„Czarne skrzydła czasu” Diane Setterfield – recenzja patronacka

Powieść gotycka, powieść mroczna, w duchu opowieści Charlesa Dickensa i Edgara Allana Poe – „Czarne skrzydła czasu” Diane Setterfield.

„Ludzie powiadają – choć przecież nie mogą tego wiedzieć – że w ostatnich chwilach przed śmiercią człowiekowi przewija się przed oczami całe jego życie.”

SKRZYDŁA MARTWEGO KRUKA

Jaki kolor mają skrzydła martwego kruka? Czarne jak najczarniejsza noc? A może mienią się innymi kolorami, wpadając w zielenie, błękity, fiolety? Te skrzydła z bliska ujrzał młodziutki William Bellman, który dla uciechy kolegów zabił kruka z procy. Nie wiedział, że ten jeden czyn naznaczy całe jego życie. I tak, William co prawda będzie odnosił sukces za sukcesem, ale… Stanie się świadkiem śmierci swoich najbliższych i to śmierć stanie jego najbliższym towarzyszem. Do samego końca.

GOTYCKA TAJEMNICA

Jakiś potwór tu nadchodzi – chciałoby się szepnąć podczas lektury „Czarnych skrzydeł czasu”. Diane Setterfield bardzo umiejętnie buduje napięcie, roznieca ogień oczekiwania, rysując portret cienia, który czai się za plecami jej bohatera. Ten cień nabiera ciała, ożywa na kartach powieści, siejąc niezbadaną, nienazwaną grozę. To cień, który pojawił się znienacka – przyciągnął go jeden głupi, szczeniacki czyn. Śmierć kruka to cezura, ten jeden moment, który zmienia i przekształca wszystko. „Czarne skrzydła czasu” zdają się być tym samym opowieścią o jednym błędzie, który nawiedza sumienie człowieka. To błąd, którego nic nie może naprawić. Błąd, którego nie można utopić w żalach i tęsknotach. Błąd, który naznacza całe życie i nie można się od niego uwolnić.

Widać, że kreując historię Williama Bellmana, Diane Setterfield czerpała z klasyki literatury gotyckiej, inspirując się dziełami Charlesa Dickensa i Edgara Allana Poe. To jedna z tych współczesnych autorek, które potrafią umiejętnie nawiązać do dawnej grozy, umiejętnie sięgać do źródeł, tworząc całkowicie własny koncept. „Czarne skrzydła czasu” to z jednej strony opowieść o nawiedzeniu – cień narasta wokół głównego bohatera, oplata go swoimi skrzydłami. Przede wszystkim to jednak opowieść o winie i o odpowiedzialności za własne czyny. Nic nie tłumaczy śmierci niewinnej istoty. I chociaż można próbować zapomnieć, można wypierać i ukrywać wspomnienia, to los upomni się o swoje.

Do tej pory każda z opowieści Diane Setterfield okazała się być zupełnie odmienna. „Była sobie rzeka” płynęła i meandrowała, ukazując odnogi fascynującej zagadki. „Trzynasta opowieść” miała w sobie brudne sekrety i rodzinne tajemnice, które odkrywaliśmy jak pozostałości popiołów. A „Czarne skrzydła czasu”? To opowieść o przyczajonej śmierci, o ciemności, która zasnuwa światło, o koszmarze, który ściągnęliśmy na siebie sami. Zmusza do przemyśleń, zmusza do rozmyślań, budzi niepokojące poczucie osaczenia. Nie uderza w czytelnika znienacka, ale raczej wciąga go w historię czyjegoś skazanego na ciemność życia. Okrywa skrzydłami tego, co nieuchronne. My bowiem już znamy tajemnicę i znamy też odpowiedź – śmierci nie sposób oszukać, tak jak okrutnego losu.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Albatros.

Komentarz do: “„Czarne skrzydła czasu” Diane Setterfield – recenzja patronacka

  1. Marcin Kannenberg napisał(a):

    „Informacja zwrotna” Jakuba Żulczyka jest powieścią o tym, czego możesz być niemal zupełnie pewnym, jeśli w swoim nałogu zapomnisz się na tyle, iż przedkładać go będziesz ponad wszystko, w tym ponad dobro swoich bliskich. To historia człowieka, który zatracając się w życiu członka zespołu muzycznego jednego przeboju stopniowo aczkolwiek precyzyjnie i konsekwentnie popada w uzależnienie od alkoholu, w skutek czego niejednokrotnie w swoim życiu zupełnie traci kontakt z rzeczywistością. Swoim postępowaniem całkowicie zniechęca do siebie osoby
    z najbliższego otoczenia. Nie potrafi porozumieć się z członkami własnej rodziny, niejednokrotnie doprowadzając swoim zachowaniem do sytuacji konfliktowych, pośrednio w wyniku których jego syn podejmuje decyzję, która jest równoznaczna życiu zakończonemu z pomocą zawieszonej na gałęzi liny.
    Autor nie usprawiedliwia postępowania głównego bohatera. Nie tłumaczy jego zachowania ani kierowanych nim zapędów Pozwala czytelnikowi śledzić losy osoby głęboko uzależnionej, której próby wyjścia z nałogu są dość nieporadne. Częściej zresztą na kartach książki przewija się sylwetka osoby, która z tego uzależnienia wcale nie chce wyjść, ponieważ zwyczajnie lubi stan
    w jakim się znajduje po wypiciu kolejnej porcji alkoholu. W konsekwencji czego, jesteśmy raczej świadkami powolnego upadku, aniżeli próby ratowania siebie i relacji z innymi ludźmi. I choć na końcu powieści pojawia się światełko w tunelu, które pozwala dojść do pewnych wniosków odnośnie przyszłości głównego bohatera, to jednak czytelnik wertując kolejne strony książki cały czas może odnosić wrażenie ani trochę nie będące mylnym w moim przekonaniu, iż w kwestii wychodzenia z nałogu jakiegokolwiek, kluczową rolę odgrywa siła woli, samozaparcie i dojście do wniosku czy mamy dość bycia ciężarem dla innych, czy też ten stan jest nam jak najbardziej na rękę.
    Mocna historia osoby podporządkowanej nałogowi z wątkiem reprywatyzacji warszawskich kamienic w tle, którą szczerze polecam.
    Pozdrawiam Marcin K.

Leave a Reply to Marcin KannenbergCancel reply