„Ucieczka” Carl Frode Tiller | Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich

Status związku z prozą Tillera: TO SKOMPLIKOWANE. Posłuchajcie o „Ucieczce”, wyrafinowanej, bardzo poruszającej, świątecznej powieści z Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich.

TA JEDNA NOC

Cud Bożego Narodzenia. Tak można nazwać noc, jaką przeżyli Elizabet i Sakarias, rodzice zmarłego Johannesa. Rozstali się po jego nagłej śmierci, nic ich już w zasadzie nie łączy poza wspólnymi wspomnieniami ukochanego syna. Ta Wigilia jest pierwszą bez Johannesa. Wracają z cmentarza, decydują się na wspólną wieczerzę i nagle, przy dźwiękach ukochanej fugi syna, którą Elizabet gra na pianinie… coś zaczyna się dziać.

GŁOS DO GŁOSU

Ciekawostka z życia – przez lata w dzieciństwie uczęszczałam do szkoły muzycznej, od razu więc wpadł mi do głowy koncept, jakim Carl Frode Tiller posłużył się w „Ucieczce”. Ucieczka czyli fuga, fuga, czyli utwór muzyczny. W powieści ukochany utwór muzyczny zmarłego syna, którego struktura polega na… głosach. Wielu głosach, które przenikają się i zmieniają, wymieniają i uciekają. I taką konstrukcję fugi w formie literackiej obrał sobie Tiller przy tworzeniu swojej „Ucieczki”. To brzmi skomplikowanie, ale to kwestia wczucia się w kompozycję całości. Chodzi o to, że w pokoju nie ma tylko Elizabety i Sakariasa, ojca i matki, ale przenika ich duch ich syna Johannesa, który pozwala wyrazić to, czego nie mógł za życia. I tak, rodzina znów jest razem, a słowa płyną gładko, wychodzą na jaw sekrety, wychodzą tajemnice. Raz Johannes mówi ustami matki, raz ustami ojca. I wyraża wszystko co najważniejsze.

Z Tillerem to skomplikowane – status związku do jego prozy nie zmienia się przy „Ucieczce”. To niełatwa opowieść, z konceptem, który może umknąć, może się wymknąć. Już sam koncept fugi jako struktury literackiej to wyższa forma wyrazu, ale! To, co pozostaje uniwersalne to emocje, w fudze bowiem emocje głosu, który mówi (w formie muzycznej, ale też literackiej) są najważniejsze. Chodzi w gruncie rzeczy o tajemnice. Tajemnice dorastającego chłopaka i jego rodziny, która mierzy się ze stratą. O ból, o tęsknotę, o potrzebę bliskości, o potrzebę bycia zrozumianym i potrzebnym. Tiller drąży w słowach, jak Bach drążył w muzyce, ale to, co udało mu się najbardziej to zaklęcie magii Bożego Narodzenia w opowieści o żałobie i o tym, co niewypowiedziane.

I to wcale nie tak, że teraz z Tillerem będziemy jakoś blisko. Wciąż uważam, że zapętlanie się w strukturze i koncepcji może być problematyczne dla czytelnika. A o zanurzenie w powieści przecież tu chodzi. Jednak wierzę, że emocje – ekstremalne, kontrastowe, drażniące – przejmą tę historię i pozwolą przez nią po prostu płynąć. Nie, nie będzie wcale łatwo, ale może czasami łatwo nie może być. Nie z opowieścią taką jak „Ucieczka”, która ma przeniknąć do nas, zatrzymać nas paradoksalnie w miejscu, by nie uciekać, ale stawić czoła prawdzie.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.

Dodaj komentarz: