Site icon Wielki Buk

„Biała Rika” Magdalena Parys – recenzja + KONKURS!

Bombla_BiałaRika

Kto ty jesteś? Polak mały. Jaki znak twój? Orzeł biały.

Wersy, które każdy dzieciak ma wyryte w sercu, zna na pamięć i na zawsze. Tylko co znaczy być Polakiem dzisiaj, a co oznaczało w latach osiemdziesiątych, kiedy w wielu rodzinach pogranicza polsko-niemieckiego narodowość nie była do końca pewna, a przynajmniej nie definiowała ostatecznego wyznacznika tożsamości? Co oznaczało to dumne wypowiedzenie na głos swojej przynależności, kiedy za chwilkę można było stać się kimś zupełnie innym, w zasadzie bez udziału wolnej woli? Bo kim jest ktoś i co czuje ten, kto urodził się w Hamburgu, sercem wciąż czuje niemieckie korzenie, ale wokół niego przecież Polska i w duszy też Polska od lat? Historia nie ułatwiała mieszkańcom pogranicza wyboru, ale z pewnością ani Polska, ani Niemcy nie potrafili wybaczyć sobie nawzajem tej ostatecznej przynależności. Nie chcieli wybaczać. I z tego zagubienia, z tego rozdwojenia tworzyły się małe rodzinne dramaty, historie niepewności i wewnętrznego rozdarcia.

„Warszawiacy nienawidzą Riki, bo jest Niemką, a Niemcy nienawidzą Riki, bo związała się z Polakiem, folkspolka! – mówią na nią Niemcy. Folksdojczka wołają na nią Polacy.”

Z takimi dylematami mierzą się bohaterki „Białej Riki” Magdaleny Parys. Powieści osobistej i zaledwie inspirowanej jednocześnie, pełnej prywatnych wspomnień i z tych wspomnień paradoksalnie wyzutej, niemniej na pewno bardzo meta, w tym sensie, że wykraczającej ponad to, co uznajemy za tradycyjną, szablonową opowieść. Subiektywny obraz zdarzeń miesza się z historyczną prawdą swoich czasów, barwna interpretacja faktów, czasami nadinterpretacja, z szarą rzeczywistością. Chaos przenika porządek i nic nie jest ot, po prostu, linearne, uporządkowane chronologicznie, ale jest tak jak ma być. Jak być powinno. Jak było, albo nie było, w zależności od tego, czy uwierzymy pisarce, czy zaczniemy rozgrzebywać na własną rękę, bo czytelnik może przecież wszystko.

Kilkunastoletnia Dagmara musi wyprowadzić się do Berlina. Stan wojenny nie ułatwia rodzicom zadania, w zasadzie nie ułatwia niczego, także życia w Polsce, dlatego rodzina znowu musi się rozdzielić. Jednak zanim Dagmara wyjedzie, to wykorzysta ten czas, by spenetrować wspomnienia swoich bliskich i swoje także. Uporządkuje na swój sposób rodzinną opowieść o przyszywanej babci Rice, o jej bliźniaczej, niepoznanej ciotce Gerdzie, o dziecku, które umarło, o mamie podobnej do Elizabeth Taylor, kuzynie, który się moczył, ukochanych dziadkach, o Gdańsku, o tacie i nietacie, o braciszku i ocenach w szkole. Gdzieś przebije się „dzisiaj”, rzeczywistość pisarki, ale to tylko komentarz, by ostateczny przekaz był przejrzysty i zrozumiały.

„W polskim kalendarzu Ruth nie istnieje. Wszyscy wołają na nią Rika. Przywiozła Ruth tę Rikę – siebie – z Hamburga. Tak jej siostra kiedyś wymyśliła i tak już zostało. Jeszcze w domu. Dom. Das Haus. Zuhause.”

Magdalena Parys zdecydowała się na dialog z czytelnikiem. Dialog o tyle nietypowy, bo ukryty wewnątrz opowieściowej narracji, pomiędzy opisami bajecznego Gdańska sprzed lat, pomiędzy szczecińskim domem przyszywanych dziadków, pomiędzy snem o Niemczech i koszmarze nowego życia. Czasami to dialog celowo nieco infantylny, sprowadzony do uproszczonych wspomnień dziewczynki, która mogła, ale wcale nie musiała istnieć, więc tym bardziej intensywny w przekazie. Powieść złożona z urywków pamięci, czasami wyrwanych z kontekstu emocji, czy wrażeń olfaktorycznych, słuchowych, czy dotykowych. To znowu przypadek tej proustowskiej magdalenki, tylko o magdalence pomyślała Magdalena Parys i gdzieś ją te wspomnienia poprowadziły, pomiędzy meandry tego co prawdziwe i tego co zmyślone, bo można przyjąć, że nie ma nic bardziej zmyślonego niż pamięć dzieciństwa. To zadziałało jak filtr na prawdę i w „Białej Rice” wykreowała się jakby druga, alternatywna rzeczywistość, bliźniaczo podobna, tylko oparta na kontrolowanym słowie pisarki, nie na szalonych emocjach prawdziwej bohaterki zdarzeń.

„Biała Rika” od początku stwarza pozory i maskuje swoją prawdziwą naturę. Ot, opowieść rodzinna, kolejna książka–wspomnienie, pomyślą ci, których przyciągają ładne okładki i niewydarzone, uproszczone blurby. A to wcale nie jest tak! Tylko jak jest naprawdę też nie tak łatwo doprecyzować. Pod płaszczykiem prostej narracji ukrywa się wymagająca historia o pokoleniach kobiet o rozdwojonych duszach. Kobiet, które może wcale nie chciałyby wybierać, ale zmusiło je do tego życie, sytuacja polityczna, zwyczajnie miłość. Pytanie o tożsamość babci Riki to pytanie o tożsamość każdej z bohaterek, a odpowiedź nie może być jednoznaczna, bo serce jednoznaczne nie potrafi być.

„Duch znika, ale duchy wracają. Zawsze.”

Komu Magdalena Parys kojarzy się przez pryzmat powieści kryminalno-sensacyjnych z pewnością ze zdziwieniem spojrzy na ten tekst – taka zmiana? Taki chaos tam, gdzie można było wymyślić uporządkowaną historię opartą o rodzinne wspomnienia? Jakieś meta, znowu babsko, jak wszędzie, bo te baby, to tylko wspominają i rozgrzebują? Nie, fe, wolę Parys w kryminalnej odsłonie i odpuszczę sobie emocje. A wtedy nie pozostanie nic innego jak odpisać, że szkoda bardzo, bo „Białej Rice” przyświeca pewna determinacja, cel inny niż ten wyobrażony przez krytykę, a mianowicie opowiedzenia pewnej historii w taki sposób, by pozwolić ulecieć słowom, zawiesić się w przestrzeni i trafić prosto do serca czytelnika otwartego na piękne, nie do końca takie proste jak mogłoby się wydawać opowieści. Opowieści, które robią wrażenie, jeśli tylko ulegniemy ich szczerości.

O.

FABUŁA:

TEMATYKA:

DLA KOGO?

Razem z Magdaleną Parys i Wydawnictwem ZNAK zapraszamy na KONKURS! <3

Zadanie konkursowe:

Jakie jest Wasze najprzyjemniejsze wspomnienie z dziecięcych lat?

Nagroda: 3x egzemplarz „Białej Riki” Magdaleny Parys z AUTOGRAFEM od samej autorki + papeteria z „Białą Riką”

REGULAMIN KONKURSU:

*Zapraszam na filmik! 🙂

 

Exit mobile version