„Koniec” Bartłomiej Grubich – recenzja PATRONACKA

„Tu zawsze tak pada deszcz? I te chmury tak nisko?” – pyta się pociesznie bohaterka tej niezwykłej powieści, która nie zdaje sobie sprawy, że trafiła do miasta, w którym zawsze pada deszcz i skończył się świat na dokładkę – „Koniec” Bartłomieja Grubicha.

„Uciszone lampy nie rozświetlają zaułków,
To jest świat ciemnych klatek, to jest świat ciemnych ulic.”

GDZIE JEST ANIA?

Ania wyjechała. Wyjechała do Bydgoszczy. Tak mówi jej zrozpaczona babcia, która teraz błaga o pomoc księdza miejscowej parafii. W końcu ktoś Anię musi odnaleźć, przywieźć ją z powrotem, zanim będzie dla niej za późno. Niezależnie od siebie w drogę wyruszają: przekonany przez babcię dziewczyny duchowny, jej najlepsza przyjaciółka i zakochany po uszy w Ani mężczyzna. Bydgoskie ulice skrywają jednak sekrety, których żadne z nic się nie spodziewa. Być może nawet, z każdym dniem coraz bardziej oddalają się od Ani…

NA KOŃCU ŚWIATA

„Niedługo będzie koniec świata. To będzie sztuka najwyższych lotów, która właściwie już z definicji, nie powtórzy się nigdy. Będzie to najpiękniejszy koniec świata. Jedyny. Innego nie będzie. I to akurat tutaj, niedaleko.”.

Dawno, dawno temu, Łukasz Orbitowski spróbował opisać Bydgoszcz w swojej opartej na faktach opowieści „Inna dusza”. Tam, podobnie jak i u Barłomieja Grubicha, przerażały nie tylko czyny uwikłanych w sprawę bohaterów, ale przede wszystkim przerażało samo miasto. Miasto, które żyło swoim własnym życiem – to mieszkańcy musieli się mu podporządkować, dopasować do jego dziwności i mroku. To miasto dyktowało warunki, to jego ulice, zaułki, dzielnice dawały życie lub obiecywały śmierć. W „Końcu” wybrzmiewa ta sama bydgoska, śmiertelna nuta – ten koszmar, który ziszcza się w pozorach codzienności. Cóż dziwnego jest bowiem w ludziach, którzy wyjeżdżają do innego miasta, by poszukać koleżanki, przyjaciółki? Niby nic, ale jeśli to samo miasto uniemożliwia te poszukiwania?

W „Końcu” każdy dla Bydgoszczy jest tym obcym, jest bytem, który odstaje, a który trzeba zmiażdżyć, zniszczyć, poddać anihilacji. To tam znikają całe budynki, to tam twarze są wykrzywione i złe, to tam nie można trafić w miejsce, które niby jest, a wcale go nie ma. Bartłomiej Grubich po mistrzowsku buduje złowrogą atmosferę, osacza swoich bohaterów i tym samym osacza samego czytelnika. Zanurzamy się w „Końcu” niczym w smołę, bagno jakieś, pożerani, połykani, pośród bulgotu obojętności. Lepkie błoto, siąpiący deszcz, niekończący się listopad, który jak u Joanny Bator wciąga w kałuże i pożera swoje ofiary. Ludzie znikają, a w Bydgoszczy znikają bardziej niż gdziekolwiek indziej.

Bartłomiej Grubich swoją powieścią oscyluje na granicach gatunków – bawi się grozą, buduje atmosferę rodem z polskiego Twin Peaks, kreuje dziwny realizm magiczny podszyty mrokiem. Jego opowieść nikogo nie wystraszy, ale możliwe, że zaniepokoi. To trochę jak u Barkera, gdzie ożywają ulice, a miasto to głodna olbrzymka. Jego Bydgoszcz to sączący się cień, to diabelski sen, to miejsce na doskonały koniec świata. Po prostu.

Jestem ciekawa, czy Wam ten „Koniec” przypadnie do gustu, czy odnajdziecie się w tej pełnej absurdów rzeczywistości, czy Bydgoszcz Bartłomieja Grubicha stanie się jednym z tych miejsc na mapie, z których nie ma powrotu? Przekonajcie się!

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Vesper.

**Zapraszam na film i na KONKURS!

Dodaj komentarz: