Site icon Wielki Buk

Bezsenne Środy: „Nawiedzony” James Herbert – recenzja

Bombla_Nawiedzony

Nawiedzone domy to niezwykle wdzięczny temat dla wszystkich twórców porządnej grozy. Duchy, omamy, tajemnicza przeszłość, która naznacza dane miejsce i zmienia już na zawsze. Trzeba przyznać, że powieści o takich domach niezwykle intensywnie działają na wyobraźnię czytelnika. Czy ten dźwięk za oknem późną nocą to tylko zawodzący wiatr, czy wrzask potępionej zjawy? Czy ktoś stąpa po skrzypiącej podłodze, czy to jedynie złudzenie? Czy roztańczone pod sufitem cienie układające się w dziwne kształty to tylko widziadła, wybryki nadpobudliwego umysłu? H.P. Lovecraft napisał kiedyś, że istnieją takie miejsca, które mają duszę i ta dusza wcale niekoniecznie musi mieć wobec mieszkańców dobre intencje. Czasami to wynik samego budynku, jego wewnętrznej istoty, złej w swojej esencji, a czasami to wynik smutnych historii sprzed lat, nieszczęść i rozpaczy ukrytych pośród murów.

Można w nawiedzone domy wierzyć lub też nie, można uwierzyć przeczuciom i wycofać się póki jest to jeszcze możliwe, lub można przyjąć, że niewytłumaczalne niekoniecznie musi oznaczać nadprzyrodzone, tak jak pragnął wierzyć David Ash, bohater powieści Jamesa Herberta, czyli „Nawiedzony”.

Obalanie zjawisk nadprzyrodzonych to prawdziwy konik Davida Asha, profesora działającego na rzecz Instytutu Badań Psychiki. Bywają sytuacje niewyjaśnione, fenomeny, które trudno objąć rozumem, jednak zawsze może znaleźć się jakieś wytłumaczenie konkretnej niby paranormalnej osobliwości. Jednak Davidowi przyjdzie zrewidować swoje poglądy, gdy dostanie zlecenie wyjazdu do posiadłości Edbrook, której właścicielka twierdzi, że jest prześladowana przez duchy. Na miejscu przywita go cała rodzina nawiedzonego domu i David rozpocznie śledztwo. Szybko przekona się, że nie wszystko jest tutaj dokładnie tym, czym mogło się wydawać.

Klasyczna powieść grozy, która pozwala na chwilę założyć, że wszystko jest możliwe – taki jest właśnie „Nawiedzony” Jamesa Herberta. Ash jest nieufny i wycofany, podobnie jak czytelnik, który przekracza progi Edbrook. Nasz bohater to pragmatyk i pragniemy razem z nim zamknąć się na wszystkie możliwe nadprzyrodzone zjawiska. Jednak im bliżej poznajemy Davida, tym łatwiej jest nam zrozumieć, że nie tylko z posiadłością jest coś mocno nie w porządku, ale z samym bohaterem także. Drąży go przeszłość, przenika rodzinna tragedia i chwila prawdy zbliża się tutaj wielkimi krokami.

„Nawiedzony” hipnotyzuje czytelnika od pierwszych stron i pozwala mu dostrzegać tylko to, co sam pragnie mu ukazać. To powieść, która ukrywa tajemnice, która ma niejeden sekret i trzeba być czujnym, by niczego nie przegapić. Uważny czytelnik ma szansę rozwikłać zagadkę Edbrook już po kilku rozdziałach i jedynie upewniać się w swoim przypuszczeniu, jednak nawet w takim wypadku radość z lektury jest ogromna, a sama opowieść daje sporo satysfakcji. To horror z krwi i kości, to rasowa historia o nawiedzonym domu, którą można bez wstydu porównać do „Nawiedzonego” Shirley Jackson, do „Dziwnego, wysokiego domu pośród mgieł” H.P. Lovecrafta, czy do „Kobiety w czerni” Susan Hill. To jedna z tych historii, które zostają z nami na długo i sprawiają, że lampki godzinami będą się jeszcze świecić przy naszych łóżkach po zapadnięciu zmroku.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo czy mogę być pewna tego, co widzę?

O.

*Recenzja powstała we współpracy z portalem Okiem na Horror. <3

**Po więcej „Nawiedzonego” Jamesa Herberta koniecznie zajrzyjcie na vlog!

Exit mobile version