Kiedy przychodzi mi pisać o nawiedzonych miejscach, o miejscach samotnych, opuszczonych, w których historia wciąż żyje i próbuje przebić się do teraźniejszości, to na myśl przychodzi mi niemal od razu kultowa powieść grozy Shirley Jackson Nawiedzony (recenzja TUTAJ) i jej niezapomniane słowa cokolwiek wędrowało w tych murach, wędrowało samotnie. A kiedy mówimy o zamku? Zamku, który nie ma stałych mieszkańców, jedynie przechodnie dusze, tych, którzy przychodzą, odchodzą Czy takie miejsce nie jest jeszcze smutniejsze, jeszcze bardziej naznaczone stratą? Co przenika jego ściany? Czyj głos słychać w środku nocy? Czyje kroki rozbrzmiewają w godzinie wilka?
Aż dreszcz przenika na samą myśl, że takie melancholijne zamczysko opisał nie kto inny, a czeski pisarz Evžen Boček, twórca przezabawnej Ostatniej arystokratki w swoim Dzienniku Kasztelana.
Zmęczony miejskim zgiełkiem Wiktor ucieka z Pragi, by rozpocząć nowe życie jako kasztelan na morawskim zamku. Nowa praca, nowy dom, nowe otoczenie może tutaj uda mu się odbudować swoje małżeństwo? Nie ma tego dobrego, bo już po pierwszej nocy w zamkowych murach Wiktor zdaje sobie sprawę, że nic nie jest tu takie, jak się wydaje. Tajemnica goni tajemnicę, zaczynając od niewyjaśnionej śmierci poprzedniego kasztelana, po całą serię dziwnych odgłosów, które targają zamkiem nocami. Nocne koszmary zdają się objawiać na jawie, a kiedy do Wiktora dołącza żona z córeczką niesamowite zaczyna gonić niesamowite. Niczemu się tutaj nie dziwić tak brzmi motto nowego kasztelana.
ZAMEK. ZAMEK. ZAMEK. ZAMEK. ZAMEK.
Nie mam wątpliwości, że zaczynam niekontrolowanie ulegać tej szczególnej atmosferze, która momentami jest wręcz namacalna. Wciąż powtarzam sobie, że to tylko stary budynek pełen rupieci, ale to nie pomaga. () Tak, w tym budynku coś jest.
Dziennik Kasztelana przypomina Tajemnicę zamku Udolfo Ann Radcliffe wymieszaną z prześmiewczym Opactwem Northanger Jane Austen, z elementami W kleszczach lęku Henryego Jamesa. Wątek rodzinny ociera się nawet o Lśnienie Stephena Kinga! Evžen Boček buduje atmosferę niesamowitości z początku opartą o autoironię narratora, która z czasem zamienia się w realny terror całej rodziny. Gdzieś po drodze czytelnik przenika granicę między czarnym humorem a poczuciem narastającego lęku. Czy to było wtedy, gdy pojawił się pierwszy sen o starym kasztelanie? A może wtedy, gdy gramofon w pokoju Marii Arnoszty wygrał arię w środku nocy? A może kiedy Ewa zaczęła lunatykować? Niczemu się tutaj nie dziwić Łatwo powiedzieć, gdy czuć w zamkowych murach narastająca obecność.
Evžen Boček w mrocznej, tajemniczej odsłonie to jest to! O ile Ostatnia arystokratka i Arystokratka w ukropie serwowały pyszną, sympatyczną lekturę, przerywaną co chwila wybuchami śmiechu, a zakończoną poważnymi zakwasami, to Dziennik Kasztelana zaskakuje poczuciem niepokoju i niesamowitości, który trzyma czytelnika nawet po zakończeniu książki. Kto by pomyślał, że opowieść o nawiedzonym zamku może budzić takie sprzeczne uczucia! Ale to chyba jest właśnie cecha charakterystyczna dla czeskiej literatury. Z jednej strony czytelnik chciałby znać konkretną odpowiedź przecież duchów nie ma! A mimo to, coś wydarzyło się między tymi historycznymi murami. Ktoś albo coś zadecydowało o losie jego nowych mieszkańców. Poniesiono ofiary, dokonano zemsty, zdarzył się cud Wierzyć, nie wierzyć? A miała to być kolejna lekka opowiastka o zamku, pewnym kasztelanie i nowym życiu. To skąd ta melancholia?
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo Maria Arnoszta nuci swoją piosenkę
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Stara Szkoła. <3
**Zapraszam na filmik i na ROZDANIE! <3