To miejsce jest bezwzględne, jest perwersyjne, jest nie do zatrzymania, jak do niego wejdziesz, to już nie ma odwrotu. Zapraszam do „NightWhere”! To kolejna po wspaniałej „Syrenie” i „Drzewie Rodowym” powieść Johna Eversona, która pojawiła się w Polsce.
Rae i Mark to małżeństwo co najmniej nietypowe, umykające wszystkim możliwym tradycyjnym schematom. On, może i ma duszę tradycjonalisty, ale ona to chodząca seksualna bomba, która tylko szuka nowych podniet i możliwości przekraczania granic. I tak, od poczciwych niemal klubów swingersów i BDSM, Rae i Mark trafiają do mitycznego NightWhere, klubu, o którym wszyscy mówią, a którego nie widział nikt. Kto już raz trafi do NightWhere, kto zakosztuje w Błękicie, Czerwieni i Czerni, ten już nigdy nie będzie pragnął niczego innego. Bo tutaj ból, cierpienie i żądza przyjmuje nieoczekiwane, nieoczywiste formy, o czym wkrótce przekona się spragniona wrażeń Rae.
Jest moc, jest ogień, jest być może najlepsza do tej pory powieść Johna Eversona, która jednak sprawdzi się wyłącznie dla koneserów grozy skrajnie ekstremalnej i wyuzdanej! Jest w „NightWhere” coś niepokojącego, ta mroczna nuta, która otula nas już od pierwszych akapitów. To ten rodzaj dusznej, lepkiej, horrorowej mgły, w której horrorowcy czują się co prawda jak ryby w wodzie, ale tylko dlatego, że podsyca właśnie to poczucie niepokoju i narastającej grozy. Jak już napisałam wyżej – „NightWhere” to horror ekstremalny w najlepszym tego słowa znaczeniu. To flaki, to krew, to skrajna, ekstremalna przemoc, której nie da się niczym wytłumaczyć. To także wyolbrzymiona do granic perwersja i zboczenie, które wciąga prosto w piekielne otchłanie. To nie jest pozycja dla wszystkich, bo nie każdy jest w stanie ogarnąć umysłem tak wielką brutalność, tak niepojęty odlot.
Co to wszystko oznacza? A to, że „NightWhere”, chociaż dla mnie stanowi niemal opus magnum Johna Eversona, gdzie mamy wszystko co najpotworniejsze i najbardziej krwawe, to nie sprawdzi się dla niedzielnych czytelników grozy. To lektura dla koneserów horrorów ekstremalnych, dla tych, którzy takie klimaty biorą na klatę bez narastającego pawia w gardle, ale z narastającą fascynacją.
Według mnie, „NightWhere” jest absolutnie fenomenalne, wynaturzone, jak u Edwarda Lee w „City Infernal”, a jednocześnie ma w sobie coś magnetycznego, coś wampirycznego, chociaż nie dosłownie. Motyw wampiryczny jednak jest tutaj obecny – John Everson miał genialny pomysł i świetnie go poprowadził od początku do samego końca, bez popadania w przesadę, zachowując całkowitą spójność myśli.
Jeśli lubicie takie skrajne, ekstremalne klimaty, jeśli jesteście pełnoletni, bo to lektura wyłącznie dla pełnoletnich czytelników, to „NightWhere” będzie właśnie dla Was! Na pewno było dla mnie.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo cienie z Czerni krzyczą o moją duszę…
O.
*”NightWhere” upolujecie na stronie sklepu OkolicaStrachu.