Człowiek to najbardziej wyrafinowany drapieżnik. Można udawać istotę wyższego rzędu, można z dumą nosić na zewnątrz nasze superego niczym sztandar wyjątkowości, jednak w środku, tam głęboko, ukrywa się id, mięsożerca z krwi i kości. Homo sapiens, gatunek, który z pożerania, z krwi, z bebechów, pazurów i zębów stworzył rytuał i sztukę kulinarną. Jak na drapieżnika przystało mięso to podstawa życia. Można od niego uciekać, można się ukrywać, można zamieniać i skrywać w środku wewnętrzny popęd, jednak ciało pozostanie ciałem, a wewnętrzny mięsożerca z czasów walki o ogień na zawsze będzie czaił się przyczajony w najgłębszym kącie duszy. To może przerażać, to może sprawiać, że ciało staje się obce, jeśli umysł marzy o wyzwoleniu, o nowej materii, o harmonii, której nie sposób dostąpić, gdy w sercu bije zew krwi.
„Chcę wydać z siebie krzyk, choćby tylko raz. Chcę wybiec za ciemną taflę szyby. Czy będę wówczas mogła się uwolnić od tej bolesnej masy? Czy mi się uda?
Nikt nie potrafi mi pomóc.
Nikt nie potrafi mnie ocalić.
Nikt nie potrafi tchnąć we mnie życia.”
Niepokojącą opowieść o kobiecie, która pragnie uciec od samej siebie, snuje południowokoreańska pisarka Han Kang w swojej niezwykłej, roślinnej powieści zatytułowanej „Wegetarianka”. Podstawą opowieści faktycznie jest wegetarianizm głównej bohaterki, jednak tutaj, zamiast własnego wyboru, nowego nawyku żywieniowego czy intrygującej diety, przybiera formę zwyrodniałej manii, gdzie wstręt do mięsa jest niczym preludium do choroby psychicznej, a jednocześnie afirmacją buntu, próbą odwrócenia nieuchronnych kolei losu.
A wszystko zaczyna się od snu. Snu, który powtarza się wielokrotnie i wkrótce zamienia w koszmar, doprowadzając młodą żonę seulskiego biznesmena na skraj rozpaczy. To właśnie ten sen sprawia, że Yŏng-hye z dnia na dzień odrzuca mięso i staje się weganką. Wygląda to tak, jakby ni stąd ni zowąd jej umysł nie był w stanie przekonać ciała do zwierzęcego pożywienia. Kobiecie śnią się ochłapy mięsa, strumienie krwi, dłonie zlepione posoką, a w tym wszystkim ona sama, ale jakby nie ona – odczłowieczony portret Yŏng-hye, z którym Yŏng-hye na jawie nie umie i nie chce się utożsamić. Dieta i skrajne zachowanie kobiety burzy porządek jej rodziny – niepokój męża zmienia się w obrzydzenie, a siostra z rodzicami reagują niemal histerycznie, co kończy się pierwszą próbą samobójczą Yŏng-hye. I tak, wraz z rozpadem wewnętrznego spokoju kobiety, w gruzach lgnie jej małżeństwo, małżeństwo jej siostry, a więzy rodzinne zostają zerwane im większy jest jej upór w tym, co przyjęło w powieści nazwę wegetarianizmu, a jest ewidentną oznaką poważnego zaburzenia psychicznego.
Drapieżny obraz ze snów Yŏng-hye to właśnie to, co tak przeraża kobietę. Dostrzega siebie zza zasłony, swoje id obżerające się surowym mięsem, szczęśliwe, zdrowe, z oczami pełnymi blasku. Umysł Yŏng-hye postanawia zbuntować się przeciw naturze, a jej pragnieniem staje się wyzwolenie od ciała, które domaga się pokarmu na każdym kroku. O ile łatwiej byłoby zostać rośliną, drzewem, karmić się słońcem, tworząc pozory łagodności. I tak Yŏng-hye ucieka coraz dalej, chowa się w sobie, z etapu agresywnych epizodów autodestrukcyjnych przechodzi do stanu absolutnego wyciszenia, niemal apatii i z każdym dniem zapada się w sobie.
Han Kang poprowadziła narrację trzema głosami – pierwszy to głos męża Yŏng-hye, który nie chce pojąć zachowania żony i brzydzi się jej oddalenia od normalności. Drugim jest głos szwagra Yŏng-hye, który zachwycony jest jej eterycznością, spokojem, a przede wszystkim cielesną przemianą, w której główną rolę odgrywa mongolska plamka, która doprowadza go do erotycznej obsesji. Trzeci głos należy do siostry Yŏng-hye, kobiety spełnionej profesjonalnie, dążącej do pełni rodzinnego szczęścia, której postępująca choroba siostry odbiera wszystko i niszczy lata małżeństwa i ciężkiej pracy. Tylko Yŏng-hye milczy, a jej głos to wspomnienie sennych wizji, majaków wypełnionych krwią, a potem roślinnymi sokami. Polifoniczność „Wegetarianki” jeszcze bardziej oddala czytelnika od bohaterki, sprawiając, że z każdą kolejną stroną ona faktycznie zaczyna przypominać egzotyczny, fascynujący kwiat kryjący mroczną tajemnicę.
Yŏng-hye pragnie wyzwolić się od ciała, jednak wydaje się, że ta obsesja zaczęła się na długo przed mięsożernymi koszmarami. Jako łagodna, prosta i modelowa żona biznesmena z ambicjami sprawdzała się idealnie dla wszystkich, tylko nie dla siebie. Jej mąż w naturalny sposób narzucał jej całą swoją wolę, wymagając posłuszeństwa i wpasowania się w normy społeczeństwa. Yŏng-hye natomiast dusiła się w tych restrykcyjnych ramach. To świat wokół niej był drapieżny i dlatego postanowiła na zawsze uśpić zwierzę w sobie, czyli ta naprawdę uśpić całą siebie. Ucieczka przed mięsem i krwią miała pozwolić jej rozkwitnąć, zapuścić korzenie, ale Yŏng-hye zapomniała, że człowiek na zawsze jest w swoją cielesność uwikłany, a całkowite oderwanie nigdy nie będzie możliwe.
„Wegetarianka” Han Kang w subtelny i delikatny sposób podejmuje zagadnienia buntu przeciw uciskowi społecznemu, płciowemu, czy rodzinnemu. Tytułowa wegetarianka popada w obłęd, niszczy nie tylko samą siebie, ale wszystkich wokół, próbując zaburzyć naturalny porządek rzeczy. Jedyne co osiąga, to unieszczęśliwienie bliskich sobie osób i autodestrukcję, z której nie ma już odwrotu. Nie sposób zniknąć, nie sposób wyparować, nie sposób zamienić się w roślinę na oczach tych, których miłość pragnie temu zapobiec. Atmosfera w „Wegetariance” przypomina duchotę ogrodu botanicznego, osaczanie przez napierającą zieleń, która emanuje z wnętrza bohaterki. W końcu jednak nawet te rośliny zdają się być drapieżne i biedna Yŏng-hye odrzucając swoje ciało, przybrała symbolicznie formę takiego kwiatu, wciągając w pułapkę tych, których przyciągnął jej wewnętrzny dramat.
To piękna, tajemnicza opowieść o przemianie, która nigdy nie będzie możliwa.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Kwiaty Orientu.
Bardzo zachęcająca recenzja 🙂
Olga, no, czy Ty musisz zawsze tak zachęcająco?! 😀
Tak 😀
No nie. Zero skruchy 😀
Nigdy się nie skruszam 😀
I co ja mam z Tobą zrobić? 😀
Nie wiem, ale polecam się na przyszłość 😀
Wiadoma sprawa 😀
Nie wiedziałam, że ta książka jest tak intrygująca i taka inna. Jak widać, nie należy oceniać po okładce…ani po tytule. Chętnie sobie poczytam 🙂
Dokładnie tak – mnie również odrzucało (mięso moim życiem), a sama opowieść zaskoczyła ogromnie <3
Wegetarianka atakuje mnie ostatnio z kilku stron i jakoś tak nie wiem, nie mogę się przekonać… Niby wszystko fajnie, niby mnie to interesuje ale czuję się tak, jakby ta książka miała mnie przerosnąć, jakby była za ciężka. Może to kwestia nieodpowiedniego momentu? Mam teraz straszliwy zastój książkowy i nie mogę z niego wyjść. Aż boję się zaczynać następną książkę w obawie, że nie będę mogła się z niej w pełni nacieszyć. Miewasz czasem takie zastoje? Jak sobie z nimi radzisz? Podobno dobrze jest przez jakiś czas nie czytać w ogóle, ale tak się przecież żyć nie da…
Wiesz co, ja już tak nie mam od prawie trzech lat, czyli od chwili, gdy zaczęłam tworzyć bloga 😀 Po prostu czytam i nie poddaję się 😀
Ale rozumiem, że czasami tak bywa. Niemniej, polecam Ci „Wegetariankę” – tutaj nie ma co przerastać czytelnika – to dość krótka opowieść, prosto napisana i trafia w sedno 🙂
Ja dopiero zaczęłam poznawać literaturę azjatycką (w tym południowokoreańską), ale jest ona naprawdę fascynująca. Ma w sobie coś dzikiego, nieujarzmionego, mrocznego i odkrywa często ukrywaną głęboko ciemną stronę duszy człowieka. Dlatego też pewnie sięgnę także po „Wegetariankę” 🙂 Dzięki za cudowną recenzję!
Wielka radość 😀 Dla mnie literatura koreańska jest przede wszystkim bardzo subtelna i prosta – trafia zawsze w sedno, bez owijania w bawełnę 🙂 I sama radość z poznawania 😀
Fakt, rzeczywiście charakteryzuje się prostotą, ale taką prostotą, którą lubię 🙂
Zapowiada się przepyszna, bezmięsna lektura 😉 Mam wielką słabość do literatury południowokoreańskiej, a ta zapowiada się wyjątkowo smakowicie. Jak tylko dokończę „Drogę krolów” i „Marsjanina” to chyba złamię swoje postanowienie ograniczenia kupna książek w tym roku i poszperam za nią w księganiach. Pozdrawiam 🙂
Poszperaj – piękna historia, tym bardziej jak masz taką słabość 😀
P.S. „Marsjanin” <3
Potwierdzam – „Marsjanin” jak na razie cudny <3 Pozdrawiam 🙂
Świetny tekst. 🙂
Dziękuję 🙂