Mistrz słowackiego horroru powraca i znów przeraża, znów zachwyca. Był „Strach”, była „Szczelina”, a teraz nadchodzi „Ciemność” Jozefa Kariki.
Pewien scenarzysta serialowy ma serdecznie dość swojego życia i nie ma co się temu dziwić. Jego praca to powielanie w kółko tych samych schematów, a jego małżeństwo natomiast to przykry żart, od którego nic, tylko uciekać. Dokąd? Na przykład w leśną dzicz, do samotnej chatki na zboczu góry, by tam spędzić w ciszy i spokoju Boże Narodzenie. Zapowiada się miły czas pośród padających płatków śniegu, ale sielankę przerywa fakt, że nasz bohater… zaczyna ni stąd, ni zowąd tracić wzrok. Co zrobi sam w sercu leśnej głuszy, w sercu słowackiej zimy, gdy nadejdzie ciemność?
Powiedzmy to sobie wprost i od serducha, od jednego miłośnika grozy do drugiego – nikt nie straszy tak, jak robi to Jozef Karika. Straszy wybornie, chociaż w nieco odmienny sposób od innych twórców horrorów, a mianowicie buduje nastrój lodowatego osaczenia, pułapki, którą tworzą wyobrażenia i omamy głównego bohatera. Co jest prawdą, a co jedynie wytworem umysłu szaleńca? W jego opowieściach krążymy wokół niedopowiedzeń, wokół tajemnic, a napięcie bywa miejscami nie do zniesienia. I to samo niewygodne, drażniące napięcie towarzyszy czytelnikowi podczas lektury „Ciemności”, bo tym razem obserwujemy bohatera, któremu za nic w świecie nie można ufać. I to sprawia, że wpadamy w otchłań domysłów, wyobrażeń i razem z bohaterem podejmujemy walkę nie tylko o jego przetrwanie, ale przede wszystkim – o jego psychikę.
Czytajcie „Ciemność”, bo takiego horroru jaki serwuje nam Jozef Karika to ze świecą szukać. Ten autor wie, jak nas wystraszyć, wie, jak pociągnąć za te najwrażliwsze struny i wie dobrze, że najtrudniej człowiekowi jest uciec przed samym sobą.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo mgła odbiera mi wzrok.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Stara Szkoła.
**Zapraszam na film i na KONKURS!