„Wybrzeże Szpiegów” Tess Gerritsen | recenzja

"Wybrzeże Szpiegów" Tess Gerritsen - recenzja książki

Nowy gatunek, nowa seria, nowa powieść od jednej z najpopularniejszych pisarek – „Wybrzeże szpiegów” Tess Gerritsen.

AGENTKA NA EMERYTURZE

Maggie Bird jest na zasłużonej emeryturze. Mieszka w małym sennym miasteczku na wybrzeżu stanu Maine, nad oceanem, ma swoją farmę, kurczaki i to wszystko, czego potrzebuje do życia. W końcu przeżyła swoje i ma po dziurki w nosie wrażeń. Kiedy pewnego dnia odwiedza ją tajemnicza nieznajoma, a kilka godzin później ktoś podrzuca jej zmasakrowane ciało – Maggie zdaje sobie sprawę, że jej przeszłość powraca. Maggie bowiem jest byłą agentką CIA i przez lata narobiła sobie wielu wrogów. Na szczęście ma też sprawdzoną paczkę starych znajomych – Klub Martini to byli agenci, którzy nie zostawią Maggie na pastwę niebezpieczeństwa.

Okładka książki "Wybrzeże szpiegów" Tess Gerritsen i informacje o polskim wydaniu

POWIEŚĆ SZPIEGOWSKA?

Czy „Wybrzeże szpiegów” jest powieścią stricte szpiegowską? Jak najbardziej, ale robi to na swoich zasadach!

Tajemnica i intryga – punktem wyjścia nie jest wcale Maggie, ale tajemnicza Diana Ward, która z początku jest nemezis naszej głównej bohaterki, kobietą, która również się ukrywa, a której zdemaskowanie rozpoczyna cały ciąg zdarzeń. I prowadzi do miasteczka w stanie Maine. Odkrycie miejsca pobytu Ward to priorytet, podobnie jak dojście do sedna misji, w którą obie kobiety były kiedyś zamieszane.

Bohaterowie i antybohaterowie – byli agenci mają to do siebie, że nie są tylko dobrzy, albo tylko źli. Oni operują w odcieniach szarości, w strefie cienia, pośród odbić lustrzanych i zniekształconych. Kryją swoje tajemnice, mają swoje sekrety, dokonują najtrudniejszych wyborów. Ale zdrada – zdrada zawsze pozostaje ich największym grzechem i wyznacza podstawę nie tylko szpiegowskiego, ale też emocjonalnego konfliktu.

Spiski i konflikty międzynarodowe – bez spisków nie ma powieści szpiegowskiej! Kto jest swój, a kto stał się kretem? Kto jest przyjacielem, kto wrogiem? Czy można zaufać najbliższej osobie? Chociaż akcja powieści rozgrywa się w kilku miejscach, przeskakujemy po punktach mapy, to jednak spiski i konflikty dotyczą przede wszystkim emocji i zależności między bohaterami.

To, czego moim zdaniem brakuje, a co jednocześnie paradoksalnie sprawia, że powieść szpiegowska a la Gerritsen jest po prostu lekka i przystępna to skupienie się na realistycznym i dynamicznym środowisku, które odzwierciedla rzeczywiste konflikty i scenariusze polityczne. To nie jest Le Carre, to nie jest Ken Follet, to nie jest Tom Clancy.

MAŁOMIASTECZKOWY SZNYT

Podoba mi się ta nowa szpiegowsko-obyczajowa twarz Tess Gerritsen, chociaż nie ukrywam, że tęskno mi jest też do jej thrillerowego, brutalnego wydania, które pamiętam z wrażeń „Chirurga”. „Wybrzeże szpiegów” nie ma takiego uderzenia, nie ma takiego impetu, ale jest raczej hybrydą gatunkową, którą mogłabym nazwać cozy spy, czyli przytulnym szpiegostwem. I nie zrozumcie mnie źle – jest tutaj akcja, trup się ściele, i chociaż scen walki, widowiskowych ucieczek i misji nie brakuje, to ma w sobie coś spokojnego, małomiasteczkowego i o ten efekt chyba Gerritsen właśnie chodziło. Żeby nie przytłoczyć czytelników przemocą, ale pozwolić rozsiąść się pośród byłych szpiegów, ich pełnych napięcia historii, wreszcie – poczuć je od nowa na własnej skórze i podejrzeć z perspektywy minionego czasu. Na pierwszym planie mamy akcję, ale to emocje odgrywają tu najważniejszą rolę, to emocjami Gerritsen gra po mistrzowsku.

„Wybrzeże szpiegów” wciąga jak ruchome piaski i trzyma mocno do samego końca. Jednocześnie, to zupełnie inne wrażenie niż przy lekturze serii Rizzoli i Isles. Inne stawki, inny suspens, inni bohaterowie. Może to właśnie kwestia ich wieku, doświadczenia, perspektywy. To, że i my – czytelnicy – patrzymy na ich świat ich własnymi oczami. Ludzi po sześćdziesiątce, którzy wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. I wiedzą, co jest najważniejsze. Wiem, że chciałabym w tym wieku mieć taki swój Klub Martini, ludzi, którzy nawet w największym kryzysie (trup na podjeździe!) staną po mojej stronie.

Miłośnicy Johna Wicka i Jamesa Bonda nie mają tu czego szukać, ale kto ma ochotę na porządną porcję akcji i emocji wstrząśniętych, nie mieszanych – czytajcie „Wybrzeże szpiegów”.

Czekam na kolejny tom!

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Albatros.

Dodaj komentarz: