„Sanatorium” Sarah Pearse – recenzja PATRONACKA

Bestsellerowy, debiutancki thriller, mroczna opowieść w duchu gotyckim o pewnym luksusowym hotelu, który skrywa okrutne tajemnice przeszłości. Zapraszam w progi… „Sanatorium” Sary Pearse.

WITAJCIE W LE SOMMET!

Witajcie w progach Le Sommet! To luksusowy, pełen innowacyjnych współczesnych rozwiązań architektonicznych hotel położony wysoko w Alpach Szwajcarskich. Dawniej było to ekskluzywne sanatorium dla gruźlików, teraz odrestaurowane, zamienione na „hotel godny bogatej przeszłości tego miejsca”. Ale czy na pewno? O tym przekona się detektyw Elin Warner, która w Le Sommet szuka wytchnienia i próbuje pogodzić się z własną pogmatwaną przeszłością. Wkrótce jednak przekona się, że z hotelem jest coś nie do końca w porządku. To miejsce jest czymś innym niż wydaje się początkowo być…

KLIMATYCZNY DEBIUT

Przekraczając progi „Sanatorium” Sary Pearse od pierwszych stron zostajemy wciągnięci w niebezpieczną, pełną napięcia rozgrywkę. Autorka dla swojej debiutanckiej powieści wybrała iście klimatyczną miejscówkę – niesamowity hotel, położony wysoko w górach, odcięty od świata nie tylko przez samą wysokość, ale też przez celową izolację budynku od reszty świata. Nie wspominając o śnieżycach i zagrożeniu lawinowym, które Pearse również wykorzystuje w fabule. Le Sommet to także architektoniczna perełka, pełna szczegółowych detali i minimalistycznych rozwiązań. Wielkie, przeszklone przestrzenie, ogrom górskich szczytów za oknami… Uczucie rosnącego zagrożenia nie jest tutaj w cenie. A jednak ta niby tak przemyślana konstrukcja zamiast koić, zdaje się osaczać swoich gości. W tle natomiast czai się bolesna historia tego miejsca, która jest podstawą dla całego dramatu, osią wokół której rozgrywa się akcja.

A akcji w „Sanatorium” czytelnik odnajdzie całkiem sporo. Kolejne porwania, zaginięcia, ataki, dziwne wydarzenia i niesamowite odkrycia. Hotel płynnie przekształca się z luksusowego miejsca wypoczynku w koszmarną pułapkę, której przeszłość rezonuje na każdą ścianą, na każdy korytarz, każdy hotelowy gadżet. Sarah Pearse zadbała o to, by czytelnik nie nudził się ani przez chwilę. Pozwala też chwilami odpocząć od Le Sommet, penetrując wspomnienia z dzieciństwa głównej bohaterki, siedlisko jej traum i dorosłych już wyborów.

Zanurzenie się w sekretach i brudnych tajemnicach korytarzy „Sanatorium” gwarantuje czytelnikowi dreszczyk zaskoczenia i wciąż narastające napięcie. To umiejętnie skrojona, mroczna zagadka z gotycką nutą, w bajecznej lokacji, która zdaje się być wymarzoną dla czytelników thrillerów. Tym bardziej, że za piękną otoczką tytułowego budynku kryje się pełna robaków i ludzkich dramatów klatka, z której nie każdy wyjdzie żywy. Zresztą, warto zaznaczyć, że hotel jest nie tylko miejscem akcji, ale bohaterem samym w sobie, pomyślanym jako ten charakterystyczny dla gatunku „zamknięty pokój” o czterech ścianach, w których i tak nikt nie usłyszy naszego krzyku.

Warto Sarze Pearse wybaczyć jakiekolwiek niedociągnięcia – oczywiście, o ile czytelnik wyczuje je między stronami. Warto zatopić się w jej debiutanckiej powieści, ponieść zwrotom fabularnym i dać omotać się atmosferze „Sanatorium”. To jeden z najbardziej klimatycznych dreszczowców tej zimy, smakowity kawał literatury gatunkowej.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Prószyński i S-ka.

Dodaj komentarz: