Jeden z najwspanialszych polskich gawędziarzy, który przeraził czytelników nie raz i nie dwa, czyli Stefan Darda straszy już mniej w mieszance kryminału i horroru, jakim miał być pierwszy tom serii Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót.
Jakub Domaradzki wychodzi z więzienia i wraca do rodzinnego Przemyśla. Po ciągu niefortunnych zdarzeń chce zacząć nowe życie, a pomóc ma mu w tym jedyna mu bliska osoba, czyli jego wujek Olgierd Lang. Tylko w dniu kiedy Jakub wychodzi, jego wujek popełnia widowiskowe samobójstwo, rzucając się z okna swojego mieszkania. I zostawia list, który tylko jeszcze bardziej komplikuje całą sprawę. Jakub nie może uwierzyć w to, co mu się przytrafiło, tym bardziej, że jego życie jest już wystarczająco pogmatwane. Chce jednak rozwiązać zagadkę śmierci swojego wujka, a tropy doprowadzą go w dziwnym kierunku.
Czy to horror? Czy to kryminał? Ani jedno, ani drugie, przynajmniej nie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Trochę tu historii Przemyśla, ale nie za wiele. Mamy szczyptę grozy, ale najwięcej chyba w osobie wnuczki legendarnego Stefana Grabińskiego, nie zaś w samej opowieści. Dominuje atmosfera dusznego miasteczka, w którym ściany mają uszy i oczy, a główny bohater miota się, nie za bardzo wiedząc, w którym kierunku się obrócić. Gonią go przykre doświadczenia z przeszłości, niedopowiedziany związek z matką sparaliżowanego chłopca, zobowiązania, których pragnie dopełnić. I samobójstwo wujka oraz sprawa, w którą ten się wplątał przed śmiercią. To właśnie ten, który już nie żyje, czyli wujek Jakuba, jest najciekawszą postacią, brakuje go, bo całość jawi się jako rozciągnięty wstęp do czegoś, co dopiero ma się wydarzyć, do strachu, który dopiero ma nadejść, dopiero się rozwinąć. Nawet finał jest dziwny, urwany, strasznyniestraszny, nie wiadomo, dowiemy się w drugim tomie. A ja lubię wiedzieć.
Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót nie straszy, a mogłoby. Ot, zaciekawia, a nie jestem pewna, czy to wystarczy, chociaż wielbicieli twórczości Stefana Dardy nie powinno to chyba odstraszyć. Nie jest to kaliber Czarnego Wygonu, nie ma w tym mroku Domu na Wyrębach to raczej miejska opowieść z dreszczykiem, która obiecuje więcej, ale nie teraz, w przyszłości.
Dzisiaj nie zmrużę oczu, bo są szczęśliwi umarli, którzy odeszli.
O.