Site icon Wielki Buk

Bezsenne Środy: „Głupcy” z tomu „Zwierzyna” Maciej Kaźmierczak – recenzja

Bombla_Zwierzyna

Czasami dobrze obudzić się ze snu. Czasami dobrze jest wyjrzeć poza bańkę mydlaną kolorowej rzeczywistości rysowanej przez kolejne media i wyjrzeć poza własną strefę komfortu. Rozciągnąć się, rozejrzeć. Spojrzeć obiektywnie na życie w pełnej krasie, w całej swojej dziwnej postaci. Może będzie to dalej kolorowa bańka, pełna radości i uśmiechniętych twarzy, a może koszmar, ukrywany długo za kotarą sztucznych, nadętych nieszczerych i zdeformowanych ust, z których zionie pustka. Można spróbować zadawać pytania, można zagłębić się w ciemność, zajrzeć w głąb ludzkiej duszy.

Tak jak zajrzał Maciej Kaźmierczak i opisał to w swoim debiutanckim tomie opowiadań „Zwierzyna”, z którego wybrałam dla Was jedną opowieść – „Głupcy”.

Sobota. Słoneczna, letnia sobota, idealny dzień na wizytę w zoo. Mała Debra długo czekała na ten dzień i teraz uzbrojona w uśmiech i watę cukrową idzie dziarsko z tatą na kolejną wizytę popatrzeć na istoty za kratami. Odwiedzi węże, odwiedzi lwy, zobaczy słonia, by na końcu trafić tam, gdzie najbardziej pragnęła – na wybieg dla ludzi.

„Klatki z ludźmi znajdowały się na samym końcu trasy, gdyż zbudowano je najpóźniej i chciano, aby były najbliżej okalającego miasto muru. Nie było też w żadnej innej części zoo klatek tak dużych, z tak szerokimi, zadaszonymi domkami. Ludziom mimo wszystko zapewnili najwięcej wygód, najwięcej miejsca. Chociaż taki mały ukłon w stronę oszalałego na starość stwórcy.”

Krótkie, dosadne, prawdziwe – to opowiadanie właśnie daje wgląd niemal we wszystko, czym jest debiutancki tom Macieja Kaźmierczaka. Sytuacja jak z „Planety Małp” w niewyjaśnionej czasoprzestrzeni, gdzieś na Ziemi, kiedyś daleko (jeszcze?) stąd. Wizja klatek jest obłąkana, dziwaczna – odczłowieczenie człowieka bolesne, chociaż niby czai się za rogiem nadczłowiek. Ten patrzy naiwnie, dziecięcymi oczami, obojętnie, tak jak przyglądają się naukowcy preparatom spod mikroskopu. Ale… czuje instynkt. Gdzie jest Bóg? Gdzie jest wiara? Gdzie współczucie, miłosierdzie, miłość bliźniego? Opatrzyły się, znudziły i zakrzepły w zastałej krwi i zgniliźnie rozkładającego się ciała. Przyszłość ma zatoczyć koło i nikt nie zapyta się „dlaczego?”.

„Zwierzyna” to ciężka i niepokojąca lektura – nie czyta się jej łatwo, a jednak przynosi trudną do opisania przyjemność i ma w sobie coś takiego, co nie pozwala jej jednoznacznie zaklasyfikować. Z pewnością jest to groza z najwyższej półki. Horror filozoficzny i egzystencjalny, zahaczający o grozę ponowoczesną, w jakiś sposób postapokaliptyczną, gdzie człowiek dogorywa, a jego dni są już policzone. To opowieści wielowymiarowe, nieoczywiste w swoim przesłaniu, zostawiające surrealistyczny powidok. Czasami pourywana narracja męczy, ale pozwala też zatrzymać się, wziąć oddech, zastanowić nad sensem tego, co właśnie przeczytaliśmy. W odczuciu ma w sobie coś jak pobudka z  nocnego koszmaru, jak ucieczka z onirycznej krainy nieprawdziwości do rzeczywistości, w której ludzkość wciąż się miota i zadaje nieodpowiednie pytanie, na które nie ma znikąd odpowiedzi.

Surrealizm, symbolizm, obalanie religijnych dogmatów i ironiczne spojrzenie na przeznaczenie człowieka… I tu pojawia się pytanie: czy to jeszcze jest groza? „Zwierzyna” meandruje między gatunkami, unika zestrzelenia i zaszufladkowania. To niezwykle dojrzała proza, która zaskakuje i nie pozwala oderwać od siebie wzroku. Maciej Kaźmierczak zaskoczył mnie na całej linii i sprawił, że na krótką chwilę oniemiałam z przerażenia.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo czym tak naprawdę jest świat wokół nas i kim jesteśmy my?

O.

*Za „Zwierzynę” dziękuję Maciejowi Kaźmierczakowi. 🙂

 

Exit mobile version