Site icon Wielki Buk

„Jak się nie zakochać” Nina Majewska-Brown – recenzja

Bombla_JakSięNieZakochac

Chick-lit, czyli tzw. literatura kobieca, tworzona zazwyczaj przez kobiety i dla kobiet, podbija światowy rynek literatury popularnej i od lat dominuje na listach bestsellerów topowych księgarni. To intensywnie promowane tytuły, których autorki nie mogą co prawda narzekać na ilość czytelniczek, niemniej jeśli chodzi o krytykę literacką zazwyczaj trafiają do jednego worka z przysłowiowymi harlequinami, erotykami, a także wszystkimi pozostałymi gatunkami zwanymi obraźliwie „literaturą dla kucht”. Co to oznacza? O ile w sercach czytelników jest miejsce na literaturę życiową, opartą o codzienne doświadczenia zwykłych kobiet na całym świecie, to w krytyce literackiej miejsca na te kobiety i ich problemy nie ma, bo… i tutaj pojawia się cały ciąg argumentów, które próbują definiować chick-lit jako gatunek stereotypowy, jako uproszczony w odbiorze i zawsze nakierowany na promocję o szerokiej skali, jakoby kubek i torba dodawane do książki miały skusić te rzesze zadowolonych z lektury czytelniczek. Intrygujące, że sporadycznie w tej krytyce bierze się pod uwagę to, że te powieści zwyczajnie dobrze się czyta, wciągają, śmieszą, wzruszają, nie wymagają zbyt wiele, ale po prostu cieszą docelowego odbiorcę. A to powinno wystarczyć.

Dobrym przykładem poczytnej, przyjaznej w odbiorze serii kobiecej, w tym zwyczajnym, nienaznaczonym seksizmem słowa znaczeniu, jest cykl Niny Majewskiej-Brown, którego bohaterką jest nie kto inny jak Nina, której świat wali się na głowę, a która przeżywa niemożliwe tragedie, by ostatecznie zawsze jakoś stanąć na nogi. Chwiejnie, bo chwiejnie, ale mimo to na tyle stabilnie, by iść naprzód, nawet jak wszystko wydaje się już chylić ku końcowi. Trzeci tom serii jej perypetii „Jak się nie zakochać” kontynuuje historię rozpoczętą w „Wakacjach” i „Zwyczajnym dniu”, życie Niny nabiera rozpędu, po raz kolejny dostaje w kość, by wyjść jako tako na prostą, z kolejną porcją doświadczenia.

Ile Nina z powieści ma wspólnego z każdą inną kobietą, która zdecyduje się sięgnąć po książkę Niny Majewskiej-Brown? Oczywistym jest, że nie można w pełni przeniknąć, czy kopiować cudzego życia, fikcyjnego, czy też nie, natomiast to, co liczy się w chick-lit rodzimej autorki to przede wszystkim emocje oraz podstawowe uczucia. Nina staje się ofiarą przeznaczenia, przytrafia jej się najgorsza rzecz z możliwych, potem druga i kolejna, a ciąg pecha zdaje się jej nigdy nie opuszczać. Pomimo to, wymowa każdego tomu nie jest negatywna, jak można by przypuszczać, ale słodko-gorzka, ot, taka jak to bywa w życiu – prawdziwa aż do bólu. Nie ma tu hollywoodzkich finałów, tylko swoiste pogodzenie się z losem, zalążek nadziei oraz wiara w ułożenie wszystkiego na nowo.

„Jak się nie zakochać”, podobnie jak cały cykl Niny Majewskiej-Brown nie ma być może zbyt wiele wspólnego z tym, co krytyka literacka nazywa literaturą wysoką, ale jest porywająca na swój sposób i z pewnością ucieszy czytelniczki docelowe, te, do których jest skierowana z założenia. Tak to bywa z chick-lit, że nie musi niczego nikomu udowadniać, bo liczby sprzedaży mówią same za siebie, tak samo jak popularność kobiecych autorek. Cykl o Ninie jest tej statystyki świetnym przykładem. Nie ma w nim nic banalnego, ale też nic nadzwyczajnego – to historia pisana życiem, z którą można się po części utożsamić, lub potraktować jak ciekawostkę, ale na pewno urzeka prostotą i szczerością. Na tle serii, „Jak się nie zakochać” wypada dobrze, bez fajerwerków zaskoczenia. To przyjemna kontynuacja, która po raz kolejny udowadnia, że nie sposób niczego zaplanować, bo życie toczy się swoim torem, czy tego chcemy, czy nie.

O.

FABUŁA:

TEMATYKA:

DLA KOGO?

*Recenzja powstała dla portalu Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają.

Exit mobile version