„W cieniu Babiej Góry” Irena Małysa – recenzja

Tragiczne wydarzenia 1969 roku zainspirowały Irenę Małysę do stworzenia kryminalnej zagadki, w której przeszłość wciąż drąży małe beskidzkie miasteczko w debiutanckiej powieści „W cieniu Babiej Góry”.

W CIENIU PRZESZŁOŚCI

Policjantka Baśka Zajda musiała wrócić w rodzinne strony. Straciła swojego partnera, straciła swoją miłość. Wierzy, że przynosi innym pecha i nic dziwnego – niedługo po jej powrocie, podczas panieńskiej wyprawy na Babią Górę ginie jej najlepsza przyjaciółka Iza. W okolicy rozpętuje się piekło. Iza była córką posła, narzeczoną syna lokalnego biznesmena, ale… Iza miała też swoje tajemnice, o których Baśka nie miała pojęcia. Rusza śledztwo, które zaprowadzi policjantkę w najbardziej zaskakującym kierunku. Powrócą tajemnice przeszłości i historia tragicznej katastrofy, o której nikt nie chce dzisiaj mówić.

BEZ WZRUSZEŃ

„W cieniu Babiej Góry” wciąga od pierwszej strony i pozwala snuć własne przypuszczenia, własne teorie, także te spiskowe, związane z niby dawno minioną władzą. Co wydarzyło się tamtego dnia 1969 roku przed laty?  Irena Małysa wzięła pod lupę prawdziwą katastrofę samolotu, wykorzystała relacje świadków tamtych wydarzeń i umiejętnie, z wyczuciem wplotła je w swoją kryminalną opowieść.

W tle rysuje się przed czytelnikiem malownicze miasteczko w Beskidach, które w wyniku niefortunnych zdarzeń zostaje skąpane we krwi. Przemoc rodzi tu przemoc, chciwość budzi morderców, a nienawiść kreuje największe możliwe potwory, które ożywają w ludziach, po których nigdy byśmy się tego nie spodziewali.

Podoba mi się, że Irena Małysa nie wzrusza się swoimi bohaterką. Baśka to twarda babka po przejściach, której życie co prawda nie oszczędza, ale ma jednak na kim polegać. Nie rozczula się nad sobą, a każdy kolejny jej krok umacnia tylko jej poharataną duszę i serce. Potrafi odnaleźć się nawet w najtrudniejszej sytuacji, bo wie, czym jest odpowiedzialność za wartości, za którymi stoi.

Jeśli grasz w Wielkobukowe BINGO

ŚWIETNY DEBIUT

W polskich kryminałach najbardziej cenię sobie różnorodność – niby małe społeczności wiele łączy, jednak to koloryt lokalny połączony z fascynującym folklorem danego regionu pozostawia po sobie niezatarte wrażenie. W przypadku „W cieniu Babiej Góry” to beskidzkie legendy, to halny, który niesie szaleństwo, to górskie szlaki, na których można spotkać samego diabła.

Polska kryminałem stoi, bez dwóch zdań, a na kolejne książki Ireny Małysy czekam z dużym zainteresowaniem.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem MOVA.

**Zapraszam na film i na KONKURS!

Dodaj komentarz: