Thriller psychologiczny z przerażającym twistem od autora trylogii z Igorem Brudnym i „Krew z krwi” – Przemysław Piotrowski wciąga nas w „Matnię”!
W MATNI KŁAMSTW
Życie Zuzy nigdy nie było usłane różami. Była piękna, ba, zjawiskowa, była zaradna, ale co z tego, skoro kręcili się wokół niej sami nieudacznicy? Teraz, osamotniona, oczekująca narodzin pary bliźniaczek, nagle otrzymuje dar od losu. Marek to odpowiedzialny mężczyzna, dobry i pracowity, który gotowy jest dać Zuzie i jej córeczkom nowy dom wraz z całym ogromem miłości. I tak Zuza trafia do Toporzyc, nad jeziorem Wiedźmim, do domku pod lasem, gdzie… zamiast spełnionych snów czeka ją prawdziwy koszmar.
STREFA MROKU
Niech nie zbije Was z tropu kobieca narratorka, niech nie zbije Was z tropu pozornie romantyczna tematyka, bo… „Matnia” to Przemysław Piotrowski, jakiego znamy i uwielbiamy! Chociaż w nieco odmiennej odsłonie, piszący innym głosem, to wciąż brutalny i bezkompromisowy, ukrywający pod pozorami dobra coś tak szokującego, że niejednego czytelnika może zbić z tropu. W końcu wrzuca swoją bohaterkę w prawdziwą strefę mroku, gdzie nawet pozory wydają się prześwitywać od pierwszych chwil. Tutaj krzywe twarze są… krzywe. Brudne spojrzenia… brudne. Lepkie łapska… lepkie. W „Matni” Przemek Piotrowski ukazuje kobietę, która wcale nie chciała widzieć zła i obrzydliwości na każdym swoim kroku, a jednak to zło i obrzydliwości jakoś tak rzucają się same w oczy, kłują i drażnią. Może to tylko taka miejscowa atmosfera, popegeerowskiej, podupadłej wioski, a może coś więcej? A jeśli coś więcej, to czy warto grzebać i ryzykować wszystkim?
Kiedy mówimy o małych, zamkniętych społecznościach, takie Toporzyce napływają nam do wyobraźni same. Przemysław Piotrowski od pierwszych chwil buduje poczucie osaczenia, zagrożenia, ale przede wszystkim – obcości. To uczucie naznacza także samego czytelnika i pogłębia się, im dalej brniemy w intrygę, odkrywając kolejne warstwy, spoglądając pod powierzchnię. A pod powierzchnią to, co najbardziej w „Matni” szokuje, co wywołuje niedowierzanie, a co nie jest niestety tylko wymysłem wyobraźni Przemysława Piotrowskiego.
W „Matni” można przepaść na kilka mrożących krew w żyłach wieczorów. Od „Matni” można również rozpocząć przygodę z twórczością Przemka Piotrowskiego. To nieco odmienne oblicze autora od tego, do którego zdążył nas przyzwyczaić – łagodniejsze, delikatniejsze, wrażliwsze – ale to wciąż ten sam Piotrowski, którego pióra nic nie powstrzyma.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca.
**Zapraszam na film i na KONKURS!
Komentarz do: “„Matnia” Przemysław Piotrowski – recenzja”