„Gościni” Marcin Napiórkowski | Bezsenne Środy

Uśniejów. Małe miasteczko pośród beskidzkich lasów i wzniesień. Idealne miejsce na rodzinny wypad. Zabawa grozą pióra Marcina Napiórkowskiego w „Gościni”.

WITAJCIE W UŚNIEJOWIE

„Spójrz na tę ścianę lasu za nami. Popatrz chwilę w tę ciemność, posłuchaj jej. Twoja wyobraźnia natychmiast zaludni ją potworami. Oczywiście twój rozsądek, ta wierzchnia warstwa mózgu przystosowana już do technologii, zaraz ci wyjaśni, że nie ma się czego bać, bo w ciemnym lesie wcale nie czają się potwory. Dowcip polega na tym, że to wyobraźnia ma rację.”

Witajcie w Uśniejowie – to niewielkie miasteczko ukryte pośród beskidzkich lasów i wniesień. Nie ma go w prospektach, a jednak pełne jest wspaniałych atrakcji dla odwiedzających je turystów. Jest skansen, w którym można poczuć prawdziwy powiew historii. Jest zamek, w którym pojedynki rycerzy mogą zmrozić krew w żyłach. Jest park dinozaurów z figurami w realistycznych rozmiarach i aquapark z jedną z najdłuższych zjeżdżalni wodnych w Europie! Nie wspominając Festiwalu Pieroga! I to właśnie do Uśniejowa trafia rodzinka, która prowadzi popularny kanał YouTube znany jako Pan Wycieczka. Pośród deszczu ugości ich urocze starsze małżeństwo, a oni w kolejnych dniach poznają nieznane uroki Uśniejowa.

CZY STRASZY?

Jak na badacza mitów współczesnych i semiotyka przystało, Marcin Napiórkowski bawi się konwencją horroru. A to oznacza jedno – „Gościni” nie tyle straszy, ile wykorzystuje rozpoznawalne koncepty, by opowiedzieć nieco inną opowieść. Jego horror to horror rodziny, w której rodzinne więzy poluzowały się. To horror ludzi, którym łatwiej patrzeć w obiektyw kamerki niż sobie nawzajem w oczy. To horror wiecznego uśmiechu przyklejonego do twarzy smutnego klauna. W końcu klaun to klaun, nawet jeśli smutny, to bawi. A o zabawę przecież chodzi.

W tle opowieść o małym podejrzanym co najmniej miasteczku i o równie małej, specyficznej społeczności. Coś tutaj jest na tak, ale napięcie budowane jest stopniowo. Marcin Napiórkowski gra z czytelnikami w grę, a horror to jego gatunek wyjściowy. I potrafi nim obracać na swoją korzyść.

Z POMYSŁEM I PRZESŁANIEM

Z zaskoczeniem i z prawdziwą radością odkrywałam kolejne warstwy, którymi Marcin Napiórkowski otulił swoją „Gościnię”. Napisał powieść, którą miłośnicy grozy mogę po prostu czytać i świetnie bawić się horrorową historią. A dla tych, którzy na dokładkę szukają poziomów i głębi, nadał całości nieoczywisty i fascynujący kierunek. Z pomysłem i z przesłaniem.

Punktem wyjścia jest tutaj rodzina, która rozpada się w szwach. Na jej czele stoi ojciec, który jest głównym prowadzącym kanału Pan Wycieczka. On jest właśnie Panem Wycieczką i przez te kilka lat na YouTube jego internetowa persona stała się nieodłączną częścią osobowości. A to zaczęło zostawiać rysy na rodzinnych więzach. Nawet wspólny wyjazd okazuje się być dla wszystkich torturą. Niby bajeczne miejsce, niby bajeczny najnowocześniejszy samochód, niby wzajemna bliskość, ale… Jeśli nawet prosty posiłek to dziesięć podejść nagrywki i fotografowania, to każdemu taki wyjazd w końcu wychodzi bokiem. A rodzina jako taka cierpi. I szuka ukojenia nie wewnątrz siebie, ale na zewnątrz. Na szczęście Uśniejów jest miejscem, które pozwala odnaleźć spokój, wyciszenie i spełnić marzenia. Na szczęście…

Zabawa horrorową konwencją wyszła Marcinowi Napiórkowskiemu przednio. Nie mogę zdradzić chwytów, które wykorzystał, bo zepsułabym Was całą zabawę, ale warto mieć oczy szeroko otwarte od pierwszych stron. I zwracać uwagę na szczegóły, bo to one robią tu całą robotę. „Gościni” to wiwisekcja współczesności, to spojrzenie przez lupę na relacje międzyludzkie pod wpływem presji technologii, to historia, która mrozi krew w żyłach, nawet jeśli nie straszy do nieprzytomności. Ma w sobie ten pazur, te zębiska, które chwytają nas i trzymają wpatrzonych, zatopionych w lekturze.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo zaczynam odliczanie.

O.

Dodaj komentarz: