Jeszcze dwadzieścia pięć lat temu romanse i erotyki, czyli powieści stereotypowo uznawane za typowo „kobiece”, odnajdywały swoje miejsce w literaturze pod skrzydłami gigantycznych uróżowionych wydawnictw jak Harlequin, czy Ellora’s Cave. Były to specyficzne publikacje, czasami dłuższe, ale zazwyczaj ograniczone do maksymalnie trzystu stron, oparte na podobnym schemacie fabularnym, których główny wątek skupiał się wokół związku, rodzącej się miłości, czy w ogóle cielesnym kontakcie dwojga ludzi. Namiętność, gorączka zmysłów, miłość na przekór wszelkim przeciwnościom losu – tysiące opcji, tysiące lokacji, wymyślne konstrukcyjne piramidy, które sprawiały, że każdy czytelnik mógł odnaleźć odpowiedź na swoją fantazję. Jednak podobnie jak dział erotyki filmowej, tak i ta miłosna gałąź literatury trafiała raczej na odosobnione sypialniane półeczki, ukryte, nawet wstydliwe regały koneserek tych wzburzających krew opowieści, do podczytywania przed snem, w chwilach samotności, dla lepszego efektu. Zawsze potrzebne, zawsze obecne, jednak zdystansowane względem książkowego mainstreamu. I minęło dwadzieścia pięć lat…
Jak wielkim kulturowo-obyczajowym zaskoczeniem powinna być obecność erotycznych tytułów na topowych księgarnianych półkach, bo nie ma co ukrywać – romans trafił pod strzechy i zadomowił się na dobre we współczesnej popkulturze. A zaskoczeniem nie jest. Raczej oddechem ulgi dla wszystkich tych, którzy przez lata ukrywali swoje uwielbienie do tego tak bardzo popularnego gatunku i teraz nie muszą już grzebać po najniższych regałach, bo wyczekiwane tytuły rzucają się w oczy od samego wejścia do jakiejkolwiek sieciowej księgarni, tak wirtualnej, jak i tradycyjnej. Zniknęły tandetne okładki, zniknęły najtańsze wydania – największe wydawnictwa walczą o kolejne serie miłosne, proponując swoim czytelnikom ucztę tak dla umysłu, jak dla wzroku. Już niczego nie trzeba się wstydzić, a wybór jest większy niż kiedykolwiek w historii. Nawet Harlequin przestał być niszowy, wyszedł naprzeciw młodszym czytelnikom i otworzył dział Harlequin TEEN, czyli dla nastolatków.
O romansach się dyskutuje, o romansach się pisze, romanse się reklamuje na wielkich bilbordach. Już nie samotna lektura w czterech ścianach, ale miłosne perypetie w komunikacji miejskiej, na szkolnych korytarzach, w parkach i w poczekalniach. Publiczne wypieki, zbiorowe plotkowanie o fabule i czytelnicze kluby komentujące losy ukochanych bohaterów. Trójkąty, czworokąty, w baśniowych królestwach, pośród mglistych cmentarzysk, w miejskiej dżungli i w dalekiej przeszłości – do wyboru, do koloru – w tej tematyce nie ma żadnego tabu. Współcześni czytelnicy romansów stali się wyjątkowo wybredni, bo nie wystarczy schematyczne, tanie romansidło, ale świat, który porwie, wciągnie i zostanie na dłużej. Nie wystarczy jedna krótka historyjka, ale wielotomowa saga, pełna zakrętów i tajemnic, fabularnych szaleństw na wszystkich możliwych poziomach. Tylko podstawa musi pozostać ta sama – miłość. Miłość ponad czasem, ponad wartościami, ponad zmianami kulturowymi.
Czego doskonałym przykładem jest bestsellerowa, bijąca na nowo triumfy wielokrotnie nagradzana powieść Diany Gabaldon zatytułowana „Obca” (oryg. „The Outlander”). Pierwszy tom wielotomowej sagi pod tym samym tytułem o pełnym pasji, żaru i wewnętrznego ognia uczuciu Claire – kobiety z przyszłości i Jaimego – osiemnastowiecznego Szkota, którego zadaniem jest ujarzmienie nieokrzesanej, nowej kochanki. Fenomen tej powieści jest jak najbardziej zrozumiały – pierwszy tom to ponad siedemset stron wydłużonej w czasie seksualnej fantazji okraszonej doskonale skonstruowanym światem, dopracowanym tłem społeczno-obyczajowym oraz nutką fascynującego szkockiego folkloru. Wydana w 1991 roku, „Obca” z miejsca zdobyła jedną z najważniejszych nagród dla pozycji romantycznej, czyli RITĘ dla amerykańskich autorów romansów. Co intrygujące, „Obca” tak prawie dwadzieścia pięć lat temu, jak i dzisiaj pozytywnie wyróżnia się na harlequinowym tle, na gruncie którego powstała.
Jest rok 1945. Wojna już się skończyła. Claire Randall, była polowa pielęgniarka brytyjska, wraz z mężem Frankiem próbuje nadrobić stracony na froncie czas. Decydują się przeżyć swój drugi miesiąc miodowy i wyruszają na szkocką prowincję, w okolice Inverness. Pragną przywrócić utraconą namiętność, odzyskać miłość i na nowo poczuć się małżeństwem. Spacerują po okolicach, kochają się na łonie natury, odzyskują siebie, jednak pewnego dnia Claire przytrafia się coś nieoczekiwanego. Natrafia na kamienny krąg, pamiętający jeszcze czasy tajemniczych druidzkich rytuałów, a kiedy wkracza samotnie pomiędzy kamienie… cofa się w czasie do 1743 roku. Niemal od razu trafia na rosłych członków klanu MacKenzie, w tym na przystojnego, młodego Szkota – Jamiego Frazera. Wkrótce losy tych dwojga połączą się i rozpocznie się ich długa, pełna ognia i namiętności przygoda.
Diana Gabaldon stworzyła spójną, fascynującą opowieść, pełną historyczno-folklorystyczno-obyczajowych perełek, realistycznych drugoplanowych postaci, które zapadają w pamięć, jednak wszystko to ginie w nadmiarze cielesności. „Obca” to przede wszystkim seksualne rozgrywki pomiędzy Claire i Jamiem. Nie ma tu podchodów, zalotów, machania rzęsami – jest seks, czysty i zwierzęcy. Są dwa ciała. Są ich emocje, gdy poznają się nawzajem. Cielesność przede i nade wszystko. Niemal na każdej stronie, w każdym rozdziale, w każdej myśli naszej narratorki. I z jednej strony to jest niby to, czego należałoby oczekiwać od powieści tego gatunku, jednak ze względu na objętość, umiejętność kreowania świata i styl autorki, aż szkoda, że tak bardzo skupiła się ona jedynie na seksualnych wrażeniach, bo odbiera to bardzo tej opowieści. Jej proporcje wydają się być zaburzone, a potencjał stracony w splocie dwóch spoconych ciał.
„Obca” Diany Gabaldon to historyczny romans i opowieść o namiętności. Należy o tym pamiętać sięgając po ten tytuł i wziąć pod uwagę swoje oczekiwania względem cyklu. Dla koneserów gatunku spragnionych gorących wrażeń w pięknej historycznej i dopracowanej otoczce, „Obca” będzie prawdziwym klejnocikiem, ucztą wypełnioną po brzegi najlepszymi kąskami, tym bardziej wspaniałą, bo kontynuowaną w siedmiu kolejnych tomach. Jednak dla czytelników nieobeznanych z romansem, a raczej nie do końca świadomych, co kryje się pod okładką „Obcej”, ci mogą albo zostać pozytywnie zaskoczeni, albo zawieść się na jej niewykorzystanym potencjale. Jedno trzeba przyznać Dianie Gabaldon – stworzyła historyczny romans na miarę naszych czasów. Fascynujący, wciągający, wielotomowy, czyli taki, który aż prosi się o pierwsze miejsce na nowych listach książkowych przebojów. I nie ma co udawać – miłość z impetem wróciła pod księgarniane strzechy, uciekła z alkowy i na nowo podbiła serca czytelników.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Księgarnią Internetową Bonito:
**Po więcej Diany Gabaldon, szkockich beretów i KONKURS koniecznie zajrzycie na VLOGA! 🙂
Mhmm chciałam w ciemno zakupić kolejne tomy serii, ale teraz się wstrzymam. Najpierw przeczytam i ocenię czy chcę w tę serię brnąć. Przestraszyłam się trochę tego nasycenia romansu 🙂
To jest najlepsza opcja – dla mnie było zbyt duże natężenie tej namiętności w stosunku do konkretnej treści. Ogromna szkoda, bo tam jest TAKI potencjał! 🙂
fajne pytanie konkursowe, więc wezmę udział, zawsze książka może być na prezent dla jakiejś niewiasty 😀
Weź udział – niewiasty będę oczarowane, jeśli przepadają za namiętnymi romansami 😀
to tylko obmyślę koncept odpowiedzi i smaruje na yt 😀
Zapowiada się interesująco. Jak zwykle 🙂
A gdzie można się zgłaszać, aby wziąć udział w konkursie?
Możesz odpowiadać tutaj na pytanie konkursowe – pytanie zadaję na koniec filmiku 🙂 Konkurs trwa do soboty 🙂
To pozornie łatwe pytanie, wcale takie nie jest.
Nie zdecydowałabym się na żadną z epok, które pierwsze nasuwają się na myśl. Zdecydowanie wybrałabym nie tak odległe czasy. Lata 20. XX wieku. Może nie przez modę, która stała się bardziej frywolna, ale ze względu na możliwość poznania bardzo ciekawych ludzi, których wszyscy znamy (i to obojętnie, gdzie dokładnie bym „wylądowała”). Ludzi nauki: Einsteina, Fleminga, Skłodowską-Curie, Edisona. Ludzi muzyki: Gershwina, Ellingtona, Armstronga. Ludzi filmu: Disneya, Keatona. Pisarzy i poetów, których w tym okresie było naprawdę wielu: Tuwim, Gałczyński, Witkiewicz, Reymont, Leśmian, Lechoń, Hemingway, Christie, Huxley, Fitzgareld, Mann, Joyce, Proust. Ale także Mahatma Gandhi czy Al Capone. Prawda? Jak wspaniała różnorodność. Cudowny okres. I przypomina mi się w tym momencie film Woody’ego Allena „O północy w Paryżu”, gdzie główny bohater odbywa podróż w czasie właśnie w lata dwudzieste. Fascynujący film. Ja też bym chciała jak Gil przeżywać wciąż od nowa te podróże. Wdawać się w pogawędki ze sławnymi pisarzami, muzykami i innymi ciekawymi ludźmi tych czasów. A gdybym trafiła, szczęśliwym zbiegiem okoliczności do Anglii, to może udałoby mi się poznać Agathę Christie, której geniusz kryminalny wciąż mnie zaskakuje.
I to by było na tyle…chyba 🙂
Ach! Ślicznie dziękuję za odpowiedź! 🙂
Serial mam w planach obejrzeć, ale książka…. raczej nie dla mnie takie typowe romanse 🙂
No właśnie ja też nie przepadam – za duże natężenie tej namiętności w stosunku do samej opowieści 😉 Ciekawa jestem jak serial to rozwiązał 🙂
Wszyscy się nim zachwycając, więc kto wie… może nie jest aż tak źle 😉
Trzeba sprawdzić 🙂
Hehe, czuję, że dla mnie jest tam jednak za dużo słodkiej miłości i przerysowanej namiętności 😀 Marzy mi się jakiś dobry erotyk, mięsisty i konkretny, bo czasem lubię takie rzeczy przeczytać dla przewietrzenia umysłu, ale… w tym temacie tak łatwo o żenadę i ból brzucha ze śmiechu 😀 Co prawda namawiam teraz Remigiusza, żeby spróbował z tym gatunkiem, a może raczej czymś z elementami erotyku (bo sam mówi, że erotyk jako taki by go wynudził podczas pisania), bo czuję, że on by to mógł udźwignąć 😀 Hmm.
No jeśli chciałabyś dobry erotyk w historycznej odsłonie, to „Obca” się tutaj idealnie sprawdzi, bo to pod tym względem świetna powieść 🙂 No a namiętność nie jest przerysowana, tylko intensywnie obecna, więc możesz spróbować, tym bardziej, że sam klimat jest naprawdę dobry i mglisto-szkocki 😀
O, skoro tak, to jak będę miała ochotę chapsnąć coś w tym klimacie, to przejrzę półki biblioteczne 😀
Tak, lepiej odpuścić w moim przypadku… A teraz zaczęłam się zastanawiać, czy ja przypadkiem nie mam w swoich zbiorach którejś części… Kurczę, chyba naprawdę czas na porządki na półkach z książkami 😀
Jak zwykle świetny komiks 😉
😀 Haha 😀 To jest typowy bukoholizm – nie wiedzieć, co się ma na półkach 😀
Bo wiesz, te tylne rzędy nie chcą się same wyświetlać 😀
Chociaż tutaj i tak mam mało książek, za to chyba już bym się nie doliczyła ile tego leży u rodziców, u SIgrid, a przede wszystkim u Siostry na strychu, gdzie większość ewakuowałam parę lat temu 😀
SZAŁ! Ja też tak mam, bo książki są u rodziców w dwóch mieszkaniach, są u Kuby rodziców, są u babci – ciągła krążanda 😀
Od jakiegoś czasu o „Obcej” słyszę, ale zanim pokazało się wznowienie znalezienie egzemplarza było strasznie trudne (a ceny na allegro, ho, ho!).
No to może wystartuję w konkursie w sumie? Bo z tym cofaniem się w czasie jest tak, że jak sobie zdam sprawę, że mogłabym wylądować w epoce bez toalet, antybiotyków i z mężem nad głową, który byłby panem mojego życia i śmierci, to nawet zobaczenie na własne oczy cudów historii i ważnych wydarzeń mnie nie kusi. Więc cofnęłabym się tak z dziesięć lat — do lat 90., tutaj na miejscu, kiedy moda była przedziwna, internet raczkował, więc nic nie odciągało od czytania, no i było się młodym bardzo, więc i czasu na czytanie było w bród ;). No i można by na bieżąco kolekcjonować pierwsze wydania Pratchetta na przykład tych starszych tomów, i Sapkowskiego (którego te pierwsze wydania mam rozkompletowane, a chciałabym mieć jednolite z tej właśnie starej serii — więc powód czysto pragmatyczny by się znalazł!). Ale tak na chwilkę bym się cofnęła, sentymentalnie, a potem wróciła ;).
Przegodna odpowiedź! 😀 Dziękuję!
kochana świetnie napisana recenzja jesteś moim Guru
I jak ci napisałam wcześniej będę cię męczyć napisz książkę napisz książkę i jeszcze tak 10 tysięcy razy napisz ksiązkę
Bardzo Pięknie piszesz
:*
Czytałam „Obcą” kilka lat temu z lekkimi wyrzutami sumienia (bo romans) i z wypiekami na twarzy 😉 Parę tygodni później pukałam się w głowę i zastanawiałam się, jak ja mogłam to czytać. Do cyklu nie wróciłam, przeraziły mnie ilość i grubość kolejnych tomów i te niekończące się sceny erotyczne 😉 Za to teraz w ramach guilty pleasure oglądam serial.
O! Guilty pleasure idealnie pasuje do tego tytułu 😀 Wypieki faktycznie można mieć zdrowe po lekturze 😀 No ja też raczej już nie wrócę do tej historii, chociaż nie mówić nie, bo może kiedyś takich wypieków właśnie będzie mi trzeba? 😀
Nessie bije wszystko 😀 Nawet moją niechęć do romansów i romansopodobnych tworów. Rozbroiłaś mnie 😀 Poza tym ciekawe spostrzeżenia dotyczące tych romansideł teraz a kiedyś…
😀 Taki właśnie był cel Nessie – wielka radość 😀
A co do rozważań, to przypomniała mi się mama mojej koleżanki z osiedla i jej gigantyczny różowo-biało-złogo harlequinowy regał w sypialni 😀 To była jej guilty pleasure, ale ukrywała romanse przed światem i jak kończyło się miejsce na półkach, to wynosiła pudłami do piwnicy 😀
Nieźle 😀 Jak byłam kiedyś u babci na wsi (w wieku podstawówkowym), jedynymi książkami, jakie były w całym wielkim domu, były harlequiny. I to był chyba jedyny raz, kiedy czytałam romansidła 😀 I to w jakim wieku. Tylko cśśś 😉
Nikomu nic nie powiem 😀