„Atlas. Historia Pa Salta” Lucinda Riley i Harry Whittaker – recenzja patronacka

Opowieść dobiega końca… „Atlas. Historia Pa Salta” to zwieńczenie i klamra nad sagą Siedmiu Sióstr Lucindy Riley, zamknięta przez Harry’ego Whittakera.

„Nie mam już do dodania nic, co nie zostałoby do tej pory powiedziane. Ale wiedzcie, że dzięki wam moje życie było warte przeżycia. Choć doświadczyłem tragedii i bólu, każda z was dawała mi więcej nadziei i szczęścia, niż możecie to sobie wyobrazić. Jeśli czytanie mojej historii czegoś was nauczyło, to mam nadzieję, że przede wszystkim tego, co zawsze starałem się wam wpajać:

Chwytajcie dzień!

Cieszcie się chwilą!

Rozkoszujcie się każdą sekundą życia, nawet w jego najtrudniejszych momentach.

Kocham was.

Wasz tata, Pa Salt”

HISTORIA ATLASA

„W różnych kulturach są różne wierzenia. Ale tysiące lat temu Siostry zostały uwiecznione w słynnej gromadzie gwiazd i są obiektem fascynacji i zachwytów na całej ziemi. Związane z nimi legendy są przekazywane z ust do ust, w poezji, malarstwie, muzyce, architekturze… są zakorzenione we wszystkich zakątkach świata.”

Siedem Sióstr o wdzięcznym nazwisku D’Aplièse, o imionach na wzór siedmiu Plejad na niebie: Maja, Ally, Star, CeCe, Tiggy, Elektra i Merry. Sześć z nich mieszka w bajecznej posiadłości nad jeziorem genewskim o równie mitologicznej nazwie Atlantis. A siódma – zaginiona siostra – to ta, którą będą musiały odnaleźć, tak jak będą musiały poznać swoje własne dzieje. Każda z sześciu bowiem została przed laty adoptowana, każda ma swoją tajemnicę i przeszłość. Nad wszystkim czuwa zza grobu ich ojciec, Atlas zwany Pa Saltem. Historię każdej z sióstr poznaliśmy w poprzednich tomach, a teraz czas na jego opowieść.

„Atlas” zaczyna się tam, gdzie kończy się tom siódmy, czyli „Zaginiona siostra”. Pamiętnik Pa Salta ma trafić w ręce wszystkich sióstr, by wreszcie, po tych wszystkich latach, poszukiwaniach, dramatycznych zwrotach akcji – wszystko połączyć, wyjaśnić i wytłumaczyć. A także, by pożegnać się z córkami na własnych, charakterystycznych dla niego zasadach. A sama historia Atlasa zaczyna się gdzieś na Syberii, w 1925 roku, by skakać tak w czasie, jak i przestrzeni. Atlas zwiedził kawał świata zanim naprawdę Atlasem się stał. Przeżył również wiele. I poznał wielu, oj wielu ludzi. Jest tu historia zaginionej tożsamości. Jest tu wielka miłość. Jest też wielka zdrada. Wszystko się wreszcie łączy. W międzyczasie siostry idą za tropami i wskazówkami, które w pamiętniku zostawia im ojciec, zbierają kolejne okruszki, by poznać tajemnicę ukochanego ojca. Dramatyczna przeszłość i teraźniejszość łączą się, by zakończyć się szalonym, wzruszającym do łez finałem.

POŻEGNANIE Z CZYTELNIKAMI

Podczas lektury „Atlasa” nie mogłam ukryć wzruszenia i takiego wewnętrznego przeczucia, że to nie tylko tytułowy Atlas żegna się ze swoimi córkami, ale też sama Lucinda Riley w jego słowach zamknęła słowa pożegnania dla nas, swoich wiernych czytelników. Po tych wszystkich latach rękami swojego syna oddaje w nasze ręce historię, na którą tak czekaliśmy, a która nie mogła być lepszym listem pożegnalnym od samej autorki. Jej syn – Harry Whittaker – dał z siebie wszystko. To widać na każdej kolejnej stronie książki, gdzie wcielił się w rolę, której nigdy przecież nie oczekiwał. Wiernie oddał styl Lucindy Riley i charakter samej opowieści, nic nie odstaje, ale pasuje tak, jakby tak właśnie miało być od początku. Historię sióstr napisze matka, a syn zwieńczy ją opowieścią ojca.

Nie wiem jak inni czytelnicy, ale ja serię o Siedmiu Siostrach cenię najbardziej za jej rozmach, bajeczność, za oderwanie od rzeczywistości, które sprawia, że zanurzając się w tej historii można zapomnieć o wszystkich smutkach i rozterkach naszej codzienności. Przenosimy się do świata wielkiego bogactwa, zjawiskowych posiadłości i prywatnych wysp. Do świata zamków, wielkich ranch i jachtów. Jest szykownie, jest modnie, a kartą przetargową są sekrety i tajemnice. Jest pięknie, jest luksusowo, jest kolorowo – Lucinda Riley stworzyła piękną rzeczywistość, w którą ucieka się z przyjemnością. Wszystko to pełne barwnych postaci, fascynujących charakterów, ich zmagań z przeznaczeniem i walki o swoje jutro. Wreszcie, same dramaty na miarę tragedii greckich, skomplikowane ludzkie zależności, cała burza szalonych emocji, spiski i powiązania, których konsekwencje odbijają się szerokim echem w rzeczywistości samych sióstr. No i ojciec, który jest klamrą, domknięciem, odpowiedzią na wszystkie dręczące czytelników pytania.

Nie wiem, czy pamiętacie – kto czytał sagę – Pa Salt pojawia się w każdym kolejnym tomie. Lucinda Riley ukryła go, podrzuciła wskazówki jak te okruchy metaforyczne i teraz wreszcie złapaliśmy w ręce całe ciastko. Ten ulotny bohater, ten, od którego wszystko się zaczęło, władca marionetek i wielki rozgrywający – słuchamy jego opowieści. A „Atlas. Historia Pa Salta” to opowieść o wielkiej sile wiary, o dorastaniu i o dojrzewaniu i przyjmowaniu ogromnej odpowiedzialności za własne wybory. Ale też o losie, który bywa markotny i życiu, które nie zawsze idzie tym torem, którego byśmy oczekiwali. O odwiecznej walce tego co dobre z tym, co niegodziwe i podłe, a od czego uciec jednak nie sposób. Finał – chociaż w pewnym momencie już przewidywalny (ba, niektórzy czytelnicy zorientowali się wcześniej co się szykuje), jest dokładnie taki jak cała saga Siedmiu Sióstr. WIDOWISKOWY. I satysfakcjonujący (nawet jeśli ciut przeciągnięty). Nie mogłam oczekiwać innego.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Albatros.

Dodaj komentarz: