Site icon Wielki Buk

„Nie prosiliśmy o skrzydła” Vanessa Diffenbaugh – recenzja

bombla_nieprosilismy

Jak powiedzieć dziecku, że kraj, w którym żyje od najwcześniejszych dni nie jest jego ojczyzną? Jak wytłumaczyć, że nie liczy się rodzina, nie liczy poświęcenie, czy praca, ale jedynie miejsce w akcie urodzenia? Jak ująć w słowa tęsknotę za kimś, kto musiał wyjechać i nigdy już nie będzie w stanie wrócić? Temat nielegalnej imigracji, rodzinnych rozstań, tragedii i poświęceń, szczególnie w kontekście granicy meksykańsko-amerykańskiej, amerykańskiego snu oraz meksykańsko-amerykańskich stosunków wciąż pozostaje kwestią kontrowersyjną i w większości nierozwiązaną. Emocje mieszają się tutaj ze zdrowym rozsądkiem, prawo ze smutną rzeczywistością. Niby wszystko powinno być takie proste, ale czy w życiu cokolwiek podane jest na tacy?

Z życiowymi rozterkami, bolączkami, z tęsknotą i niemocą zmagają się bohaterowie najnowszej powieści obyczajowej pióra Vanessy Diffenbaugh, czyli „Nie prosiliśmy o skrzydła”.

W bagiennych okolicach San Fransisco zawiedziona życiem Letty Espinosa zostaje zmuszona, by wychowywać dwójkę swoich dzieci zupełnie samotnie. Po nagłym wyjeździe dziadków do Meksyku i niemożliwym już powrocie, piętnastoletni Alex i sześcioletnia Luna potrzebują matki jak nigdy dotąd. Jednak Letty, by wziąć odpowiedzialność za życie innych sama musi pozbierać się, opanować niemoc, tęsknotę i nałóg. A życie lubi rzucać kłody pod nogi, więc codzienność okazuje się być niezbyt łatwa do okiełznania. Powoli jednak zaczyna wychodzić na prostą, poznając na nowo swojego syna i córeczkę, angażując w pracę, odkrywając nieznane talenty i zbliżając się do ludzi, którym do tej pory nie potrafiła zaufać.

„Zrobiła to, czego chcieli jej rodzice. Zastąpiła ich. Jej dzieci były nakarmione, ubrane, odwożone do szkoły na czas. Czy to nie dość? Czy musiała spędzić resztę życia w kraju, który jej nie chce, w kraju, który opuścili jej rodzice? W głowie zaczęła się jej kształtować alternatywa.”

Tak naprawdę temat imigracji, nielegalnie przebywających na obszarze zjednoczonych obywateli Meksyku i walki z systemem, to tutaj jedynie wierzchołek fabularnej góry lodowej. Vanessa Diffenbaugh wykreowała postać, która by wreszcie dorosnąć, oraz by wziąć odpowiedzialność za życie swoje, jak i swoich dzieci musi w końcu odciąć pępowinę, którą przez lata kurczowo trzymała się matki i ojca. Jej tęsknota przypomina niemal żałobę, jest tak silna i agresywna. Tym samym, Letty musi przypomnieć sobie co oznacza być matką, a ten sprawdzian z macierzyństwa wcale nie musi okazać się satysfakcjonujący. Co to znaczy być matką zdolnego, zagubionego nastolatka? Jak uspokoić nadpobudliwą, głodną dziewczynkę, gdy w lodówce jest tylko mrożonka? Jak wytłumaczyć, że dziadek i babcia nie mogą wrócić do miejsca, które do tej pory było ich domem?

Powieść Vanessy Diffenbaugh to urocza, ciepła współczesna historia obyczajowa, która niby jest przewidywalna, ale również na swój sposób nieoczywista w rozwiązaniach fabularnych. Co więcej, to powieść niezwykle aktualna, dotykająca bolesnych, trudnych tematów, z którymi Stany Zjednoczone borykają się niezmiennie od lat. „Nie prosiliśmy o skrzydła” to taki mały, rozbity rodzinny portret, wielobarwna mozaika, którą powoli, mozolnie trzeba poskładać, dobudować tak, by odnaleźć szczęście. Nie musi być idealnie i nigdy idealnie nie będzie, ale warto próbować, bo ucieczka nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem.

Jest w tej historii coś świeżego, naturalnego i prawdziwego, co przyciągnie nawet czytelnika, który nie szafuje nadmiernie emocjami.

O.

FABUŁA:

TEMATYKA:

DLA KOGO?

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Świat Książki. <3

**Zapraszam na filmik!

Exit mobile version