„Zagubiony” Simon Beckett – recenzja

Zupełnie nowa seria, zupełnie nowy bohater, zupełnie nowa opowieść! Bestsellerowy autor powraca z nową serią thrillerów – „Zagubiony” Simona Becketta.

DUCHY PRZESZŁOŚCI

Sierżant Jonah Colley nie powinien był odbierać tego telefonu. Nocną porą zadzwonił stary znajomy, były najlepszy przyjaciel – poprosił Colleya o pomoc, a ten podążył jego tropem. Na miejscu czekało na niego makabryczne znalezisko, zmasakrowane ciało, atak i… pobudka w szpitalu z perspektywą wielomiesięcznej rehabilitacji. Colleyowi coś w tym wszystkim nie gra, nie pasuje. Dręczą go także wspomnienia z przeszłości, zaginięcie kilkuletniego synka, wyrzuty sumienia. Rusza śledztwo, a Colley będzie zmuszony zanurzyć się w ten największy mrok.

POŚRÓD MROKU

„Zagubiony” zaczyna się nocną porą i wydaje się, że cała ta powieść spowita jest właśnie taką mroczną, nocną, mglistą poświatą. Echem ciemności, które oplata bohaterów, osacza ich, nie pozwala się wyzwolić. Ciemność to metafora, to symbol wszystkich tych nierozwiązanych, nieodgadnionych zbrodni, które kłębią się i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Nawet wspomnienia z przeszłości – z początku niewinne – przeradzają się w sceny rodem z najgorszego koszmaru. Ten koszmar to właśnie życie głównego bohatera, któremu życie wali się w gruzy od dziesięciu lat. Nie zdaje sobie sprawy nawet jak bardzo jest wplątany w sprawy, o których nie ma pojęcia. Jego świat to cierpienie, to tęsknota, to próba zapomnienia o największej traumie, z której nigdy nie będzie potrafił się otrząsnąć. To także poszukiwanie odpowiedzi na najbardziej dręczące go pytania. Na ucieszenie wyrzutów sumienia i wyjaśnienie dawnych spraw. Nic jednak nie idzie po jego myśli – zło zdaje się z nim igrać, a rzeczywistość okazuje się stać na bardzo kruchych fundamentach.

Już od pierwszych scen Simon Beckett udowadnia, że nie będzie się cackać ani z czytelnikiem, ani z bohaterem. „Zagubiony” to thriller kryminalny o złu, które nosi maski, które nosi uśmiech, które potrafi czekać cierpliwie, czaić się i szykować na ten jeden, najważniejszy moment. Nie ma tu miejsca dla nadziei, dla wybaczenia, dla wiary w lepsze jutro. Sierżant Colley to bohater, dla którego nie ma też odkupienia. Trudno go lubić – za dużo wokół niego niedopowiedzeń, zbyt wiele tajemnic – ale nie sposób mu nie współczuć. Spotkała go niewyobrażalna krzywda, stał się ofiarą sił, które za nic mają ludzkie życie, nawet jeśli to życie małego dziecka. On próbuje przebijać się przez ciemność, przenikać osaczający go mrok, szukać światła, którego mu odmówiono. Na próżno.

Aż strach pomyśleć, przed jakimi wyzwaniami postawi Simon Beckett swojego bohatera w kolejnym tomie. „Zagubiony” bowiem to thriller totalny – domknięty i dopięty, w którym rozwiązanie zagadki okazuje się być tym najpotworniejszym z możliwych. Beckett szokuje, Beckett dołuje, wyprowadza czytelnika ze strefy komfortu. Pragniemy wierzyć, że nasz nowy bohater otrząśnie się jakoś, zbierze siły, będzie potrafił jeszcze zaufać tak innym, jak i samemu sobie.

Nie mam konkretnego porównania do cyklu z doktorem Hunterem, ale wiem, że z sierżantem Colleyem zostanę na dłużej i razem z nim zanurzę się w jego ciemność.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca.

Komentarz do: “„Zagubiony” Simon Beckett – recenzja

Dodaj komentarz: