Site icon Wielki Buk

„Moje córki krowy” & „Porozmawiaj ze mną” Kinga Dębska – recenzja

Jak można się przygotować na śmierć najbliższej osoby? Odpowiedzi na to pytanie szukają bohaterki słodko-gorzkich powieści Kingi Dębskiej Moje córki krowy i Porozmawiaj ze mną, bez cukru i bez pudru rozważając o tym, co w życiu najważniejsze.

Podobno śmierć rodziców stanowi najważniejszą cezurę w życiu dorosłego człowieka. To ten moment, w którym naprawdę przestajemy być dziećmi, dorastamy i odkrywamy zupełnie nowe oblicze życia. Kończą się telefony zawsze nie w porę, pytania o czapki (bo czapka to rzecz święta i z pytań o nią nie wyrastamy nigdy), domowe obiadki i spotkania pełne rozgrzebanych zatargów sprzed lat. Czas przyspiesza, gnany biczem odpowiedzialności, a w zwykłej codzienności pojawia się nagle wyrwa, pustka, którą zapełniają jedynie blaknące wspomnienia. Marta i Kasia, bohaterki powieści Kingi Dębskiej, skonfrontowane z największą tragedią próbują jakoś z niej wybrnąć, czasem razem, częściej osobno, stając twarzą w twarz z własnymi demonami.

Marta i Kasia to dwie kobiety po trzydziestce, których życie nie układa się tak, jak to sobie wymarzyły jako małe dziewczynki. Ich rodzinie daleko do ideału, chociaż wciąż wszyscy próbują udawać, że jest inaczej niż jest. A rzeczywistość atakuje znienacka, niszczy, pruje, obnaża. Najpierw matka Marty i Kasi trafia do szpitala i zapada w śpiączkę, potem choroba uderza w zbuntowanego ojca, który z uporem maniaka ani myśli o siebie zadbać. Wszyscy muszą stawić czoła nowej sytuacji, stanąć naprzeciw wyzwań, które jeszcze przed chwilą zdawały się zupełnie odległe; wyzwań, które przecież przydarzają się zawsze komuś innemu, nigdy nam. Ale czy ktoś kiedyś obiecywał, że będzie łatwo?

U Kingi Dębskiej nie ma momentów przerysowanej rodzinnej słodyczy, bo rodzinie Marty i Kasi daleko do serialowych, sentymentalnych obrazków rodem z Lubiczów czy innych Złotopolskich. Autorka rysuje czytelnikowi portret pełen cieni i półcieni, z nadużyciami alkoholu, z wyobcowaniem, z zapamiętaną zniewagą i niezaleczonym konfliktem. Oto rodzina, która siedząc razem pod jednym dachem, trajkocząc i przekrzykując się przy jedzeniu, nie jest w stanie usłyszeć się nawzajem, nie rozmawia nigdy o tym, co najważniejsze. Niedopowiedzenia piętrzą się i tylko od czasu do czasu wymsknie się komuś coś niepoprawnego, jakaś uwaga, wrzuta, szczypnięcie… Dopiero w chwili kryzysu przychodzi opamiętanie – w obliczu bólu, strachu i straty rozpoczyna się łapanie resztek nadziei, wylewania wody z tonącego statku, poszukiwania gruntu, na którym można by postawić stopy.

Moje córki krowy zawarły w sobie wszystko co najważniejsze, wszystko to, czego potrzeba gdy próbujemy uchwycić życie w słowa. Choćby tragikomiczne, nieco zakręcone sytuacje, które z grubsza pojawić mogłyby się w jakimś telewizyjnym serialu – ale czy serialowy scenarzysta pozwoliłby na taki natłok dramatów i rozpaczy? Kinga Dębska ustami Marty i Kasi opisuje niekończące się dnie wypełnione specyficznym zapachem szpitala, rygorem przyjmowania leków, wizyt, które kończą się zbyt szybko. Rosnącą z dnia na dzień desperację może uda się ożywić to, co już zanikło, może stanie się cud i czas cofnie się do lat dziecięcych, kiedy wszystko było prostsze, nie tak diabelnie skomplikowane. O tym dzieciństwie w innej epoce, innym świecie opowiada natomiast Porozmawiaj ze mną, w której Marta prowadzi wewnętrzny dialog z dwunastoletnią wersją siebie. Inne realia, inny charakter wypowiedzi, ale ta sama próba uchwycenia czegoś, co już przepadło, jednocześnie jednak odciskując swoje piętno i kształtując człowieka na zawsze.

Ja się wzruszę? Oczywiście, że się nie wzruszę. Nie dopuszczam zazwyczaj możliwości popłakiwania na obyczajówkach, a jednak podczas tej lektury zaskoczyłam samą siebie kłębiącymi się emocjami i wspomnieniem chwil trudnych, mniej lub bardziej, z którymi w końcu musiałam się zmierzyć, przetrawić, uporządkować. A wszystko to dlatego, że książki Kingi Dębskiej mają w sobie tę szczerość i ten pierwiastek ludzki, których tak często brakuje w podkoloryzowanych, nazbyt tęczowych powieściach obyczajowych, czerpiących często więcej z okładek magazynów niż z życia. Jest tu przewrotny humor na przekór czającej się śmierci. Są bohaterowie, którzy nie boją się przeklinać, pić, palić, wrzeszczeć na siebie i wyzywać się od najgorszych. Są tu wreszcie polskie realia, które wielu czytelników rozpozna z własnych doświadczeń: korki podwarszawskie, szpitalne dni i noce, które odbiegają znacząco od tych z amerykańskich filmów. Jest tu polska rzeczywistość czasów komuny, którą wspomina się paradoksalnie z nostalgią, chociaż na to nie zasłużyła. Moje córki krowy i Porozmawiaj ze mną to dwie różne opowieści, podobne jednak do siebie duchem i przesłaniem. I nie ma co obiecywać sobie, że nie damy się ponieść emocjom ja się im poddałam i nie żałuję.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Świat Książki. <3

**Zapraszam na film!

Exit mobile version