„Ciemna dolina” Thomas Arnold – recenzja PATRONACKA

Makabryczna zbrodnia, znajomy morderca, śledztwo, które prowadzi w ciemność w dreszczowcu kryminalnym Thomasa Arnolda z amerykańskim sznytem „Ciemna dolina”.

W CIEMNEJ DOLINIE

„Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.”

Makabryczna zbrodnia. Cztery ciała przy jednym stole. Cztery ofiary, których pozornie nic nie łączy. Cztery odebrane życia i… ten, który pociąga za sznurki, a od którego zależy rozwiązanie zagadki. Morderca teoretycznie sam wystawia się policji. Pojawiają się domysły, pojawiają tropy, ale nie ma konkretnych dowodów. Gra dopiero się rozpoczyna, a podejmie się jej detektyw Jade Reflin i jej partner, gotowi na wszystko, by doprowadzić sprawę do końca.

WALKA Z CZASEM

To, co od razu rzuca się w „Ciemnej dolinie” w oczy, to charakterystyczny zabieg, który wykorzystał Thomas Arnold, budując fabułę – są ciała i jest podejrzany, brakuje obciążających dowodów. Coś tutaj po prostu nie gra, gdzieś jest haczyk, zagubione elementy układanki. A sam morderca – przyciąga uwagę czytelnika, jak tylko ciekawie skonstruowany złoczyńca potrafi. To człowiek niezwykle przebiegły, sprytny, który potrafi manipulować emocjami i ściągać detektywów na manowce. Jest doskonałym strategiem, gra w szachy to jego znak rozpoznawczy, potrafi rozgrywać swoje pionki tak na planszy, jak i prawdziwym życiu. Ma tendencje do teatralnych gestów, cytuje biblijne wersety – sytuacja, w której się znalazł bawi go, bo zdaje sobie sprawę, że wszystko zależy tylko od niego i ma policję w garści.

Napięcie w „Ciemnej dolinie” rośnie wprost proporcjonalnie do kolejnych wydarzeń. Thomas Arnold postawił na bezpieczne sceny, na wyważoną akcję, prowadzącą do konkretnego, nie do końca zaskakującego finału. Zaskoczenie nie było jednak punktem wyjścia przy budowaniu tej opowieści, a raczej precyzyjna gra na emocjach czytelnika, który śledząc kolejne wydarzenia z łatwością potrafi wejść w skórę naszej detektyw, poczuć to, co czuje ona. Jesteśmy blisko niej, po części stajemy się właśnie nią. Narasta niepokój, narasta poczucie zagrożenia, wreszcie panika, gdy zbliżamy się do końca.

Podoba mi się uniwersalna nuta „Ciemnej doliny”, fakt, że akcja powieści mogłaby rozgrywać się wszędzie, a bohaterka mogłaby być każdym z nas. Thomas Arnold umiejętnie wykorzystuje gatunkowe klisze, ciekawie manewruje znanymi tropami, tworząc coś własnego, wyjątkowego, co wyróżnia jego historię na tle innych rodzimych dreszczowców. Dynamiczne tempo, narastający suspens, intrygujące portrety bohaterów – miłośnicy literatury gatunkowej będą zadowoleni. Szykujcie się na zaczytany wieczór z wypiekami na twarzy, tak, jak lubimy najbardziej.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Vectra.

Dodaj komentarz: