„Cynamonowe gwiazdy” Małgorzata Starosta – recenzja

Słodko-słona powieść obyczajowa z charakterem, idealna na jesienną chandrę – „Cynamonowe gwiazdy” Małgorzaty Starosty.

ŻYCIE DOMINIKI

Ostatnimi czasy w życiu Dominiki nie wiedzie się jakoś specjalnie. Najpierw straciła ukochanego. Potem nowego faceta, któremu zdążyła już zaufać. Teraz z impetem porzuciła swoją pracę w korporacji i spaliła za sobą mosty. Jakby tego było mało, z horyzontu zniknęły perspektywy wymarzonej kariery pisarskiej, a do drzwi po latach niewidzenia zza oceanu zapukała jej matka. No nic nie idzie po myśli Dominiki. Do czasu, gdy horyzont się rozjaśnia i pojawi się ktoś co najmniej nieoczekiwany. Czy Dominika osiągnie to, czego tak bardzo pragnie?

PRZEWROTNOŚCI LOSU

Zaczęło się dokładnie tak, jak tego oczekiwałam – bohaterka rzuca w diabły robotę pośród dialogów okraszonych humorem ciętym i dosadnym. Od razu przepadłam, a Dominika (czy to przypadek, że jesteśmy w tym samym wieku) od razu przypadła mi do gustu. Podobnie jak jej marzenia i oczekiwania od życia. To kobitka po przejściach, ze złamanym serduchem, której oparciem na życiowych zakrętach jest niezastąpiona przyjaciółka i ukochana babcia. To babcia ją wychowywała, to babcia poświęciła dla niej wszystko, to babcia jest tak naprawdę matką, której nigdy nie miała. Matka bowiem – matka marnotrawna, powrócona po kalifornijskich latach dostatku i radości – była nieobecna od pierwszych chwil życia córki, zostawiła ją i dopiero teraz próbuje naprawić tamten błąd. Sami przyznacie, że zawiązanie intrygi na miarę najlepszych komedii, które aż proszą się o niespożyte szaleństwo perypetii. Tak mogło być, a w zamian…

Małgorzata Starosta postawiła w „Cynamonowych gwiazdach” na życie. Życie, które nie jest komedią romantyczną, nie jest też dramatem w stu aktach, ale życiem zwyczajnym, w którym coś się układa, a coś innego sypie w gruzy. Życie w całej swojej okazałości, z wachlarzem emocji, którym daleko jest od egzaltowanych ataków euforii i nieskończonych ataków radości. Bohaterka przeżywa swoje wzloty i upadki, uczy się siebie od nowa, próbuje dogonić marzenia. Cieszy się, denerwuje, płacze… Ironia towarzyszy jej na każdym kroku, ale czy może być inaczej? Czasami tylko humor – humor czarny jak smoła – może nas wygrzebać z niepewności. Może nie zabrzmi to jakoś epicko, ale to dzięki temu twardemu stąpaniu po ziemi Starosty, my – czytelnicy – możemy odnaleźć się w rozterkach jej bohaterki, możemy odnaleźć elementy siebie w jej bolączkach, w jej oczekiwaniach, w jej dążeniu do szczęścia.

Wydawałoby się, że nic prostszego ponad powieść obyczajową… Okazuje się jednak, że pisanie o życiu babeczki na życiowym zakręcie może być prawdziwą sztuką, co udowodniła Małgorzata Starosta w „Cynamonowych gwiazdach”. To powieść słodko-słona, taka, przy której będziemy się śmiać, ale też, przy której co wrażliwsi będą łykać łzy. To historia życiowa i miejscami bolesna, w której relacje rodzinne to nie pocztówki, zdjęcia i tanie bon-moty, ale wielowymiarowe zależności, które znamy z życia na co dzień. To marzenia, które nie spełniają się na zawołanie czy za sprawą magii, ale opłacone są ciężką pracą i poświęceniem. To wszystkie te małe chwile, rozrzucone jak w kalejdoskopie, które w końcu tworzą dziwną, ale swoją własną całość.

„Cynamonowe gwiazdy” na dodanie otuchy, na jesienną chandrę, na zaczytane chwile z książką, w której można się i pośmiać, i popłakać. Idealnie.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Mięta.

Dodaj komentarz: