Życie potrafi zaskakiwać. Znienacka uderzyć w człowieka wielkim szczęściem, radością, której nie sposób ogarnąć umysłem, poczuciem spełnienia tak ogromnym, że chce się krzyczeć i skakać. Ale życie potrafi również złamać nawet najtwardszych zawodników. Odebrać wszystko to, co było takie piękne i pokazać jak bardzo człowiek może być nieszczęśliwy, rozsadzić potwornością, jedną chwilą, momentem całkowitego zniszczenia. Ciężko jest się pozbierać po takim ciosie, ale życie musi trwać, tym bardziej jeśli nie jest się samemu na świecie i pozostaje odpowiedzialność za innych.
O wzlotach i upadkach, mniejszych i większych dramatach, zwyczajnej-niezwyczajnej codzienności, która potrafi zaskakiwać na różne niesamowite sposoby opowiadają dwie powieści Niny Majewskiej-Brown „Wakacje” i „Zwyczajny Dzień”. Nie ma tutaj niczego nadzwyczajnego, codzienność i rodzinne dole i niedole, a jednak jest w tym coś fascynującego, coś życiowego, z czym bardzo łatwo się utożsamić i odnaleźć – w szczerości uczuć, w prostocie zwyczajnych mijających dni.
Nina, właścicielka średnio prosperującej restauracji, wraz z mężem, biznesmenem wyższego szczebla i dwójką dzieci, nastoletnim synem i kilkuletnią córką, wyjeżdżają na upragnione wakacje do Barcelony. Od nowa uczą się spędzać razem czas, zwiedzają miasto i odpoczywają aż do chwili, gdy niby niespodziewanie przybywają rodzice jej męża. Teściowie nie cierpią Niny, ani wnuków i okazują tę niechęć na każdym kroku, jednak mimo wszystko jakoś ten pobyt mija. I nagle przytrafia się tragedia, coś tak druzgoczącego, że nie sposób oddychać, nie sposób myśleć o przyszłości, a jednak Nina musi iść naprzód, brnąć przez nieszczęście i smutek, nie poddając się. Wkrótce wszystko zaczyna się układać, jednak na Ninę czeka jeszcze mnóstwo radosnych i smutnych niespodzianek.
Dzieje życia, a raczej miesiące życia, bohaterki powieści Niny Majewskiej-Brown, które śledzimy w „Wakacjach” i w „Zwyczajnym dniu” to tak naprawdę skondensowane życiowe rozterki, na jakie każdy czytelnik (chociaż w tym przypadku każda czytelniczka) ma szansę natrafić pewnego dnia. Kto nie słyszał o naprzykrzającej się teściowej? O małżeńskich zdradach? O tragediach, które zamieniają w proch dotychczasowy świat? O wpadkach, które „nigdy” nie miały prawa się wydarzyć? A wakacje życia, na które tak się czeka całymi miesiącami i nagle okazują się dramatyczną klapą? To wszystko może się zdarzyć, może się przytrafić i niczego nie da się w pełni zaplanować.
„Po kilku miesiącach od tych najgorszych wakacji w moim, w naszym życiu nauczyłam się, że tęsknota powraca falami i zalewa oszałamiającym, paraliżującym bólem w najmniej oczekiwanych momentach. Myślałam, że zaplanowałyśmy wszystko dokładnie i skrupulatnie i wystarczy tylko powoli, wdech za wdechcem, wydech za wydechem, iść przed siebie.
Tymczasem to życie dokonało za mnie wyborów, pozostawiając kilka bolesnych psychicznych siniaków.”
Zarówno „Wakacje”, jak i „Zwyczajny Dzień” Niny Majewskiej-Brown to bardzo lekkie, napisane niezwykle przystępnym i codziennym językiem powieści obyczajowe, takie życiowe komediodramaty, które idealnie sprawdzą się jako lektury dla samej przyjemności czytania. Do komunikacji miejskiej, w dłuższej podróży, czy przy innych okazjach, gdy czytelnik pragnie czegoś niezobowiązującego, a jednocześnie na tyle wciągającego, że oderwie się od świata zewnętrznego. Łatwo się odnaleźć w rzeczywistości Niny, łatwo zrozumieć jej życiowe rozterki, wewnętrzne walki, które musi toczyć na każdym kroku. To idealna lektura o zwyczajnym-niezwyczajnym życiu, o codzienności, którą znamy wszyscy, a od której nie sposób uciec i o sile, którą można znaleźć nawet w najprostszych czynnościach, by przetrwać kolejny dzień.
O.
*Za książki dziękuję portalowi Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają. 🙂
Tylko czy te powieści można nazwać literaturą w pełni tego słowa znaczeniu i czy książki napisane w ten sposób rzeczywiście przyjemnie (poza tym że szybko i bez wysiłku) się czyta… Mam wątpliwości. Podobnie można powiedzieć, że przyjemnie czyta się brukowiec – ale czy warto?
To są czytadła – wyższy poziom od tzw. para-literatury, czyli np. Greya, więc do brukowca bym tych powieści nie przyrównywała. To takie historie, na które zawsze jest popyt – lekkie i przyjemne, na plażę, do autobusu, napisane ot zwyczajnie, bez szału, ale nie zasługują na pewno na totalne objechanie – mają swoich odbiorców i to dla nich właśnie powstają 🙂 Czy warto? To zupełnie subiektywne podejście. Wiem, że cenisz sobie literaturę z wyższej półki, jesteś wybredna i wiesz, co lubisz, a czym gardzisz – w Twoim przypadku nie polecam 🙂
Aaaaa zadzwiasz mnie!!
A czemu zadziwiam? 🙂