„Kiedy rum zaszumi w głowie,
Cały świat nabiera treści,
Wtedy chętniej słucha człowiek
Morskich opowieści.”
Moi Drodzy,
Z pewnością zdążyliście już zauważyć po tych kilku wspólnych latach, że morze, ocean, wielka woda w swojej całej okazałości, to jeden z tych tematów, o których mogłabym pisać i mówić bez przerwy.
Będąc kobietą zimnego morza, której morze towarzyszy od najwcześniejszych lat życia, oraz będąc partnerką życiową mężczyzny, którego rodzina z dziada pradziada oddychała morzem, wobec wielkiej wody czuję nieskończony respekt i równie nieskończony zachwyt.
Morze idealnie oddaje dualizm przyrody wydaje się piękne, oswojone i gładkie, idealne miejsce do wylegiwania się w słońcu, do wodnych igraszek. Ale zawsze trzeba mieć się na baczności. Dopiero po letnim sezonie można się przekonać, jak okrutnym żywiołem potrafi być morska północna otchłań. Jak bardzo jest silna i nieobliczalna. Przed oczami jawią się niezmierzone głębiny, pełne tajemnic, których nie chcemy znać. Fale, które mogą porywać całe kilometry lądu, a których nic nie powstrzyma. Przewala się wiatr, spieniona woda, sól przenika wszystko, aż do samych kości.
Takie właśnie morze mam w sercu stalowe, lodowate, nieujarzmione. Dlatego kiedy myślę o morskich opowieściach, to nigdy na myśl nie przychodzą mi letnie, plażowe historyjki o miłości, piasku i wacie cukrowej, ale okrutne historie o walce z żywiołem, w których człowiek to tylko igraszka losu.
Zapraszam Was na zestawieniu pięciu, a w zasadzie sześciu, moim zdaniem najwspanialszych
MORSKICH OPOWIEŚCI!
Powieść PONADCZASOWA, ponad wszelkimi zestawieniami:
Moby Dick Hermann Melville kapitan Ahab w pogoni za Białym Wielorybem zwanym Moby Dick, czyli nieśmiertelna opowieść o obsesji, która prowadzi do zatracenia, okraszona realistycznymi, brutalnymi opisami pracy wielorybników, wodnej otchłani oraz rybim mięsem. Moby Dick, podobnie jak kapitan Ahab, to postacie już mityczne, które przeszły do historii literatury. Do poczytania TUTAJ.
Na miejscu 1:
Ludzka przystań John Ajvide Lindqvist prastara morska otchłań i to, co się czai w jej odmętach od wieków przyciąga mieszkańców niewielkiej wyspy Domaro na Morzu Północnym. Pragnie ofiar, poświęcenia, a samo morze jest tu nieodłącznym elementem miejscowych tradycji. To horror, który straszy jak żaden inny, na wielu zaskakujących poziomach. Do poczytania TUTAJ.
Na miejscu 2:
Terror Dan Simmons ta historia zaczyna się od prawdziwej wyprawy Sir Johna Franklina i jego dwóch statków, Terroru i Erebusa, którymi wyruszył na północne koło podbiegunowe, by odkryć przesmyk na zachód. O statkach słuch zaginął i to właśnie wtedy zaczyna się ta historia. Tu ożywają potworne plotki o kanibalizmie, o białych cieniach pośród połaci śniegu, o tym, co czai się tam, gdzie nie dosięga słońce. Do poczytania TUTAJ.
Na miejscu 3:
Dostatek Michael Crummey nie ma nic bardziej morskiego, nic bardziej północnego jak opowieść rodem z Nowej Funlandii, która zaczyna się od Wielkiego Białego, czyli wieloryba wyrzuconego na brzeg. Realistyczno-magiczne dzieje rodu ludzi morza na smaganej wiatrem wyspie, niezmiennej, nieśmiertelnej, zawsze zwróconej w kierunku wielkiej wody. Do poczytania TUTAJ.
Na miejscu 4:
Kroniki portowe Annie Proulx powrót do domu i żałoba o słonym, bolesnym posmaku utraconej miłości na niestałej ziemi Nowej Funlandii. Piękna opowieść pełna legend, duchów, śmierci i wody, wody, która zabija i ożywia jednocześnie.
Na miejscu 5:
The North Water Ian McGuire brutalna, męska, dramatyczna opowieść o jednej z ostatnich wielorybniczych wypraw na północ, gdy pośród załogi czai się morderczy zwyrodnialec. To Cormac McCarthy na północnych wodach, to być może prawdziwa historia załóg, które jak Terror i Erebus utknęły kiedyś w lodzie. Nic nie jest pewne, a zimna toń wzywa. Realistyczna, bolesna, nie do zapomnienia.
KONKURS!
Mam dla Was 1x egzemplarz THE NORTH WATER Iana McGuirea w oryginale, po angielsku, w pięknym wydaniu w twardej oprawie.
Pytanie:
Która MORSKA opowieść filmowa/serialowa/książkowa/growa/komiksowa itp. należy do Waszych najulubieńszych i dlaczego?
REGULAMIN KONKURSU:
- Organizator: Olga Kowalska blog Wielki Buk.
- Konkurs trwa: Od piątku 13 stycznia 2017 roku do 31 stycznia 2017 roku do godz. 23:59
- Zwycięzcy: Zwycięzca zostanie wybrany za najciekawszą odpowiedź po 1 lutego 2017.
- Nagroda: 1x egzemplarz THE NORTH WATER Iana McGuirea w oryginale, po angielsku, w twardej oprawie.
- Uczestnikiem konkursu zostaje osoba udzielająca odpowiedzi na pytanie konkursowe, w formie pisemnej, w komentarzach pod tekstem.
- Koszt nadania nagród ponosi organizator. Nie wysyłam nagród za granicę RP. Termin zgłaszania się po nagrodę to 15 lutego 2017, po którym to terminie zwycięzca automatycznie zrzeka się nagrody w przypadku niepodania swoich danych do wysyłki.
Bo warto czytać.
O.
*Zapraszam na filmik! 🙂
2. i 3. czytałam, a i reszta brzmi pysznie, więc chętnie kiedyś poznam te historie 🙂
Polecasz je? Bo szczerze przyznam, że nie przepadam za powieściami o morzu, Moby Dick to nie moje klimaty. Czytałam kiedyś horror „Ostatni pasażer” i on ostatecznie zepsuł moje dobre skojarzenia z morzem… Może czas zmienić swoje nastawienie. Myślę, że mogę sporo tracić, prawda? Pozdrawiam! 🙂
Polecam wszystkie, bo wszystkie przeczytałam, zachwyciłam się, zakochałam. 🙂 Linki do recenzji są w tekście też. 🙂
Bardzo polecam zarówno „Terror” (powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, ze szczyptą fantastyki, genialnie odmalowane portrety bohaterów), jak i „Dostatek” (realizm magiczny, świetnie odmalowana Nowa Fundlandia, dzieje małej społeczności). Myślę, że nie „morskość” jest tu najważniejsza, choć niewątpliwie jest to istotny element wszystkich książek wymienionych przez Olgę 🙂
Polecam z całego serducha! <3
Ooo, dobrze, że mi przypomniałaś o Lindqviście i Simmonsie, bo się zasadzam na te powieści OD WIEKÓW!
Dorzucam od siebie (tak tytułem skojarzenia, niekoniecznie konkursowo) „Na szkarłatnych wodach” Scotta Lyncha, czyli drugą część cyklu „Niecni dżentelmeni”, bo Locke Lamora i piraci to zestaw, bez którego morskie opowieści po prostu nie mają sensu 🙂
Tak, czytaj „Terror” KONIECZNIE 😀
MUSISZ! <3
A Locke Lamora czeka na mnie już od jakiegoś czasu od chwili, jak u Ciebie o nim przeczytałam. 😀
Życie Pi! Pamiętam jak czytałam tę książkę z niedowierzaniem, zaskoczeniem i uśmiechem na ustach 🙂 było to co prawda kilka lat temu i nie do końca pamiętam treść całej fabuły, jednak wiem, że książka zrobiła na mnie wrażenie. Przypominam sobie, że raz nawet śniło mi się, że to JA byłam uwięziona na łódce z ogromnym tygrysem ^_^
Pozdrawiam!
Miłością mojego życia jest żeglarstwo. Od kilku lat w bolesnym zawieszeniu, bo są rzeczy ważne i ważniejsze. Niemniej – najpięknieszym widokiem jaki widziałam był 10 stopniowy sztorm na Zatoce Biskajskiej, oglądany z pokładu żaglowca. Ze względów zawodowych z żeglarstwa, chwilowo, pozostały mi ksiązki i filmy. Do niedawna miałam absolutnie jednego książkowego faworyta, jeśli chodzi o tematykę żeglarską – Antarktyczna wyprawa Sir Ernesta Schackletona Alfreda Lansinga. Traktuje ona o losach Imperialnej Wyprawy Transantarktycznej, która wyrusza w 1914 roku, pod wodzą sir Ernesta Schackletona, na podbój Bieguna Południowego. Niestety statek wyprawy (Endurance – to znaczy „wytrwałość”) nigdy nie dotarł do celu. Uwięziona w lodzie załoga musiała walczyć o przetrwanie i znaleźć pośród lodu drogę do domu. Prawdziwa historia, która sama w sobie jest nieprawdopodobna, została przez autora przedstawiona w zapierający dech w piersiach sposób. Mimo, że czytałam ją w upalny, letni dzień, byłam przemarznięta do szpiku kości, Polecam każdemu, kto jest zainteresowany tematem.
Aż wstyd się przyznać ale nie czytałam żadnej morskiej opowieści co mam zamiar nadrobić dzięki Twojemu wyzwaniu na 2017 rok 😉 Aleee od zawsze lubiłam oglądać filmy o tej tematyce. Zaczęło się oczywiści od „Uwolnić orkę” przez wszystkie „Szczęki”, „Gniew oceanu” przeróżne filmy z krwiożerczymi i inteligentnymi rekinami po moich ukochanych „Piratów z Karaibów” 😀
Już przygotowuję się na polowanie na Moby Dicka z harpunem w jednej i rumem w drugiej ręce 😉 Ahoj!
A ja mam pytanie czy „North Water” będzie wydana u PL? Wiesz coś może o tym? Już jakiś czas temu zwróciłam na tą książkę uwagę i nie ukrywam, że czekam na jej wydanie.
Dopełnię jednak formalności i spróbuje szczęścia odpowiadając na Twoje pytanie 🙂
Moją ulubioną opowieścią związaną z morzem jest chyba historia Titanica. W wszelakiej formie – dokumentalnej, filmowej i książkowej. Nigdy nie przestanie mnie to dziwić jak niewiele znaczą wobec siły natury wszelkie ludzkie cuda techniki. Smutny los tego giganta okazał się nauczką na przyszłość za zgubną pewność siebie i brak pokory. Nigdy nie przestanie mnie dziwić też spektakularność tej tragedii (i tutaj z pomocą przychodzi film Camerona, który świetnie to ukazał, a mnie za każdym razem jakaś siła skutecznie trzyma przy ekranie). A wydaną ostatnią książkę Waltera Lorda „Titanic.Pamiętna noc” czytałam jakbym pierwszy raz w ogóle miała styczność z tym statkiem mimo, że przecież wszyscy – mniej lub bardziej – znamy tę historię. Za każdym razem mam też poczucie strasznego żalu i dochodzę do wniosku, że do tej tragedii wcale nie musiało dojść; dramatyczne doświadczenia polarników z lodem i krami, tracącymi raz po raz swoje statki poszły chyba na marne. Ale to już inna historia.
Nie mam pojęcia – nigdzie nie widziałam wieści o polskim wydaniu. 🙂 Dziękuję za odpowiedź!
Jakoś nigdy nie byłam pasjonatką morza bo wychowałam się w górach do momentu gdy wyjechałam do krainy morza, nie wyobrażam sobie weekendu bez krótkiego spaceru nad morzem. Z podanych książek czytałam tylko pierwsza pozycje, z chęcią sięgnę po nastepne
Nie chcę brać udziału w konkursie, ale po prostu MUSZĘ 😉 tutaj wymienić „Wilka morskiego” Jacka Londona – jedną z tych książek, która rozbudziła we mnie (nastoletniej) miłość do literatury i… filozofii. Opowieść o literacie, który po katastrofie promu trafia na szkuner łowców fok, dowodzony przez słynącego z bezwzględności kapitana, zwanego Wilkiem Larsenem. Kapitan – nie pytając naszego bohatera o zdanie (a dokładniej: ignorując jego protesty) – uznaje rozbitka za członka załogi (właśnie jednego stracił) i przeprowadza mały eksperyment socjologiczny, zmuszając inteligenta do ciężkiej pracy fizycznej i życia wśród prostych marynarzy.
„Wilk morski” ma swoje wady (np. infantylny wątek miłosny), ale kapitan Larsen – filozofujący okrutnik – to jedna z tych postaci literackich, których się nie zapomina. Polecam tę powieść każdemu, kto lubi historie, ukrywające pod warstwą fabularną drugie dno 🙂
Jeśli chodzi o wymienione przez Ciebie książki, to potwierdzam, „Terror”… mrozi 🙂
Opis „The North Wather” przypomina mi natomiast Statek” Stefána Mániego (linkuję swoją recenzję w podpisie).
Uwielbiam Londona, ale „Wilk…” wciąż jeszcze przede mną. 🙂
A mój wodny ulubieniec jest nietypowy, bo to album – „Pod Ziemią/Pod Wodą” autorstwa A. i D. Mizielińskich. Fantastyczna graficznie podróż pod wodę, która cieszy nie tylko oko, ale i szare komórki. Ile osób zeszło dotąd na dno Rowu Mariańskiego? Jakie rybne straszydła kryją największe głębiny na świecie? Ile ważyły niegdyś stroje nurków, dlaczego tak dużo i jak wówczas nurek wydostawał się z wody? CU-DO!
Absolutnie polecam! 🙂 Można przez chwilę powrócić do czasów, gdy po dziecięcemu poznawało się świat – m.in. właśnie z książek. Podobnie polecam „Mapy” spod ręki tych samych autorów, aczkolwiek tam wody zdecydowanie mniej 😉
Pozdrawiam!
Nad morzem nigdy nie byłam, więc wątki marynistyczne zazwyczaj śledzę z uwagą, choć jednocześnie trudno mi wydobyć z pamięci coś rzeczywiście mocno osadzonego w tych klimatach. Z yprzywołanych powyżej pozycji najbardziej intryguje mnie „Dostatek”. Obietnicą realizmu magicznego aż słona od zagadek… i „Kroniki portowe”.
Oby czytelnicze wiatry mi sprzyjały.
Zaczytaj się, bo to cudowne lektury! <3
Czytałam cztery z wymienionych pięciu i faktycznie są to doskonałe książki, a Kroniki portowe należą do moich ulubionych powieści ze względu na niesamowity klimat stworzony przez autorkę: szum fal, sztormy i wichry, morskie mgły, krzyk mew, trzeszczenie olinowania na statkach, wręcz wyczuwalny w powieści zapach słonego, morskiego powietrza. Jestem pasjonatką gór, ale książki o morzu/z morzem w tle/o wyspach zawsze mnie pociągają. I tak uwielbiam cykl Petera Maya o wyspach Lewis, oraz jego nową książkę „Wyspa powrotów”. Jedna z lepszych była też „Paskudna historia” Bernarda Miniera, rozgrywająca się na wysepce nieopodal Seattle. Jeszcze jedna: „Opactwo świętego grzechu” Sue Monk Kidd. Natomiast z książek opartych na faktach mogę polecić „Lusitanię” oraz „Czochrałem antarktycznego słonia”, która w dużej mierze rozgrywa się na statku/morzu.
Seria Petera Maya od miesięcy jest w moich planach – muszę się w końcu zaopatrzyć i nadrobić zaległości. 🙂 O! I w takim razie jeszcze Sue Monk Kidd, bo nie wiedziałam, że to nadmorska lektura. Dziękuję za polecenie!
Większości osób na myśl o morskich opowieściach nasuwają się takie klasyki, jak „Moby Dick”, „Stary człowiek i morze”, czy też „Terror”. A dla mnie takim morskim klasykiem jest „Tatuś Muminka i morze” Tove Jansson <3 Tatuś Muminka – marzyciel, romantyk, poszukiwacz przygód jest z morzem związany od zawsze, podobnie jak wszyscy mieszkańcy Doliny Muminków. Morze odgrywa dużą rolę w ich życiu i sprawia, że opowieści o Muminkach są nostalgiczne, piękne i ponadczasowe. Aż chciałoby się rzucić wszystko i wyjechać, żeby zamieszkać w latarni morskiej, tak jak to zrobiły Muminki 🙂 Bo morze wzywa każdego z nas, hipnotyzuje, uwodzi swoim pięknem i majestatem, tak że każdy, kto je choć raz w życiu zobaczy, już zawsze będzie za nim tęsknił. Bo przecież "Morze to wielkie stworzenie, które jest czasem w dobrym humorze, a czasem w złym, i nikt z nas nie wie dlaczego. Bo my widzimy tylko powierzchnię wody. Ale dla tych, co lubią morze, jest to obojętne kocha się je na dobre i na złe" (cyt. "Tatuś Muminka i morze").
Nie lubię morskich opowieści, ale lubię „morskie piosenki” 🙂 Kiedyś śpiewałam szanty 🙂
Masz rację, morze to potęga! 🙂