„Pharmacon” Marlena i Marian Siwiak – recenzja

Fascynujący techno thriller, który być może kilka lat temu przynależałby do gatunku science fiction, a dzisiaj? Możliwe, że prorokuje przyszłość – „Pharmacon” Marleny i Mariana Siwiaków.

„Przepraszam… przepraszam… przeprasza… – pomrukiwał młody, szczupły mężczyzna w tweedowej marynarce, przeciskają się przez tłum wypełniający salę bankietową.”

I kto by pomyślał, że ten młody mężczyzna dokonał tam wiekopomnego odkrycia!

W POGONI ZA NIEŚMIERTELNOŚCIĄ

Biolog Niv Sokol, geniusz, idealista, opracowuje rewolucyjną technologię, opartą na nanobotach, która pozwoli przedłużyć ludzkie życie. Takie wynalazki jednak to prawdziwy kąsek dla spragnionych władzy firm farmaceutycznych, które gotowe są na wszystko, by ową technologię odkupić i przejąć. Sokol podejmuje ryzykowany krok – wciąż wierzy, że może służyć społeczeństwu, a nie tylko liczyć zyski. Wkrótce okazuje się niestety, że w świecie wielkich technologii, wielkich globalnych mocarstw i równie wielkich manipulacji nic nie jest takie proste. Zostaje wciągnięty w rozgrywkę, która ma szansę odmienić oblicze świata.

TAJEMNICE PHARMACONU

Nie ma ani miesiąca ani tygodnia by świat naukowy nie przynosił nam jakiegoś odkrycia, jakichś nowości, jakiejś eureki. Technologia rozwija się nieustannie, mutuje i napiera, wpływając na zmiany społeczne, i vice versa. Wciąż gonimy właśnie tego jednego króliczka, o którym opowiada „Pharmacon”: przedłużanie życia, choćby o tych kilkanaście, a najlepiej i więcej lat.

Temat ten stał się obecnie nader popularny w Dolinie Krzemowej, gdzie bogaci i wpływowi miliarderzy z branży technologicznej przelewają w swoje żyły krew tzw. bloodboyów – wysportowanych młodzieniaszków wynajętych specjalnie do regularnych transfuzji – a niemałe środki ze swoich kont przelewają na najrozmaitsze startupy pracujące, a jakże, właśnie nad zagadnieniem nieśmiertelności. Brzmi jak fikcja? A fikcją nie jest! Wielkie nazwiska inwestują obecnie wielkie pieniądze w przedsięwzięcia, które obiecują, że już wkrótce, już zaraz, odwdzięczą im się realnymi metodami na to jak uniknąć śmierci.

Nieraz podczas lektury „Pharmaconu” można złapać się na myśli, że ta książka jeszcze parę dekad temu zaliczana byłaby do gatunku science-fiction – dziś zaś jest thrillerem, konkretniej zaś techo thrillerem. I nie dlatego, że zmieniły się nasze klasyfikacje gatunkowe – ale dlatego, że tak naprzód posunęła się technologia. W sposób cichy, nie do końca ukryty, a jednak trochę na uboczu.

Technologią w samym centrum Pharmaconu są wspomniane już nanoboty – mikroskopijne roboty, tak małe, że operować mogą wewnątrz naszego krwiobiegu, wewnątrz nas samych. Prototypy takich urządzeń już dziś istnieją i są rozwijane w różnych kierunkach. O tym jak bardzo stały się już dziś elementem rzeczywistości zastanej niech świadczy to, że Uniwersytet w Pensylwanii opracowuje ich wyspecjalizowany podtyp do… zwalczania kamienia nazębnego. To, w czym „Pharmacon” wyprzedza naszą rzeczywistość to sposób w jaki te mikro urządzenia zostają wykorzystane. Autorzy – oboje to biofizycy i bioinformatycy – sięgają wzrokiem zdecydowanie dalej od zwykłego szarego człowieka, znają temat i nie boją się dźgać go spekulacyjnym kijkiem z różnych stron, z różnych kierunków.

DLA KOGO?

„Pharmacon” wypełniony jest informacjami, dywagacjami, czasem wręcz filozoficznymi rozważaniami, które zatrzymują czytelnika na dłużej i każą zastanowić się nad tym czy innym aspektem sprawy. Dotyka tematów nie tylko wspomnianej technologii, ale i etyczności wielu innych aspektów dzisiejszego świata, żeby wspomnieć tu choćby przestrzeń medialną czy zachowania wielkich koncernów farmaceutycznych. To powoduje, że czytać warto w skupieniu, powoli, wolniej niż odbywa się to w przypadku takiego czy innego kryminału… Najwięcej z lektury wyciągną oczywiście miłośnicy gatunku: ludzie którzy wychowali się na Michaelu Crichtonie czy rozkochali w „Cryptonomiconie” Stephensona, z którym Pharmacon, raczej nie bez przyczyny, dzieli ostatni człon nazwy. To właśnie ten typ przygody – z dołożonym odautorskim komentarzem odnośnie światka, któremu Państwo Siwak bacznie się przyglądają.

Nie zabrakło również akcji, pościgów i ogólnego deszczyku, jednak tym, co stanowi unikatowy element „Pharmaconu” leży niewątpliwie w techniczno-etycznych aspektach całości. Jeśli to coś, co do czytelnika przemawia – zanurzy się w lekturze z przyjemnością. Dla techno thrillerowych zajadaczy: gratka!

O.

*Zapraszam na film i na KONKURS!

Komentarze do: “„Pharmacon” Marlena i Marian Siwiak – recenzja

Dodaj komentarz: