„Mój dom” Tomasza Sablika. Czym jest tzw. elevated horror i jak ma się do tej definicji powieść Sablika? Czy można się jej bać? I kto może po nią sięgnąć, a kto powinien trzymać się od niej z daleka?
Tomasz Sablik przedstawia… pamiętnik niejakiego Edwarda, który żył w pewnym domu u boku swojej ukochanej Emilii i snuł swoją przedziwną historię. Historię pełnego traum dzieciństwa, dziadka o demonicznym obliczu, znaków, które zwiastowały śmierć. Edwarda, który zakochał się, a kiedy kochał to nie umiał odpuścić. Jego rodziny, która kryła niejeden bolesny sekret. I żyła w tajemniczym domu, w którego piwnicy wracała przeszłość i… Edward sam musi się przekonać, jaki sekret został przed nim ukryty.
CZY STRASZY?
Jeśli mieliście do czynienia z filmami z kultowego już studia A24, np. „Midsommar” czy „The Witch”, z pewnością obiło Wam się o uszy gdzieś sformułowanie „elevated horroru”, czyli horroru wyższego poziomu, a raczej wyższego poziomu grozy, by wybrzmiało to w pełni po polsku.
Wyższy poziom grozy – co to oznacza? To historie, które często obierają sobie za punkt wyjścia traumę np. bolesne doświadczenie dzieciństwa, wyparte wspomnienie czy stratę. Snują się niespiesznie, bardzo niespiesznie, czasami ocierając się o dramat obyczajowy, w którym bohaterowie – jak postacie starożytnych tragedii – stawiają czoła najgorszemu. Twórcy skupiają się na portretach psychologicznych swoich postaci, gdzie nawet najbliższe otoczenie zdaje się ewoluować i zmieniać wraz z postępującą rozpaczą, obsesją, bólem, w zależności od tego, co ich drąży. To manipulacja psychologicznymi motywami i metaforami, za którymi kryją się klucze do całych historii.
Niektórzy krytycy podśmiechują się z tej kategorii, zaznaczając, że groza wyższego poziomu to podkręcone do nieprzytomności thrillery z paranormalnym twistem po prostu, ale dla mnie ta podkategoria jest przydatna, gdy natrafiam na coś co unosi się gdzieś pomiędzy gatunkami.
Taki jest właśnie „Mój dom” Tomasza Sablika, w którym bohater, niejaki Edward, mierzy się z przeszłością, by stawić czoła rzeczywistości. Dom jest odbiciem jego pogmatwanej psychiki i doświadczeń wszystkich poprzednich pokoleń. To w jego ścianach bohater szuka azylu, ale świadomy jest też pułapki, jaką sam wokół siebie tworzy. Dom (chociaż ma niby bardzo konkretne fundamenty), nie ma skonkretyzowanej formy, a jego mieszkańcy raz są, raz ich nie ma, w zależności od tego, czy Edward ich widzi, wspomina, czy nie.
Jak widzicie, wyższy poziom grozy nie ma straszyć, ale ma igrać z wyobraźnią i umysłem czytelnika. Ma robić to z rozmysłem, od początku do końca kreując sceny z pogranicza jawy i snu, realnego i wyobrażonego, oscylującego na granicach zmysłów i zrozumienia. Nie spodziewajmy się więc oczywistego. Tomasz Sablik – jak wielu twórców tego podgatunku horroru – zostawia nas z kolejną zagadką, którą musimy już sobie poskładać sami.
KOMU? KOMU?
Często pytacie się o to, od czego zacząć przygodę z jakimś gatunkiem: od czego zacząć przygodę z thrillerami, od czego zacząć przygodę z klasyką, od czego zacząć przygodę… z grozą właśnie. Otóż, moi drodzy: nie od tej książki. Ta książka jest dla tych, którzy już w grozie się pokręcili, którzy znudzili się już pewnymi sztampami, pewnymi kliszami. Dla tych, którzy posmakowali już opowieści o wampirach, przejadli się wirusami, horrorem kosmicznym, opętaniami – i poszukują czegoś zupełnie, ale to zupełnie innego.
W tym wypadku to „inne” to powieść psychologiczna – z dodatkiem grozy. Dodatkiem dla całości znaczącym, kipiącym gdzieś między stronami, powoli wzbierającym na sile, raczej w drugiej połowie powieści – ale jednak stanowiącym tylko część całości, zaledwie ułamek większej eksploracji ludzkiej psychiki, znaczenia przeszłości i tego, jak naznaczyć może nas dzieciństwo i związane z tym okresem traumy.
„Mój dom” nie jest dla początkujących, chyba że lubicie eksperymenty i skoki na głęboką wodę – kto wie, to może być dokładnie to, czego szukacie, nigdy nie wiadomo.
Ja jednak wolę zaznaczyć, że ten wyższy poziom grozy u Sablika ma w sobie więcej psychologicznych gierek niż horroru jako takiego. Ale! Akurat nawiązanie do starożytnych wierzeń irańskich uważam za bardzo ciekawy chwyt i właśnie ten element nadaje całości grozowego posmaku. Z początku można zadać pytania o jego sens, ale ten sens rysuje się z czasem, by w pełni rozkwitnąć w zaskakującym finale.
Czasami podczas lektury zastanawiałam się nad tempem powieści – Edward lubi włóczyć się po przeszłości, wywlekać nawet najmniejsze szczegóły… Czasami za wiele tych szczegółów było, za głęboko wchodziliśmy w detale, z których niewiele wynikało, przynajmniej w moim odczuciu. To tak a propos tego aspektu obyczajowego, niespieszności, o której wspomniałam.
Wyższy poziom grozy, groza miedzy gatunkami – „Mój dom” to psychologiczny horror, który jest trochę taką literacką łamigłówką Tomasza Sablika. Elementy autobiograficzne (jak wspominana „Księga dżungli” od dziadka) doprawiają całość i pozwalają doszukiwać się cząstek autora lub jego mrocznego cienia gdzieś między słowami. Ciekawy eksperyment, tego można być tutaj pewnym.
O.
*We współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca.