„Sekret mojego męża” Liane Moriarty – recenzja

Australijska autorka, która urzekła czytelników m.in. „Wielkimi kłamstewkami” znów snuje wciągającą jak diabli opowieść o przeszłości i tajemnicach, które zawsze wypływają po latach – „Sekret mojego męża” Liane Moriarty.

TAJEMNICA PEWNEGO LISTU…

Życie Cecilii składa się ze ściśle zaplanowanych działań i rozpracowanych strategicznie momentów. Trzy córki, imprezy szkolne i charytatywne, domowe sprawy, wyjazdy męża… To własnie podczas jednego z takich wyjazdów, na strychu, Cecilia odkrywa dziwny list zaadresowany do niej, od męża, w przypadku jego śmierci… Od tego momentu życie Cecilii obraca się do góry nogami, podobnie jak życie Tess, którą mąż zostawił dla… jej własnej kuzynki i przyjaciółki! Życie Tess, Cecilli i bliskich im osób przetnie się, łącząc w najdziwniejszy sposób.

PRZESZŁOŚĆ NIGDY NIE ZNIKA

Ta historia bywa przewidywalna, nie ma co tego ukrywać. Ale ile frajdy sprawia nam jej czytanie! Liane Moriarty potrafi tak rozkładać szachy na swojej literackiej szachownicy, że z przyjemnością obserwujemy, jak kolejne ruchy bohaterów wywołują całe lawiny, całe kaskady zdarzeń. Potrafi sprytnie pogmatwać i poplątać losy i powiązania między bohaterami, a wokół nich opleść fabułę pełną tajemnic i niedopowiedzeń. W „Sekrecie mojego męża” autorka stworzyła galerię doskonale skonstruowanych postaci, w których być może nie odnajdziemy swojego odbicia, ale których perypetie śledzimy z wypiekami na twarzy. Szczególnie kolejne ruchy Cecilii, której świat chwieje się w posadach od chwili znalezienia pechowego listu, a wokół której orbitują wszyscy zamieszani i powiązani ze sprawą ludzie. Wisienką na torcie jest charakterystyczny czarny humor autorki. Już w „Wielkich kłamstewkach” Moriarty udowodniła, że potrafi puścić oczko do czytelnika w najmniej spodziewanym momencie.

Co prawda „Sekret mojego męża” nie robi tak dużego wrażenia, jak wspomniane „Wielkie kłamstewka”, niemniej jest to pozycja wciąż diabelnie satysfakcjonująca. Ani się obejrzymy, a już jesteśmy w finale, w którym wszystkie pieczołowicie budowane wątki wskakują na swoje miejsce.

Kto szuka świetnie skonstruowanej, wciągającej jak diabli opowieści o przeszłości, która nęka i dogania człowieka w najmniej spodziewanym momencie – „Sekret mojego męża” Liane Moriarty sprawdzi się idealnie na ostatnie zimowe wieczory.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem ZNAK.

**Zapraszam na film i na KONKURS!

Dodaj komentarz: