Proza ostra jak brzytwa, okrutna, do bólu precyzyjna, która przyciąga uwagę i nie daje o sobie zapomnieć –”Mur duchów” Sary Moss.
Nastoletnia Silvie wiedziała, że tak będzie – kolejne lato bez butów, bez telewizora, z dala od cywilizacji. Jej ojciec, miłośnik kultury starożytnej i domorosły pasjonat historii brytyjskiej, zabiera córkę i żonę, by dołączyć do obozu antropologicznego. Celem uczestników jest próba naśladowania życia plemion epoki żelaza, nauka poprzez odtwarzanie tamtej rzeczywistości. Tylko że ojciec Silvie traktuję historię naprawdę poważnie – nie przyjmuje do wiadomości, że dla innych może być to jedynie zabawa. Dostaje obsesji, budzą się w nim do tej pory ukrywane w czterech ścianach brutalne instynkty. I tylko żona i córka zdają sobie sprawę, do czego naprawdę jest zdolny. Z każdym kolejnym dniem eksperyment naukowy po trochu wymyka się spod kontroli..
Powieści Sary Moss mają to do siebie, że trafiają do sedna czytelniczej duszy, poruszają nerwy, podburzają krew. Sięgając po „Mur duchów” w gruncie rzeczy już od pierwszych akapitów możemy się domyślić jakim tropem podąży ta historia. A mimo to podejmujemy lekturę i w oczekiwaniu, z narastającym napięciem obserwujemy tę opowieść o narastającej przemocy, przemocy, która rozgrywa się pośród najbliższych, pośród rodziny. Sarah Moss nie boi się pisać o sprawach najważniejszych, nie wstydzi się poruszać tematów kontrowersyjnych. W „Murze duchów” z początku robi to jednak po cichu, niemal szeptem, prawie ostrożnie, by ze strony na stronę rozpędzać się, mówiąc coraz głośniej, wreszcie wrzeszczeć we wstrząsającym finale.
Ta powieść bowiem jest wstrząsająca. Sarah Moss opowiada o przemocy domowej w pełnym świetle, na otwartej przestrzeni, przemocy nacechowanej mizoginią, którą widać jak na dłoni, chociaż ofiary błagają o niewidzialność. Być może inaczej byłoby, gdyby akcja rozgrywała się w czterech ścianach, pośród małych rodzinnych dramatów, na jednym z tych szaro-burych osiedli. Akcja „Muru duchów” rozgrywa się jednak w środku upalnego lata, pośród malowniczych krajobrazów, otwartych namiotów, historycznych artefaktów. Otwarta przestrzeń i piękna okolica zaburzają w pewien sposób percepcję, próbują oszukać, tworzyć fatamorgany, ale maski opadają szybciej niż byśmy chcieli.
Sarah Moss jest mistrzynią budowania suspensu, rozgrywania rodzinnych tragedii i tych niewielkich codziennych dramatów, ale w „Murze duchów” przeszła samą siebie. Jak dotąd jedna z najlepszych książek tego roku.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.
**Zapraszam na film i na KONKURS!
Komentarz do: “„Mur duchów” Sarah Moss – recenzja”