzik. Nie plączą się tu żadne zagubione myśli, żadne szczelnie skrywane wyrzuty sumienia, czy bolesne wspomnienia z przeszłości. Umysłu Marvina nie przenikają chore wizje, ani maniakalne sny – jest cicho i bardzo spokojnie. Każda myśl jest skatalogowana w jego prywatnej Bibliotece Umysłu, czyli archiwum, w którym nic nie może umknąć, a każdy człowiek napotkany na jego życiowej drodze posiada tam swoją teczkę i folder.

Doktor Marvin Cross jest po prostu z gruntu zły. Nie przeżył nigdy żadnej traumy. Nie pochodzi z patologicznej rodziny. Nikt się nad nim nie znęcał, nikt go nie molestował. Jest inny. Intelektualnie zniekształcony, ale jednocześnie swoiście bardziej przejrzysty, bo nie posiada konkretnych emocji, czy rozbudowanej siatki uczuć. W jego zachowaniu każdy ruch jest precyzyjny, specjalnie wyreżyserowany. Każda czynność zaplanowana. Nie ma w nim nic przypadkowego.  Do tego jest mistrzem samodoskonalenia. Narzuca sobie dyscyplinę i podporządkowuje się swojej wewnętrznej programowej prostocie. Marvin jest po prostu psychopatą z krwi i kości, który nie potrzebuje dodatkowego wyjaśnienia, by być dokładnie tym, kim jest. Doskonale skonstruowany. Idealnie apatyczny. Wierny sobie i swoim przekonaniom. Wyjątkowo idealistyczny. Ma swoje pasje, ma swój cel, a tym celem jest stworzenie lepszego człowieka.

Koncepcję człowieka-idealnego, nadczłowieka, który wykroczy poza to, co tak zwyczajne i ludzkie, czyli po prostu słabe, od wieków próbowali wykreować filozofowie i myśliciele. Był literacki Człowiek Integralny Markiza de Sade, był artystyczny Nadczłowiek w teatrze okrucieństwa Antonina Artaud i wreszcie filozoficzny, tak często komentowany Übermensch Fryderyka Nietzschego. O ile wizje snute przez wszystkich bohaterów pogrążonych w marzeniach o lepszej istocie ludzkiej były wyłącznie mrzonkami, nierealnymi filozoficznymi konceptami o górnolotnych zamysłach, to już wizja Marvina Crossa jest jak najbardziej realna. Dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wystarczy posiadać odpowiednie warunki, konkretny zasób wiedzy i umiejętności, by zabrać się za budowę człowieka od nowa, za wielką Naprawę. W Marvinie jest ten sam pierwiastek, który można odnaleźć także w postaci Viktora Frankensteina z powieści Mary Shelley – obsesja i wizja, ale w tej najmroczniejszej wersji, pozbawiona słabości, czy moralnego kręgosłupa. Pozbawiona strachu i wszelkich skrupułów. Marvin jest bogiem, jest twórcą, a jego ostatecznym dziełem pewnego dnia, będzie nowy wspaniały człowiek. Na razie pozostaje on w fazie eksperymentów, ale porażki nie są wcale w jego oczach porażkami, a tylko kolejnym krokiem naprzód.

Izie Korsaj udało się w „Kostce” stworzyć postać, której od lat brakowało zarówno w naszej rodzimej literaturze, jak i literaturze światowej. Stworzyła psychopatę modelowego, wykorzystując zapomniany już koncept wcielonego zła, w którym ludzki element istnieje wyłącznie jako kamuflaż.  Ta maska nie chroni Marvina przed rzeczywistością, ale otaczających go ludzi przed nim samym. On jest Innym, w bardzo dosłownym sensie. Jak w twórczości H.P. Lovecrafta nieprzenikniony obraz ostatecznego okrucieństwa i zła doprowadza bohaterów do szaleństwa, tak też prawdziwy, niedozowany kontakt z doktorem kończy się psychicznym załamaniem – śmiercią umysłu, bo nikt normalny nie jest w stanie znieść tak dużej dozy całkowitej apatii i odhumanizowania. Dla ofiar, za maską twarzy Marvina kryje się ciemność, wielkie nieznane. I sama tego świadomość jest już gorsza od śmierci.

O.

*Dziękuję Izie Korsaj za podarowanie mi „poranionego Marvina”, który odnalazł nowy dom, a już w najbliższych dniach rusza na czytelnicze tournée 😀

Komentarze do: “„Kostka” Iza Korsaj

  1. Recenzencki napisał(a):

    Czytałam kilka recenzji nt. „Kostki” i… mimo, że małymi kroczkami powracam do takiej literatury, to… kurcze, do „Kostki” mnie nie ciągnie. Nie wiem… Mam trochę wrażenie, że aranżacja jest wzięta z niektórych odcinków „Bones”.

    • Bombeletta napisał(a):

      Sądzę, że powinnaś spróbować 🙂 Z tego co się orientuję nie ma w tym nic z „Bones”, bo to zupełnie inna odnoga tematu.Od lat zaczytuję się w thrillerach psychologicznych, opowieściach o maniakach, psychopatach i socjopatach, ale w Polsce jeszcze tego nie było. W końcu pojawił się psychopata bez traumy, bez bolesnej przeszłości, po prostu zło w czystej postaci. A do tego „Kostka” jest świetnie napisana – surowo, męsko, bez niepotrzebnych uróżowień. Spróbuj, bo moim zdaniem warto 🙂
      Pozdrawiam!

  2. miqaisonfire napisał(a):

    Och, byłaby to idealna lektura dla mnie. Strasznie ciekawią mnie takie zaburzone umysły, zresztą – nie tylko mnie 🙂 Muszę poszukać tej książki w bibliotece. Zrobiłaś mi na nią wielką ochotę.

      • Agnieszka napisał(a):

        Nie mogę się do końca określić jeszcze, ale nie porwała mnie na tyle, abym nie mogła się oderwać od czytania. Jestem na dobrej drodze do pobicia rekordu na najdłuższe czytanie książki ever. Chyba mam jakiś ujemny biorytm i niemal zerową wydajność mózgu, skoro tak opornie mi idzie lektura.

        • Bombeletta napisał(a):

          Ja w takich chwilach odkładam książkę na dłuższy czas i wracam do niej po miesiącach, zaczynajac od początku- na mnie działa 🙂 obecnie czeka na mnie „Portret Doriana Greya”, który co prawda znam już, ale chciałam przeczytać raz jeszcze i nie udało się z nieznanych powodów 😀

          • Agnieszka napisał(a):

            „Portret…” bardzo mi przypadł do gustu swego czasu – może tym razem Ci się uda dokończyć, może nadszedł „ten” czas, w który nic nie będzie przeszkadzało 🙂
            Aktualne podejście jest właśnie takim moim powrotem do „Kostki” – wczesną jesienią zarzuciłam lekturę i – tak jak piszesz – wróciłam do niej dopiero niedawno. Oby przerwa podziałała i podejście numer 2 było ostatnim 🙂

  3. takitutaki napisał(a):

    szczerze powiem, że nie słyszałem o tej książce więc ciesze się, że o niej wspominasz, bo z tego co piszesz to będzie to coś dla mnie..

    • Bombeletta napisał(a):

      Sądzę, że Ci się spodoba – mocna, męska proza, bez niepotrzebnych udziwnień i podkolorowań. Jest krwawo, jest brutalnie i pomysłowo – nie było tego jeszcze w polskiej prozie, więc zdecydowanie warto znać 🙂

Dodaj komentarz: