„Pierwszy dzień wiosny” Nancy Tucker – recenzja patronacka

„Zabiłam dzisiaj małego chłopca.” – to wyznanie ośmioletniej dziewczynki uderza w czytelnika z impetem pociągu i zaczyna inteligentny, precyzyjny jak ostrze thriller psychologiczno-społeczny, przejmującą historię przemocy, braku miłości, odrzucenia… „Pierwszy dzień wiosny” Nancy Tucker.

CHRISSIE I JULIA

Tamtego marcowego dnia, w jednym z opuszczonych ruder na jednym z angielskich osiedli, ośmioletnia Chrissie zabija malutkiego Stevena. Rusza śledztwo, które dziewczynka obserwuje bacznie i z rosnącą radością. Morderstwo dało jej siłę, poczuła się Bogiem, wypełniło pustkę i nasyciło głód. Do tego nikt jej nie podejrzewa, więc może dalej się bawić, snuć po ulicach i placach zabawach, odwiedzać pobliskie domy, obserwować dorosłych. Sekret pozostaje bezpieczny, do czasu…

Dwudziestopięcioletnia Julia ma kilkuletnią córeczkę, która jest całym jej światem. Jest jej siłą, jest opoką, jest poczuciem największej radości i bezpieczeństwa. Nie umie wyobrazić sobie bez dziecka życia.

Chrissie i Julia to ta sama osoba. Poznajcie jej historię.

INTELIGENTNA, MAGNETYZUJĄCA

„Nie wiedziałam, jak jej wytłumaczyć, że jedzenie przestaje być tylko jedzeniem, kiedy go nie ma, że tym mocniej rośnie i nabrzmiewa, im bardziej człowiek się kurczy i zapada.”

To nie jest taki dreszczowiec, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. To nie ten rodzaj thrillera. Tutaj inny rodzaj cichej, narastającej grozy oblepia nam serce. „Pierwszy dzień wiosny” bowiem to opowieść o przemocy. Nie ma w niej jednak gwałtowności, nie ma siły, nie ma krwi i siniaków. Jest natomiast odrzucenie, jest obojętność, jest rodzicielska apatia, która celnie uderza w dziecko spragnione dotyku, miłości, uwagi. Bohaterka Nancy Tucker nie doświadczyła tych uczuć, nie miała szansy poczuć ani ciepła, ani czułości. Rosła jak chwast, jak rzucona na beton trawa. Na bieżąco przystosowywała się do warunków, jakie tworzyła jej matka. Nie czekały na nią ani śniadania, ani obiady, ani kolacje. Mogła siedzieć na dworze całymi dniami. Mogła chodzić gdzie chciała, z kim chciała. Mogła kogoś zabić.

„Chrissie dopuściła się strasznych rzeczy. Bez dwóch zdań. Ale to jeszcze dziecko. Potrzebowała pomocy od takich osób jak ja i niestety jej nie dostała. Zawiodłam ją. Wszyscy ją zawiedliśmy. To tylko dziewczynka.”

„Pierwszy dzień wiosny” to opowieść o udręczonej dziecięcej duszy, o tęsknocie, o zbrodni, która wydawała się być nieuchronna. O zaniedbaniu, o emocjonalnej szamotaninie, o wielkim, nieukojonym głodzie. O braku matczynej miłości. Ale też o miłości matczynej w ogóle. O próbie poskładania siebie na nowo. O odkupieniu, które być może jest możliwe. Nancy Tucker dokonuje tu wiwisekcji trudnego dzieciństwa, dzieciństwa niedoskonałego, dzieciństwa niewidzialnego. Ile takich dzieciaków biega po ulicach? Ile dziewczynek, które za wygadaną, uśmiechniętą buzią kryją swoje nieszczęście? Autorka z precyzją opisuje życie zwykłego robotniczego osiedla w Wielkiej Brytanii. Jednego z wielu, jednego z tych, które wpisują się w miejski horyzont brytyjskich miast. Kilka ulic, kościół, miejscowy sklepik… Wszyscy się znają na wylot, gapią od lat w te same okna, ale nie lubią mieszać się w nieswoje sprawy. W końcu najłatwiej jest odwrócić wzrok.

Magnetyzujące napięcie nie pozawala czytelnikowi odłożyć „Pierwszego dnia wiosny”, przyszpila nas do ziemi, do samego końca. Wpadamy w ten patologiczny świat naszej dziecięcej bohaterki, patrzymy jej oczami na rzeczywistość, czujemy jej niełatwe, skomplikowane emocje. Te emocje nie gasną w jej dorosłym świecie, chociaż perspektywa zmienia się, nasze uczucia względem bohaterki również. Nancy Tucker stworzyła postać pogmatwaną, poharataną, portret, który osadza się w czytelniku, daje do myślenia. Bywa niełatwa, bywa wstrząsająca – thriller psychologiczno-społeczny i dramatyczna historia odkupienia w jednym. Nie pozostawia czytelnika obojętnym.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Książnica.

Komentarz do: “„Pierwszy dzień wiosny” Nancy Tucker – recenzja patronacka

  1. Magdalena Kwapich napisał(a):

    Kości, które nosisz w kieszeni” to niedawno przeczytana przeze mnie książka Łukasza Barysa ( nagrodzona zresztą Paszportem Polityki), która zrobiła na mnie duże wrażenie i to niewątpliwie za sprawą ukazanego w niej małomiasteczkowego, prowincjonalnego życia, szczerze, bez upiększeń, w całej swej porażającej brzydotą formie. Książka Barysa to opowieść o nastoletniej Uli i biedzie. Tak, bieda jest towarzyszem życia dziewczyny. Jest obecna w jej rodzinnym domu, ciasnym, niezasobnym, lichym, zamieszkiwanym przez jej rodzinę – matkę utrzymującą trójkę dzieci z pensji kasjerki w Biedronce, babkę, starą i schorowaną oraz pleśń pęczniejącą na suficie. Dziewczyna ma świadomość swojego statusu – osoby pochodzącej z biednej rodziny; niechcianej, odrzucanej i wyśmiewanej przez rówieśników. Jednak Ula, bez epatowania nieszczęściem i użalania się nad sobą, opowiada o swoim życiu, o świecie, w którym przyszło jej żyć – pełnym biedy, brzydoty, szpetoty i.. kości. Bo te, oczywiście, niejednokrotnie pojawiają się w utworze. Moją uwagę przyciągnęło także ciekawe połączenie w powieści świata realnego z onirycznymi, z magicznymi wizjami, jawy ze snem, odwiedzinami zza grobu, pojawiające się wielokrotnie w utworze i pogłębiające obecną w nim ciężką, niespokojną, przytłaczającą atmosferę z wszechobecną śmiercią, umieraniem, odchodzeniem.
    Interesujący jest też sposób prowadzenia narracji w powieści. To Ula jest tu nastoletnim narratorem, ale zdarza się, że autor jakby o tym zapominał, snując rozważania daleko wykraczające poza mentalność i przeżycia dziewczyny. Narracja staje się wtedy dojrzalsza i ciekawsza, refleksje bardziej dociekliwe i błyskotliwe, niezwykle trafnie komentujące rzeczywistość.
    I na koniec jeszcze kilka słów na temat języka powieści – jest on niby zwykły, codzienny, ale barwny, pełen niebanalnych, obrazowych, metafor. Do tego dochodzi ironia oraz pojawiający się gdzieniegdzie czarny humor i towarzyszący mu śmiech przez łzy. Taka to smutna, gorzka, ale prawdziwa i przejmująca swoją surowością, opowieść o Polsce B i ludziach zmagających się ze swoim życiem – szarym, biednym, pełnym trosk i kłopotów, na który nie narzekają, ale przyjmują z pokorą. Wyjątkowy to debiut, wyjątkowa lektura! Polecam. Magdalena K.

Dodaj komentarz: