Połączenie powieści kryminalnej, thrillera i grozy – „Ballada o koszmarze” Patrycji Giesecke w Bezsenną Środę.
„Mikołaj poczuł strach. Bał się spojrzeć w tamtym kierunku. Czuł na karku chłodny podmuch, choć liście na otaczających go zewsząd drzewach ani drgnęły. Był świadom bolącej obecności kogoś, czegoś, co stało tam i patrzyło na jego plecy. Mógł przysiąc, że czuł jak wzrok tego czegoś przewierca mu ciało i duszę na wskroś. Wiedział też, że nie ma innego wyboru.”
ZJAWA I SEN
„Nie wiedział czemu, ale pomyślał, iż kobieta w bieli znaczy go. Zostawia na nim cząstkę siebie, by móc podążać za tym śladem wszędzie tam, gdzie zechciałby się udać. W tym momencie Mikołaj zrozumiał, że ona będzie przy nim, będzie śledzić każdy jego krok. Już na zawsze pozostanie jego cieniem.”
Mikołaj to jeden z tych szczęśliwych i uprzywilejowanych młodych mężczyzn. Bogata, dobrze ustawiona rodzina. Prawnicze stanowisko w renomowanej firmie. Nawet serce się dla niego znalazło, wtedy, gdy najbardziej tego potrzebował. Jednak teraz, kilka lat po przeszczepie, Mikołaj wcale szczęśliwy nie jest. Co więcej, powraca do niego pewien sen. Zjawa kobiety, od której nie może się wyzwolić. Mikołaj musi dowiedzieć się kim ona jest i czego od niego chce. Tropy prowadzą do małego miasteczka w górach. Miasteczka, w którym już niejednokrotnie znaleziono ciało kobiety z uciętą głową. Miasteczka, którego mieszkańcy milczą jak zaklęci. To właśnie tam czeka na Mikołaja odpowiedź i największy koszmar.
W SIDŁACH STRACHU
Połączenie powieści kryminalnej, thrillera i grozy – „Ballada o koszmarze” łączy w sobie wszystko to, co tak lubię i cenię i robi to w swój własny, oryginalny sposób. Kto pamięta brawurowego „Białego słonia” Jacka Piekiełko, ten już wie co mam na myśli. Z jednej strony, mamy tu opowieść pełną niesamowitości, w której to targany wyrzutami sumienia, młody mężczyzna po transplantacji serca doświadcza nawiedzenia na własnej skórze. Doświadcza czegoś niezrozumiałego i potwornego, czegoś, od czego nie potrafi się wyzwolić. Z drugiej strony, mamy tu śledztwo, próbę odpowiedzi na te najbardziej dręczące pytania: kto i dlaczego? Dochodzenie prawdy, ofiary i podejrzanych. Z trzeciej strony – małe pozornie idylliczne, górskie miasteczko, w którym nic nie jest takie, jak się wydaje. Groza czai się tu na każdym możliwym kroku.
Podczas lektury niejednokrotnie nachodziły mnie wspomnienia z filmu „Gothika” w reżyserii Mathieu Kassovitza sprzed kilkunastu lat. Patrycja Giesecke buduje tu podobny nastrój. Fizyczne wyczerpanie połączone z niepokojącymi wizjami. Bohater pogubiony i poharatany, który chce – nie, on MUSI dociec prawdy. Duchy i zjawy płynnie przenikają rzeczywistość, są wynikową czynów złowieszczych i obrzydliwych, czegoś, czego nie da się opisać słowami. Horror snuje się tu niespiesznie, ale też niewidowiskowo. On jest, ale nie stanowi o istocie całości, chociaż o rozwiązaniu zagadki już jak najbardziej tak.
Nie ma to jak niewielkie miasteczka z dala od cywilizacji, a w nich małe społeczności i ich brudne tajemnice. Patrycja Giesecke zgrabnie zamknęła jedną z takich niecnych tajemnic w „Balladzie o koszmarze”, sprawiając tym samym, że powieść spodoba się zarówno miłośnikom zagadek w duchu dreszczowców i fanom niezobowiązującej grozy. Całość nie straszy za intensywnie, ale ma swój klimat, ma nastrój i sprawia moc satysfakcji przy lekturze. Serce może zabić żywiej, może zabić mocniej, a przyjemny dreszczyk przejdzie wzdłuż kręgosłupa nieraz. A to cenimy sobie ogromnie.
„Ballada o koszmarze” to pierwsza powieść Patrycji Giesecke, ale mam nadzieję, że nie ostatnia i da nam jeszcze niejednokrotnie doświadczyć swojego horrorowego pióra.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo serce nie przestaje mi bić z emocji.
O.